poniedziałek, 10 stycznia 2011

Wielkie firmy w odwrocie

Sytuacja Liverpoolu i Juventusu jest nie do pozazdroszczenia. Oba kluby coraz bardziej popadają w przeciętność. Oba w poprzednim sezonie zajmowały 7 miejsca i od dobrych kilkunastu miesięcy nie potrafią załapać formy i grać na odpowiednim dla nich poziomie, pozwalającym nawiązać do niedawnych, lepszych lat. Zarówno kibice Juventusu jak i Liverpoolu wierzyli, że ten sezon będzie dużo lepszy. Zmiany w zarządach, na ławce trenerskiej oraz transfery, wszystko wskazywało, że tak będzie.

Niestety sympatycy tych zespołów przeliczyli się i to bardzo. Liverpool zajmuje dopiero 12 miejsce, kompromitując się porażkami z takimi zespołami jak: Blackpool czy Wolverhampton, przegrywając u siebie kolejno 1-2 i 0-1. Doprowadziło to do zwolnienia Roy’a Hodgsona (jego następcą został tymczasowo Kenny Dalglish). Sytuacja w Juventusie wydawała się dużo lepsza. Mimo, iż odpadli w fatalnym stylu z Ligi Europejskiej – 6 meczów, 6 remisów – to dobra gra w Serie A dawała nawet nadzieje na mistrzostwo (przez pewien czas zajmowali 2 miejsce). Niestety, nowy rok brutalnie rozwiał marzenia o „scudetto”. Włoska drużyna doznała dwóch kompromitujących porażek, najpierw z Parmą na własnym boisku 1-4, potem z Napoli 0-3. W efekcie spadli na 6 pozycję i coraz bardziej muszą się martwić o to, by zająć miejsce premiowane udziałem w pucharach.

Czy jesteśmy zatem świadkami nowych tendencji w piłce włoskiej i angielskiej ? Czy nastąpiła zmiana sił, a wyżej wymienione kluby na dłuższe lata będą typowymi średniakami ? Jakie są przyczyny tak długiego kryzysu ? Można powiedzieć, że odpowiedź jest bardzo prosta - złe zarządzanie. Liverpool i Juventus to obecnie chyba najgorzej zarządzane drużyny w Europie. Widoczne jest to przede wszystkim w zupełnie nietrafionej polityce transferowej.

Przy obecnej konkurencji na rynku transferowym, zażartej walce pomiędzy klubami i milionami wydawanymi na młodych, utalentowanych zawodników, polityka angielskiego i włoskiego klubu opierająca się na dużych oszczędnościach i nabywaniu piłkarzy tylko poprzez nadarzające się okazje jest zupełnie chybiona. Na miejsce klasowych i doświadczonych zawodników ściągani są o wiele słabsi, by nie rzec przeciętni. Wystarczy spojrzeć: Liverpool w miejsce Mascherano kupił Raula Meirelesa, natomiast Juventus sprzedaż Diego tłumaczył wydaniem zbyt dużej ilości pieniędzy na transfery (patrz: Martinez kupiony za 12 mln euro). Kolejna sprawa to zupełnie nieudane transfery, tzw. „niewypały”, których zakup wiązał się z ogromnymi kosztami. W Liverpoolu do tego miana pretendują bądź pretendowali: Alberto Riera, Ryan Babel, Alberto Aquilani, Andrea Dossena, Jermaine Pennant. W Juventusie sytuacja wygląda podobnie. O bezsensownym kupowaniu przeciętnych zawodników świadczy chociażby fakt, że w zeszłorocznym letnim okienku transferowym przyszło aż 12 zawodników, z czego niewielu tak naprawdę się sprawdziło. Do nieudanych zakupów można zaliczyć: Marco Motte, Jorge Martineza, Aramanda Traore, Leandro Rinaudo oraz Davide Lanzafame.

Kolejnym aspektem złego zarządzania są nieodpowiednie zmiany na stanowisku trenerskim. O ile odejście, skłóconego z zarządem, Beniteza było czymś naturalnym, o tyle zatrudnienie w jego miejsce Roya Hodgsona było nieporozumieniem (świetnie sobie poradził z Fulham, ale za to zupełnie nie radził sobie w prowadzeniu dużych klubów jak np. Inter). Jeszcze gorzej wyglądało to w Turynie od czasów zwolnienia Ranieriego. Najpierw powierzono drużynę całkowicie niedoświadczonemu Ferrarze, a potem zastąpiono go jeszcze gorszym Zaccheronim. Teraz zaś piecze sprawuje Del Neri, który także nie uchodzi za wybitnego fachowca.

Odmiennie sprawa wygląda, jeśli chodzi o właścicieli klubów. Liverpool, do niedawna pogrążony w długach, szukał nowego. W końcu go znalazł (New England Sports Ventures), ale nie wiadomo czy nowy inwestor bardziej będzie chciał wyłożyć gotówkę, czy raczej będą go interesowały zyski, jakie klub może przynieść. Z kolei Juventus może być spokojniejszy. Od kilkudziesięciu lat należy do rodziny Agnellich, której to jest oczkiem w głowie. Teraz zaś na fotel prezydenta powrócił sam członek rodziny - Andrea Agnelli - co odebrano we Włoszech jako dobry znak i szansę na powrót lepszych czasów.

Ciężko powiedzieć, aby angielski oraz włoski klub (jeden z nielicznych, który nie przynosi strat) miały kłopoty finansowe bądź zbyt mały budżet. Jednak faktem jest, iż oba dążą do obniżania kontraktów zawodników, aby koszt utrzymania drużyny był jak najmniejszy. Z jednej strony jest to dobre działanie, gdyż w niedługim czasie zespoły będą samowystarczalne pod względem finansowym i nie będą potrzebowały możnego właściciela. Z drugiej strony obniżenie stawek rodzi problem konkurencyjności na rynku transferowym. W dzisiejszych czasach miłość zawodnika można sobie zaskarbić jedynie poprzez wysoki kontrakt. Wybór wielokrotnie odbywa się na zasadzie kto lepiej zapłaci, na dalszym zaś planie pozostaje reputacja klubu.

Wszelkie niepowodzenia Liverpoolu i Juventusu można sprowadzić do jednego wniosku – nieumiejętne zarządzanie. Przejawia się to przede wszystkim w złych zmianach na stanowiskach trenerskich, złych transferach oraz nadmiernym oszczędzaniu. Sprawa jednak wydaje się prosta tylko w teorii, w praktyce zaś oba kluby głęboko tkwią w kryzysie i tylko szybkie, drastyczne oraz gruntowne, a zarazem przemyślane zmiany mogą przywrócić im dawny blask. W przeciwnym razie czekają ich długie lata marazmu i przeciętności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz