czwartek, 17 listopada 2011

Idiotyzmy pana Dyzmy

Niedawno minęły dwa lata, odkąd Franciszek Smuda jest selekcjonerem reprezentacji Polski. Były to dwa lata w trakcie, których swoimi wypowiedziami i stanowczymi deklaracjami sporządził nam ogromny, pełnokrwisty stek bzdur. Dwa lata w ciągu, których decyzjami personalnymi oraz taktycznymi, zaprosił nas do swojej trenerskiej kuchni, gdzie najważniejszym daniem były idiotyzmy, najczęstszą przystawką przypadkowość, a najistotniejszą przyprawą absurd.

Moralizator

Szkoleniowiec od samego początku dawał świadectwo własnej niekonsekwencji i niesłowności. Tuż przed objęciem kadry prawił morały, mówiąc: „Niedługo będzie tak, że nawet sprzedawca z bazaru w Egipcie, który rzuci po polsku <Cien doply, jak się masz>, dostanie paszport”. Tymczasem obecnie w zespole są Polacy z krwi i kości typu Perquis, Polanski, Obraniak bądź kontuzjowany Boenisch. To relatywizm i makiawelizm w najczystszej postaci. Bohater artykułu uzmysłowił sobie w pewnym momencie, że z drużyną, w której panuje wszechobecna mizeria, nie osiągnie zbyt wiele na Euro 2012. Począł więc dostosowywać się do trudnej sytuacji, rozdając paszporty na prawo i lewo, przecząc tym samym, własnym – szlachetnym niegdyś – intencjom. W myśl zasady, że cel uświęca środki, namówił do gry futbolistów, którzy z Polską mają niewiele wspólnego, ale, którzy rzekomo mieli prezentować wyższy poziom piłkarski od kopaczy rodzimych.

Selekcjoner po objęciu reprezentacji moralizował dalej i twierdził uparcie: „Każdy wie, że, kto ma, choćby najmniejszy brud za pazurami, u Franza nie ma najmniejszych szans na występy. Ktoś zamieszany w historie korupcyjne nie ma prawa grać w koszulce z orzełkiem. Niekiedy mówią, że mam obsesję na punkcie korupcji. A tak, mam! Setny raz powtórzę: tępić, tępić i... wypalać”. Nie przewidział niestety, że w korupcję umoczony mógł być nawet Łukasz Piszczek, najsilniejszy punkt defensywy oraz gwiazda Borussi Dortmund i Budesligi. Wobec tego wymyślił, że w trudnych dla polskiego futbolu czasach trzeba iść na pewne kompromisy i należy być elastycznym. Tak oto obsesja przerodziła się potulne skomlenie oraz żałosną prośbę o zrozumienie.

Dyktator

Pierwsze miesiące pracy trenera upłynęły pod znakiem głośnych afer alkoholowych. O ile na boisku wiało zazwyczaj nudą, o tyle w kadrze nie brakowało nader frapujących wydarzeń. Pierwsza z afer (wyrzuceni Iwański oraz Peszko) nie odbiła się tak szerokim echem, jak druga. Wedle powszechnych opinii została znacznie wyolbrzymiona, lecz nie uratowało to skóry Borucowi oraz Żewłakowowi. Ta sprawa ma jednak drugie dno. Czy niestosowne zachowanie zawodników nie stało się pretekstem do wyrzucenia ich z drużyny, tylko dlatego, że w tej drużynie zawsze mieli coś do powiedzenia. Czy szkoleniowiec chciał w ten sposób pozbyć się piłkarzy niewygodnych, charyzmatycznych, mogących się jemu sprzeciwić. Czy nadrzędnym celem było całkowite podporządkowanie podopiecznych, a w konsekwencji całkowity posłuch.

W następnych miesiącach Smuda przeprowadził chorą selekcję, testując multum przeciętnych graczy, a pomijając tych wyróżniających się, którzy znajdowali się w formie. Zdaje się, że wybierał wedle charakteru zawodnika, a nie umiejętności. Krnąbrnych indywidualistów pomijał, by mieć spokój, by jego zdanie zawsze wybrzmiewało jako to jedynie słuszne i ostateczne. Wykazywał brak jakiegokolwiek zainteresowania futbolistami z lig zagranicznych. Nie oglądał ich w akcji, mimo iż notowali dobre występy (ostatnio, chociażby Kamil Grosicki).

Podróżnik i taktyk

Interesowały go, za to wojaże po całym świecie, gdzie grał najczęściej z przypadkowymi rywalami. Udał się do Kanady, tam mierzył się z - mającym mnóstwo wspólnego z europejską piłką - Ekwadorem. Przybył do Tajlandii, żeby sprawdzić się z tak wymagającymi konkurentami, jak gospodarz oraz Singapur. Frunął do odległej Korei Południowej, tracąc przy tym jakże cenny dla selekcjonera czas. Zgrupowanie skróciło się drastycznie do zaledwie dwóch przedmeczowych treningów.

W trakcie samych meczów, czyli piłkarskiej esencji nie tylko dla kibica, ale także dla trenera, nie widać żadnego pomysłu na grę. Początkowo można było to zrozumieć i tłumaczyć selekcją piłkarzy. Jednak z każdym kolejnym spotkaniem, po upływie kilku miesięcy, gdy nie zmieniło się nic, taktyka oraz występy reprezentacji budzą zasadny niepokój. Szkoleniowiec w ogóle nie wyciąga wniosków z przegranych bądź zwycięskich konfrontacji. Kompletnie kuleje organizacja gry, ofensywne ataki są w dużej mierze przypadkowe i oparte na indywidualnych akcjach poszczególnych graczy. Zawodnicy ustawieni są zbyt wysoko, a pressing niekonsekwentny i chaotyczny. Ponadto polscy kopacze w grze obronnej zachowują się pasywnie, czekając na przeciwnika. Brakuje również wzajemnej asekuracji, a odległości między formacjami są za duże. Błędy, które pojawiały się w pierwszych meczach nie zostały do tej pory wyeliminowane.

Dyplomata

Selekcjoner jest nie tylko typowym naturszczykiem w kwestiach szkoleniowych, ale także nie najlepiej wiedzie mu się w kontaktach z mediami. Jego domeną są „błyskotliwe” powiedzonka i żarciki oraz usprawiedliwianie własnych poczynań w nawet najbardziej niedorzecznych sytuacjach. Kiedy krytykowano go za nadmierny import graczy, stwierdził: „Skąd mam brać tych piłkarzy? Znów się pewnie ktoś obrazi, ale z kibla ich nie wezmę”. Kiedy Łukasz Piszczek przyznał się do stawianych mu zarzutów korupcyjnych, wówczas jego opiekun skonstatował: „Uważam, że od początku źle się tłumaczył. Ale, to jest uczciwy chłopak i powiedział prawdę”.

Koloryzowanie rzeczywistości oraz uciekanie od odpowiedzialności przełożyły się również na pogarszające się z dnia na dzień relacje z kibicami. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu fani wierzyli dozgonnie trenerowi, że ten uczyni z kadry narodowej prawdziwy zespół, zdolny rywalizować z najlepszymi. Teraz nikt nie chce już go słuchać. Oliwy do ognia dolewają ponadto bardzo dyplomatyczne wypowiedzi o przeciwnikach: „Uganda jest przed nami? To są jakieś jaja. Albo te inne afrykańskie drużyny, pałętają się tam po buszu, ale w rankingu są przed nami, to jest zabawa”, czy „Z nim może być różnie. Może być najlepszym piłkarzem turnieju, ale może być też czarną owcą. Pozwala sobie na wiele” (o Mario Balotellim).

Zamiast podsumowania

To wszystko prowadzi do jednego wniosku: jeżeli Artur Boruc przesadził nazywając selekcjonera Dyzmą, to Franciszek Smuda przesadził obejmując reprezentację Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz