piątek, 28 października 2011

Cisza przed burzą

Korupcyjny smród w polskiej piłce trwa nadal i zdaje się nie mieć końca. Wielość kardynalnych sędziowskich błędów wypaczających wyniki meczów w ostatnich kolejkach Ekstraklasy zmusza do zastanowienia się nad - głoszoną wszechobecnie – tezą o przypadkowości tychże wpadek. Czy tak duża ilość niewłaściwych decyzji arbitrów jest tylko zbiegiem okoliczności ? Czy raczej stoimy w przededniu kolejnej już afery korupcyjnej ? Teraz jednak o wiele bardziej budzącej zgorszenie i grozę. Jeszcze niedawno przecież, przeciętny kibic polskiej kopanej żył w niezbitym przeświadczeniu, że niechlubny proceder został wykorzeniony z ekstraklasowych muraw, o czym świadczyć miała jego skala oraz liczba podejrzanych i skazanych (100 zatrzymanych oraz 600 z korupcyjnymi zarzutami).

Świeżo minione sędziowskie „popisy”, tak rażące i frustrujące dla sympatyka futbolu, spowodowały nadszarpnięcie jego niezaprzeczalnego dotąd mniemania o czystości rodzimej ligi. Wystarczy spojrzeć, by zauważyć pokątność intencji prowadzących niektóre spotkania (tutaj można zobaczyć wszystkie fatalne błędy z ostatnich tygodni, które miały niebagatelny wpływ na końcowe wyniki wielu pojedynków). Niezwykle ciężko zatem wskazać przyczyny tak ewidentnych pomyłek. Brak profesjonalizmu całego środowiska czy zwykły przypadek nie tłumaczą w żaden sposób niedawnych wydarzeń. Bowiem, czy kilkanaście katastrofalnych uchybień można nazwać jedynie dziełem przypadku ?

By rozwiać wszelkie wątpliwości, należy z dużą dokładnością przyjrzeć się działalności Kolegium Sędziów PZPN. Jest to instytucja ze wszech miar cudaczna. Na jej czele stoi Janusz Eksztajn, syn Stanisława, słynnego w czasach PRL-u przewodniczącego Kolegium Sędziów, którego nieskazitelną opinię i całkowitą bezstronność miała poświadczać przynależność do komunistycznej partii (został nawet upamiętniony w filmie Janusza Zaorskiego „Piłkarski poker” jako sędzia Ajzensztajn). Obecny szef był przeciętnym arbitrem i przez kilkanaście lat nie miał nic wspólnego z futbolem. Jego kandydaturę zaproponował Janusz Hańderek, wieloletni przyjaciel Eksztajnów, niegdyś funkcjonariusz SB, teraz zaś dyrektor Komisji Rewizyjnej kontrolującej związek i oceniającej pracę młodszego Eksztajna. Zażyłość obu panów sięga daleko dalej. Nie tylko oceniają oni swoją pracę, ale również wyznaczają się wzajemnie na obserwatorów meczów.

Równie cudaczne jest całe środowisko sędziowskie. Nie uświadczy się w nim profesjonalistów pełną gębą. Wyznacznikiem profesjonalizmu stała się za to ich lojalność względem szefostwa (najlepsze noty otrzymują Ci, którzy gwiżdżą zgodnie z oczekiwaniami obserwatorów PZPN). Przeciwników zaś tępi się pod byle pretekstem. Z grona sędziów usunięty został m. in. utalentowany arbiter Rafał Greń z powodu niestosownych koneksji (ojciec, Kazimierz Greń, to zażarty przeciwnik Grzegorza Laty). Za nadmierną gorliwość i uczciwość ukarany został także Rafał Rostkowski – skreślony z listy arbitrów międzynarodowych, gdyż zgłosił do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Janusza Eksztajna (więcej przeczytacie tutaj).

Szef Kolegium rządzi żelazną ręką, a najdrobniejszy przejaw niewierności, jakąkolwiek najmniejszą myśl kiełkującą w móżdżku potencjalnego buntownika, uważa za akt podważający jego kompetencje i tym samym grozi podwładnym, że niesubordynacja będzie stanowczo karana. Nic to jednak w porównaniu z działaniami związku piłkarskiego. Długo musieliśmy czekać, aż najtęższe głowy PZPN-u ustosunkują się do ostatnich feralnych wydarzeń. Czas ten nie poszedł na marne, myśl związku zasługuje bowiem na Oskara wśród absurdów naszego futbolu. Leśne dziadki wykoncypowały, że problem niekompetencji sędziów mogą rozwiązać obserwatorzy obserwatorów. To oczywista oczywistość, że przytłaczająca odpowiedzialność jakiej doświadczają obserwatorzy, nie pozwala im na rzetelną analizę poczynań sędziowskich. Toteż, aby zmobilizować obserwatorów również i oni będą oceniani za ocenianie prowadzących spotkania. Lacie i spółce należy tylko pogratulować lisiej przebiegłości oraz tzw. szóstego zmysłu.

Niedawne wpadki każą nam zastanowić się, czy matactwa w polskiej piłce rzeczywiście się skończyły. Czego jednak można się spodziewać po Kolegium Sędziów PZPN, skoro pracują w nim m. in. byli ubecy i, który funkcjonuje na bazie dziwacznych działań, osobliwych decyzji, wspólnych interesów oraz wzajemnych powiązań, a nade wszystko na pełnej gamie niedomówień. Zatem, wręcz kategorycznym niedomówieniem byłoby stwierdzenie, że te wszystkie błędy arbitrów są jedynie zbiegiem okoliczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz