czwartek, 6 stycznia 2011

Ocalić od zapomnienia: część 1


Będzie to cykl sylwetek zapomnianych już zawodników bądź trenerów. Ludzi ci tworzyli podstawy pod współczesną piłkę nożną, zatem należy im się pamięć oraz szacunek. A więc celem tego cyklu będzie upamiętnienie dokonań tych wybitnych osobistości piłki nożnej.

Piłkarz wyklęty

„To chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans” – Fritz Walter.


Kiedy strzelił 4 bramki Brazylii na Mistrzostwach Świata w 1938 roku był na ustach całego świata. Zaś na ustach wszystkich Polaków był tyle razy, że można by o tym napisać osobny artykuł. Sławę zyskiwał m. in. po strzeleniu 3 bramek w meczu z Węgrami w 1939 roku (ówczesnymi wicemistrzami świata) bądź po zdobyciu 10 bramek w meczu przeciwko Unionowi-Touring Łódź. W czasach Polski ludowej ogłoszony zdrajcą (za grę dla reprezentacji Niemiec) i skazany na zapomnienie. Dzisiaj już nikt o nim nie pamięta, a był to najlepszy piłkarz, grający w Polsce przedwojennej. Tuż przed wybuchem wojny być może nawet najlepszy na świecie. O kim mowa, o Erneście Wilimowski, geniuszu futbolu, którego wspaniałą karierę przerwała II wojna światowa.

Legenda Ruchu Chorzów

Do Ruchu Chorzów przeszedł z niemieckiego 1. FC Kattowitz w 1934 roku w wieku niespełna 18 lat. Już w debiucie, grając przeciwko Cracovii zaliczył dwie asysty. W całym zaś sezonie strzelił 32 bramki, zdobywając koronę króla strzelców i walnie przyczyniając się do wygrania ligi przez Chorzowian. Następne sezony to kolejne wspaniałe występy Wilimowskiego (może z wyjątkiem 1935 roku, kiedy większą część sezonu pauzował z powodu kontuzji, rozgrywając tylko siedem meczów). W 1936 roku z 18 trafieniami został po raz drugi królem strzelców. Jednak apogeum formy osiągnął w 1939 roku, tuż przed wybuchem wojny – w 14 meczach zdobył 26 bramek. Ogółem dla Ruchu strzelił 112 bramek w 86 meczach!

Występował na pozycji lewego łącznika, czyli był zawodnikiem grającym między pomocą a atakiem (skrzydłowy, cofnięty napastnik). Dysponował świetną szybkością oraz znakomitą skutecznością, ale tym co go najbardziej wyróżniało to wręcz nieziemski drybling. Mijał zawodników jak tyczki, często z uśmiechem na twarzy. Nie posiadając dobrego i silnego uderzenia zmuszony był niejednokrotnie do „wbiegania z piłką” do bramki rywala. Dla Wilimowskiego nie było w tym nic trudnego. Regularnie ośmieszał nie tylko defensorów, ale także samych bramkarzy.

Geniusz piłki światowej

Po raz pierwszy w reprezentacji wystąpił w meczu z Danią mając 17 lat i 332 dni, tym samym stał się najmłodszym debiutantem w historii polskiej piłki. W reprezentacji rozegrał 22 mecze strzelając 21 bramek. Do historii przeszły w szczególności jego dwa, wspomniane wyżej, mecze. Na Mistrzostwach Świata z Brazylią (zdobył 4 bramki, Polska przegrała po dogrywce 5:6) oraz z Węgrami tuż przed wybuchem wojny (hat-trick, zwycięstwo 4:2). Wówczas był niekwestionowaną gwiazdą piłki światowej. Po pamiętnym meczu na Mistrzostwach Świata, jego gra tak się spodobała brazylijskim działaczom, że ci chcieli kupić go od zaraz (zawodnik podpisał nawet wstępny kontrakt, ale w całą sprawę wmieszał się PZPN, zakazując transferu). Polska w składzie z Wilimowskim uchodziła także za faworyta kolejnych mistrzostw, mających się odbyć w 1942 roku.

Wielki piłkarz, słaby człowiek

Wilimowski, oprócz wielkiego talentu piłkarskiego, miał także swoje słabości. Z zamiłowaniem oddawał się różnym zabawom. W przedwojennej Polsce krążyły pogłoski, że nawet dzień przed meczem „Ezi” wypijał litry alkoholu, zaś noc spędzał w towarzystwie kobiet.

Skłonność do imprezowania miała przykre skutki. Po jednej z „libacji” (po zwycięskim spotkaniu 1:0 z Wisłą w Krakowie) Ruch doznał wstydliwej porażki w towarzyskim meczu z 2-ligową wówczas Cracovią 0:9. Władze piłkarskie zmuszone były wyciągnąć surowe konsekwencje wobec piłkarzy, a największym poszkodowanym został Wilimowski. Ukarany 6-tygodniową dyskwalifikacją nie pojechał na Igrzyska Olimpijskie w 1936 roku. Na turnieju „Biało-Czerwoni” zajęli 4 miejsce, ale po powrocie panował niedosyt. Z gwiazdą Ruchu wynik z pewnością byłby korzystniejszy.

Zdrajca ?

II wojna światowa odcisnęła swoje tragiczne piętno na wszystkich Polakach. Dotyczy to także Ernesta Wilimowskiego, który zapewne pod karą śmierci zmuszony został do podpisania Volkslisty. W 1940 roku wyjechał w głąb Niemiec by reprezentować tamtejsze kluby (m. in. Chemnitz, TSV Monachium, Kaiserslautern). Grał także w reprezentacji, strzelając 13 bramek w 8 meczach. Po wojnie, mając 38 lat, prezentował się na tyle dobrze, że był brany jeszcze pod uwagę przy powołaniach na Mistrzostwa Świata w 1954 roku. Ostatecznie nie został powołany, a Niemcy zdobyli puchar. Po zakończeniu kariery osiadł na stałe w Karlsruhe, nigdy nie odwiedzając dawnej ojczyzny.

W Polsce natomiast komunistyczne władze okrzyknęły go zdrajcą, niegodnym kraju. Cenzura usuwała wszelki notki oraz artykuły na jego temat, skutecznie niszcząc jego legendę. Dzisiaj nikt już nie pamięta o wybitnym zawodniku, który brylował na polskich i światowych boiskach. Bardzo to krzywdząca i niesprawiedliwa postawa. Ten niekwestionowany geniusz zrobił tyle dobrego dla polskiego futbolu, że z pewnością zasługuje na pamięć i szacunek. Jego niezwykłą karierę zahamowały fatalne losy ludzkości i nie nam oceniać, czyli osobom nie znającym realiów tamtych czasów, jego decyzji o kontynuowaniu kariery i reprezentowaniu „najeźdźcy”. Sam określał siebie jako „Górnoślązaka”, uważając piłkę nożną za coś najważniejszego w życiu. Niech tak więc pozostanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz