piątek, 4 listopada 2011

Narodziny gwiazdy

Jeszcze rok temu nie mieścił się do pierwszego zespołu Legii. Dość powiedzieć, że groziła mu chroniczna stagnacja w Młodej Ekstraklasie. Teraz nikt na Łazienkowskiej nie wyobraża sobie ekipy Skorży bez Serba. W obecnym sezonie Miroslav Radovic jest najjaśniejszą postacią warszawskiej drużyny. Jego gra elektryzuje, a kluczowe bramki zdobywane w Lidze Europejskiej przeszywają trzewia wprost euforyczną radością. Strzelał z Giazantepsporem, dwa gole wbił Spartakowi Moskwa, a kolejne trafienia z Hapoelem Tel-Awiw oraz Rapidem Bukareszt decydowały o zwycięstwach.

Klubowi dał awans do kolejnej rundy, a sam bije się o tytuł króla strzelców tych rozgrywek. W 7 spotkaniach trafiał 7 razy, co nie zdarzyło się żadnemu Legioniście w jednym sezonie występów w europejskim pucharze. Dodając do tego 4 bramki zdobyte w 11 ligowych pojedynkach, otrzymujemy bilans wyśmienity i porażający jak na pomocnika – w 18 grach strzelił 11 goli. Jego znakomite mecze zaowocowały powołaniem do reprezentacji Serbii (z powodu urazu nie będzie mógł pojechać na zgrupowanie kadry).

Nie zawsze jednak było tak pięknie. Po obiecującym pierwszym sezonie (6 bramek i 8 asyst), kolejne nie były już udane. Przyszedł spadek formy oraz kryzys. Nie potrafił dogadać się ze szkoleniowcem Janem Urbanem i częściej siadał na ławce rezerwowych niż wychodził na boisko. Jeszcze gorsze były początki u trenera Skorży. Skrzydłowy nie łapał się nawet do meczowej „osiemnastki”, a spotkania na ogół oglądał z trybun. Szokującą metamorfozę przeszedł dopiero po zmianie pozycji. Wielka w tym zasługa Macieja Skorży, który przemianował go ze zwykłego skrzydłowego na (niezwykłego) środkowego pomocnika, pełniącego rolę bądź napastnika bądź rozgrywającego. Od tej pory Serb nie tylko kreował większość ofensywnych akcji Legionistów (7 asyst), ale również stał się piłkarzem strzelającym kluczowe gole - 10 w poprzednim sezonie.

Obecnie znajduje się w życiowej formie. Wspaniale współpracuje z Danijelem Ljuboją. Drużynie daje niezwykły zastrzyk energii, pomysłowości, temperamentu oraz zadziorności, a w decydujących momentach potrafi zachować zimną krew. W grającej w sposób porywający Legii, on zachwyca najczęściej. Tak jak w jednej chwili szkoleniowiec warszawskiej ekipy z nieudacznika przeistoczył się w taktyka wybornego, a jego wyśmiewany i wyszydzany zespół przeobraził się w grający futbol efektowny oraz jednocześnie mądry i poukładany, tak ledwie mgnienie wystarczyło, by Radovic z utalentowanego przeciętniaka stał się gwiazdą pierwszego formatu. Bohaterem poprzedniej jesieni był Łotysz Artiom Rudniew. Teraz nastał czas Serba Miroslava Radovicia. Szkoda jedynie, że o losie polskich klubów w równie dużym stopniu, co obcokrajowcy, nie decydują Polacy.

1 komentarz:

  1. Twój blog został oceniony na era-krytyki.blog.onet.pl. Jest to ocena nr [65]

    OdpowiedzUsuń