poniedziałek, 20 grudnia 2010

Sezon pod znakiem Lecha


Zbliżający się koniec roku sprzyja sporządzaniu wszelkiego typu plebiscytów i tworzeniu różnego  rodzaju podsumowań. Zatem jak podsumować tegoroczne występy polskich drużyn w europejskich pucharach ? Jaką miarą mierzyć sukces Lecha Poznań na tle pozostałych zespołów ? Jak ogółem ocenić piłkę klubową ? Zadanie to ogromnie trudne, i zapewne nie da się obiektywnie i proporcjonalnie do osiąganych wyników, poddać ocenie całościowego dorobku tego sezonu.

Z pewnością lipiec i sierpień były to miesiące najgorsze. Wtedy kluby ponosiły porażkę za porażką, a blamażom nie było końca. Agatha Christie mawiała, że nienawidzi zmywania naczyń, ponieważ jest to zajęcie tak głupie, że aż ma ochotę kogoś zabić. Oglądanie poczynań naszych drużyn w wyżej wymienionych miesiącach było zajęciem jeszcze głupszym, a chęć mordu wzrastała we mnie coraz bardziej wraz z kolejnymi kompromitacjami. Na całe szczęście albo nieszczęście Lech zmazał choć trochę obraz nędzy i rozpaczy.

Szarość w kolorowych odcieniach

Sukces to niewątpliwy. Dawno polski klub nie prezentował się tak dobrze i równo na tle o wiele mocniejszych drużyn. Wyeliminowanie Juventusu i walka do samego końca o pierwsze miejsce w grupie z Manchesterem City to największy sukces klubowego futbolu od czasów gry Legii w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Trzeba także stanowczo podkreślić, że na ten sukces poznańska drużyna w pełni zasłużyła. Niezwykłą motywacją i determinacją, wiarą we własne umiejętności oraz dobrą taktyką. Mimo że, mieli sporo szczęścia to i tak jest to jedyny pozytyw tej jesieni w naszym piłkarskim światku.

Mniej szczęścia miała debiutująca w pucharach Jagiellonia Białystok. Już w pierwszej rundzie trafiła na rywala trudnego i wymagającego. Aris Saloniki to zespół, który wyeliminował Atletico Madryt, ubiegłorocznego triumfatora Ligi Europejskiej. Porażka u siebie 1:2 i remis na wyjeździe 2:2 nie przyniosły wstydu, aczkolwiek gdyby nie trema i błędy indywidualne w Białymstoku w pierwszych dziesięciu minutach meczu, to wynik mógłby być o wiele lepszy.

Największym blamażem zakończyły się występy „Białej Gwiazdy”. Odpaść w fatalnym stylu ze słabą drużyną z Azerbejdżanu – Karabakh – potrafiliby tylko nieliczni (porażki 0:1 i 2:3). Jednak to co wyczyniali działacze przed samymi rozgrywkami woła o pomstę do nieba. Rozmontowali sprawnie działającą obronę, sprzedając Marcelo do PSV oraz Głowackiego do Trabzonsporu, a kupując w ich miejsce zawodników przeciętnych jak: Gordan Bunoza czy Erik Cikos.

Nie popisał się także Ruch Chorzów. Wprawdzie miał przeciwnika trudniejszego niż Wisła – Austria Wiedeń – ale same transfery (sprzedaż Andrzeja Niedzielana i Artura Sobiecha) oraz przygotowanie mentalne do meczu były fatalne. Wypowiedzi zawodników, że przyzwyczaili się już do porażek z mocniejszymi drużynami, uwłaczają im oraz prowokują do pytania o sens rozgrywania meczów z tak „trudnymi” rywalami.

Jest źle, będzie gorzej

Czy w przyszłym sezonie będzie lepiej ? Nie sądzę. Polskie kluby nie potrafiły już wcześniej wyciągać wniosków z kompromitujących porażek, więc i teraz będzie tak samo. Jeszcze gorzej może być jeżeli w przyszłorocznych pucharach zabraknie Lecha, jedynej jak na razie sensownie budowanej drużyny. Jakie zatem błędy były czynione ?

Po pierwsze, nieodpowiednie przygotowanie do sezonu. W pucharach zaczynamy grać bardzo wcześnie – najczęściej już w połowie lipca – ze względu na niskie miejsce w rankingu UEFA. Żeby odpowiednio przygotować się do meczów rozgrywanych tak wcześnie, treningi najlepiej byłoby zacząć już z początkiem czerwca. Niestety dla polskiego kopacza jest nie do pomyślenia, żeby musiał rezygnować z jakże „zasłużonego” urlopu tylko po to, aby mierzyć się z jakimiś zawodnikami z jakichś „egzotycznych” krajów. Za każdym razem, więc dziwimy się dlaczego jest tak fatalnie, dlaczego kompromitujemy się na arenie międzynarodowej. Odpowiedź jest prosta. Jeżeli jesteś przeciętnym piłkarzem, a trenujesz dwa razy mniej (polscy zawodnicy mają 5 miesięcy wolnego w ciągu roku oraz tylko jeden trening dziennie) od piłkarza lepszego, to efektów być nie może.

Po drugie, złe zarządzanie klubem, które przejawia się zarówno w polityce transferowej, jak i wszelkich sprawach natury organizacyjnej: dobór sparingpartnerów, wybór obozów przygotowawczych. Po raz kolejny można podkreślić, że nasze kluby, kiedy tylko osiągną jakiś sukces, są potem osłabiane. Tracą najlepszych i najwartościowszych zawodników, którzy zastępowani są zazwyczaj zagranicznym „szrotem”, kupionym po okazyjnej cenie.

Po trzecie, złe przygotowanie psychiczne do meczów. Zawodnicy albo podchodzą lekceważąco do spotkań z mało znanym przeciwnikiem albo mentalnie przegrywają mecz w szatni z tym mocniejszym. Kiedy „słaby” rywal wychodzi na boisko, a wszystko okazuję się inne niż miało wyglądać, to piłkarze lamentują, że przeciwnik ich zaskoczył, że był dobrze zorganizowany, że nie spodziewali się takiej walki itd. Kiedy zaś mierzą się z kimś silniejszym to wznoszą zgiełk, że i tak nie mieli szans, że tamci byli lepiej wyszkoleni technicznie, że tam większe pieniądze i w ogóle. Pięknej i jakże pouczającej wypowiedzi udzielił Wojciech Grzyb, zawodnik Ruchu Chorzów, tuż po przegranym 1:3 meczu z Austrią Wiedeń – „Mi generalnie odpowiada tak jak jest, nie narzekam. Tyle lat gram w piłkę, że przyzwyczaiłem się do tego co jest.”

Diamencik na gównie

Zapamiętajcie sobie więc wreszcie, raz na zawsze - polski piłkarz  to nie wół, żeby cały czas ciężko pracować. On też musi mieć choć chwilę odpoczynku.

Zapamiętajcie sobie wreszcie, raz na zawsze – polski klub to nie Barcelona, żeby kupić lub wychować godnych następców wyróżniających się zawodników, wytransferowanych do Europy.

Zapamiętajcie sobie wreszcie, że dla zarządu kierującego polską drużyną, nie sukces sportowy jest najważniejszy, ale jak największy zysk.

Jak zatem ocenić występy polskich drużyn w europejskich pucharach ? Od oceny całokształtu się uchylam. Jedynym pozytywem był i nadal jest Lech Poznań, a poza nim szukanie innych pozytywów w piłce klubowej to jak szukanie diamentów w gównie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz