poniedziałek, 17 stycznia 2011

Sprzedane ambicje


Zimowe okienko transferowe w polskiej lidze trwa w najlepsze. Dotychczas dokonano wielu ciekawych, ale także kontrowersyjnych transferów. Niestety nie wiem co jest gorsze, czy to, że emocjonujemy się przede wszystkim sprzedażą naszych rodzimych „gwiazd” poza granice, czy też ich decyzjami o odejściu, które z wielu względów są co najmniej dziwne. Bowiem sprzedaży - Sławomira Peszki do będącego w strefie spadkowej FC Koeln oraz Kamila Grosickiego do anonimowego i walczącego o utrzymanie Sivassporu - nie można tłumaczyć w racjonalny sposób. Jakie zatem są powody takich, a nie innych wyborów, czym motywować decyzje o przejściach do drużyn o nikłych aspiracjach. Analizując te transfery można dostrzec więcej niewiadomych niż pewników. Dlatego warto tu podeprzeć się powiedzeniem,  że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku powiedzenie to należy traktować dosłownie.

Piłkarski minimalizm, „kasiasty” maksymalizm

Zastanówmy się najpierw, co bierze lub powinien brać pod uwagę wyróżniający się zawodnik, chcący zmienić klub. Przede wszystkim reputację i pozycję we współczesnej piłce zgłaszającego się zespołu. Ważne jest to, by drużyna posiadała pewną przyszłość oraz żeby zapewniła walkę o poważne cele (istotniejsze bynajmniej niż tylko obrona przed spadkiem do niższej ligi), a także miała solidną bazę treningową, pozwalającą piłkarzowi się rozwijać. Drugim czynnikiem jest reputacja i siła ligi, w której gra dany zespół. Kluczowe jest, by mecze ligowe i ciągła rywalizacja z silnymi przeciwnikami dawała porządne podstawy pod rozwój piłkarski. Trzecim zaś elementem jest ambicja samego gracza, która powinna przejawiać się nie tylko w stawianiu sobie wysokich celów, ale także w mozolnej pracy na treningach, stałym podnoszeniu umiejętności oraz walce o miejsce w podstawowej jedenastce. Kolejny powód to pieniądze. Mniej ważny od pozostałych, ale istotny m. in. dla poczucia wartości piłkarza, respektowania jego zdolności przez klub.

Niestety dla polskiego kopacza taka drabinka wartości piłkarskich ma zupełnie inną kolejność. W większości przypadków, a w szczególności wyżej wymienionych transferów, najważniejszym czynnikiem sprawczym są pieniądze. Powodem numer jeden przy dokonywanym wyborze są kilkakrotnie większe zarobki niż dotychczasowe. Jaką bowiem reputację mają Koeln i Sivasspor. Wiemy jedynie, że rozpaczliwie bronią się przed spadkiem. A jeżeli im ta sztuka się nie uda, to za pół roku Peszko i Grosicki będą zmuszeni szukać innych pracodawców. Owszem liga niemiecka i turecka są znacznie silniejsze od rodzimej ekstraklasy, ale kluby do których odchodzą są słabe pod względem sportowym.

Czy zatem odejście z mierzącej w mistrzostwo Jagielloni bądź, grającego w Lidze Europejskiej Lecha, do drużyn walczących o utrzymanie jest awansem sportowym. Niestety nie. Co gorsza, Grosickiemu lub Peszce można zarzucić piłkarski minimalizm. Bowiem zarówno awans sportowy jak i aspiracje tychże zawodników trzeba poddać w wątpliwość. Ich ambicja rośnie tylko i wyłącznie wraz ze wzrastającym kontraktem, a mentalny dobrobyt zakazuje przylotów do miejsc, w których współczynnik piłkarski góruje nad pieniężnym.

Miejscowy dostatek

Jakie są przyczyny tak minimalistycznego podejścia polskich piłkarzy do futbolu. Można powiedzieć, że wypadkową takiego podejścia jest ligowy dostatek. Zawodnicy grający w ekstraklasie zarabiają bardzo duże pieniądze. Często są to zarobki nieproporcjonalne do przedstawianych przez nich umiejętności. Powoduje to wszechobecne rozleniwienie. Bowiem polski kopacz trenujący raz dziennie, mający w roku 5 miesięcy wolnego, posiada wystarczające zdolności by zarabiać krocie. Dlaczego więc miałby nadstawiać głowy, harować na boisku, na treningach i walczyć tylko o cele piłkarskie. Co gorsza, w zespołach nie ma rywalizacji o miejsce w podstawowej jedenastce. Piłkarze są więc wręcz nieprzyzwyczajeni do uciążliwych treningów.

To polska liga kształtuje takich zawodników. Zawodników bez ambicji, woli walki o najwyższe cele, leniwych, którzy patrzą tylko na powiększające się konto w banku. Zaś wyróżniający się gracze, zaledwie po kilku dobrych spotkaniach, kilku dobrych kopnięciach, uderzeniach bądź podaniach, robią wielki szum, że oto zaczyna się ich triumfalny pochód na europejskie salony. Chwilę później mamy moment konsternacji, gdy zainteresowanych brak, a zgłaszają się drużyny, o których nikt nigdy wcześniej nie słyszał. Nic to złego i szkodliwego. Taka „gwiazda” zmienia wtedy priorytety. Tymczasowo przedkłada pieniądze nad dążenia sportowe. Na nieszczęście to „tymczasowo” wielokrotnie okazuje się tym na stałe.

Ciężkie jest życie polskiego piłkarza

Niestety tak jak wszystko w życiu i na świecie ma swój koniec, tak i kariera polskiego piłkarza kiedyś się kończy, tak i powszechny ligowy dobrobyt kiedyś również się skończy. Sygnałów kończącego się dostatku można doszukiwać się już teraz. Wyraźnie widać, że na Zachodzie poznano się na przereklamowanym, posiadającym mizerne umiejętności, polskim kopaczu. Obserwujemy coraz więcej powrotów do rodzimej ligi. W zimowym okienku transferowym zapowiada się na kilka „spektakularnych” przyjazdów, m. in. Wojciecha Kowalewskiego, Rafała Murawskiego, Bartłomieja Grzelaka, Marcina Kowalczyka, Kamila Kosowskiego bądź Adriana Sikory.

Z drugiej strony do polskiej ligi napływa coraz więcej obcokrajowców, którzy radzą sobie coraz śmielej i którzy jeszcze skuteczniej walczą o pozycje w podstawowych składach. Często zabierają miejsce Polakom, bowiem zazwyczaj trenują mocniej, a do tego prezentują już na samym początku większe rzemiosło piłkarskie.

Oj, ciężkie życie mają polscy piłkarze. Kariera jest krótka, więc już od samego początku muszą myśleć o przyszłości, bezpiecznej emeryturze. Jakby tego było mało za granicę nie tak łatwo już wyjechać, a w ekstraklasie trzeba mocniej trenować i walczyć o byt z jakimiś obcokrajowcami. To wszystko chyba zakrawa na jakiś międzynarodowy spisek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz