piątek, 3 grudnia 2010

Zima i szczęście po stronie Lecha


To był niezwykły mecz. Rozgrywany w iście arktycznych warunkach, zimowej aurze, w śnieżycy, na zlodowaciałym boisku. Spotkanie pełne dramatyzmu i walki, ale spotkanie z „happy endem” dla Lecha Poznań.

Pojedynek przeszedł już do historii, a bardziej istotna jest teraz jego racjonalna ocena i wyciągnięcie wniosków z niewątpliwego sukcesu poznańskiej drużyny. Niestety z dużą dozą pewności można stwierdzić, że zagotowały się głowy polskie, ale także włoskie po meczu.

Syndrom „gorącej głowy”

W naszym kraju zapanowała powszechna euforia, hurraoptymizm, skrajna postawa sławiąca heroiczny czyn Poznaniaków. Po części takie podejście można zrozumieć. Jest to ogromne osiągnięcie Lecha Poznań. Z pewnością największe w jego niemal 90-letniej historii. Jednak każdy sukces ma swoje drugie dno. Na wyniki „Kolejorza” nie można patrzeć przez pryzmat całej polskiej piłki. Wszechobecną przeciętność, by nie powiedzieć bylejakość i mizerię nie może przysłonić kilka dobrych meczów. Mam obawy, że rodzimy futbol będzie teraz oceniany zupełnie nieprawidłowo i wszyscy stwierdzą, że nie jest z nim tak źle skoro potrafimy wyeliminować tak potężny klub jak Juventus.

Kolejna sprawa to ocena meczu. W oczach wielu sympatyków piłki na plan pierwszy wysuwa się determinacja, walka, wola zwycięstwa, świetne ustawienie taktyczne polskiego zespołu. To wszystko prowadzi do zatrważającej konkluzji – teraz nie straszny nam żaden przeciwnik. Mimo wszystko trzymajmy się faktów i nie zapominajmy, że Lech miał „furę” szczęścia i niewiele brakowało aby wynik był dużo gorszy.

Winny sędzia

Włoskie media skupiły się na decyzji sędziego Vitienesa o kontynuowaniu meczu (drugiej połowy) mimo protestów turyńskiej drużyny. Tak jak wcześniej mówiono, z powodu odpadnięcia Juventusu z Ligi Europejskiej już w fazie grupowej nie robiono tragedii. Wszyscy w Italii zgodnie przyjęli, że winnym takiego stanu rzeczy był Hiszpański sędzia oraz brak szczęścia. To krzywdzące opinie dla polskiej drużyny, która z  pewnością bardziej zasłużyła na awans biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe mecze tejże grupy.

Dlatego najsprawiedliwszym jest awans Lecha. Tym samym ukarane zostało kunktatorstwo Włochów, którzy poprzednie cztery mecze najzwyczajniej w świecie odpuścili chcąc zdobyć jak najwięcej punktów, jak najmniejszym nakładem sił. Przed meczem zaś „obudzili się z ręką w nocniku”. Niepowodzenie dużo łatwiej było im wytłumaczyć fatalnymi warunkami i niemocą strzelecką, niż przełknąć gorycz kompromitacji ich drużyn w Lidze Europejskiej (trzy drużyny na cztery już odpadły).

Trzeci świat

Na koniec przychodzi mi na myśl smutna konkluzja. Otóż za parę lat, kiedy włoski futbol ponownie będzie osiągał znaczące sukcesy, nikt nie będzie pamiętał o jakiejś wstydliwej porażce w piłkarskim trzecim świecie. Natomiast Polacy, za parę lat z rozrzewnieniem będą wspominać wspaniałe sukcesy Lecha w Lidze Europejskiej i wyeliminowanie Juventusu Turyn. Niestety kiedy przychodzą sukcesy to nie potrafimy ich racjonalnie ocenić, a tym bardziej wyciągnąć z nich wniosków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz