niedziela, 23 października 2011

Potwór Manciniego

Manchester City przetoczył się przez rywala zza miedzy zwyciężając 6:1 i nie pozostawiając tym samym najmniejszych złudzeń, kto obecnie rządzi w mieście, a przede wszystkim w Premiership (pierwsze miejsce, w dziewięciu meczach notując osiem wygranych, strzelając 33 bramki). Był to zarazem najbardziej upokarzający dzień dla Alexa Fergusona w jego trenerskiej karierze. „Czerwone Diabły” od niepamiętnych czasów nie zanotowały, aż tak dotkliwej porażki na własnym stadionie (ostatni raz sześć bramek na własnym stadionie stracili w 1930 roku). Od dawien dawna Manchester United nie stracił także trzech goli w ciągu czterech minut.

Nie pamiętam również, by ekipa Fergusona była tak bezbronna i bezlitośnie „zniszczona” przez przeciwnika. Nawet finałowe pojedynki z Barceloną w Lidze Mistrzów nie były tak jednostronne. Od pierwszych minut spotkania w oczy rzucała się przewaga fizyczna gości. Siła, upór oraz zawziętość były dzisiaj po stronie „The Citizens”. Ojcem sukcesu był jednak zawodnik, zdawać by się mogło, niezdolny do gry w Premiership. Jego wątłość, delikatność i nadmierna fantazja, a także z wielką pieczołowitością pielęgnowana finezja, miały być dyskwalifikujące wobec topornej oraz agresywnej angielskiej piłki. Tymczasem David Silva wyrasta na gwiazdę numer jeden brytyjskich muraw. Wyśmienicie dowodzi partnerami z boiska, piłkę rozgrywa po mistrzowsku, a każde jego podanie, każdy ruch, a nawet każda myśl wydają się wielokrotnie szybsze od zamysłów rywali.

Warto także zwrócić uwagę na szokującą metamorfozę Mario Balotelliego. Jeszcze niedawno pozującego na typowego, bezmyślnego  i zbuntowanego chłystka, egocentryka święcie przekonanego o swej wyjątkowości, a teraz piłkarza dojrzewającego, wreszcie ukazującego swoje ponadprzeciętne zdolności, a niedługo być może pełnię swego talentu. Na boisku to już zupełnie inny człowiek. Nie obraża się, nie kłóci i nie komentuje ironicznie nieudanych zagrań swoich kolegów. Teraz wzorowo współpracuje, przykładnie walczy dla dobra klubu.

Wielka w tym wszystkim zasługa trenera. Niedocenianego Włocha, którego duże sukcesy z Interem – trzy tytuły mistrzowskie - tłumaczone były brakiem rywali oraz aferą Calciopoli. Roberto Mancini znakomicie poukładał drużynę z Manchesteru, pod względem taktycznym i kondycyjnym nie można nic jej zarzucić. Zapanował nad zespołem będącym konstelacją piłkarskich gwiazd, w sposób wręcz despotyczny, co wymaga silnego charakteru i wiary we własne umiejętności.

Tak oto rodzi się futbolowy potwór, zdolny do walki z każdym przeciwnikiem na wszystkich frontach, zarówno w Premiership, jak i w Lidze Mistrzów. Dodajmy, że potwór zbudowany wyłącznie za bliskowschodnie petrodolary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz