niedziela, 29 maja 2011

Barbarzyńca w ogrodzie

Cóż można napisać po finale Ligi Mistrzów, tak zdominowanym przez jedną drużynę, prócz kolejnych ton pochwał dla zwycięzców, których sławić będą teraz miliony na całym świecie. Próbowałem racjonalnie sobie wyjaśnić, dokonałem wielu analiz i w żadnym wypadku nie jestem w stanie zrozumieć, jak w tak łatwy sposób, Barcelona potrafiła zniewolić Manchester, czyli zespół genialnie zorganizowany i poukładany, w którym wszystkie tryby działał wzorowo, który posiada w swoim składzie tylu wybitnych zawodników. Myliłem się bardzo w zapowiedzi meczu, podkreślając, że o zwycięstwie zadecydują futbolowe mikroelementy, najdrobniejsze możliwe szczegóły.

Tymczasem, patrząc na statystyki, dochodzimy do wniosku, że klub z Katalonii zdominował angielski w każdym możliwym mikroelemencie, każdym aspekcie rzemiosła piłkarskiego, ale w przypadku ”Blaugrany” lepiej byłoby powiedzieć wirtuozerii piłkarskiej. Popatrzmy więc: strzały 19-3, celne 12-1, rzuty rożne 6-0, posiadanie piłki 63-37%, faule 5-16, spalone 1-5, przebiegnięty dystans (w metrach) 108085 – 103852, podania 772 - w tym 662 celne - do 419 i 301 celnych. O indywidualnych dokonaniach nie wspominam, bowiem przepaść między zawodnikami obu zespołów jest równie wielka, co przywołane ogólne statystyki.

Nie myliłem się chyba co do jednego. Już w listopadzie, po niezwykłym zwycięstwie nad Realem 5:0, pisałem, że Barcelona wyznacza dziś standardy grania w piłę, które za kilka bądź kilkanaście lat będą uważane za wzorcowe. Śmiem twierdzić nawet, że będą stanowić podstawy futbolowego elementarza. Zatem wczorajszy mecz można określić pojedynkiem z odległą piłkarską galaktyką, stanowiącą najdoskonalszy ideał i niedościgniony wzór, prezentującą piłkę nożną nieosiągalną dla innych i wręcz niezrozumiałą już na poziomie elementarnej myśli, najmniejszego pierwiastka kiełkującego w mózgu, który dojrzewa jedynie do wymówienia prostych słów – To niemożliwe!

Przerażające jest to, że aby stworzyć coś tak genialnego, wystarczyło sięgnąć po tak proste środki. Katalońska drużyna od dobrych kilku lat gra tak samo, opiera się na tych samych założeniach: szybka wymiana piłek, krótkie podania w trójkącie, płynne zmiany pozycji, zagęszczenie środka pola, gra kombinacyjna oraz akcje indywidualne. Zaś, oglądając wczorajsze popisy, odnosi się wrażenie, jakoby gracze triumfatora Ligi Mistrzów wyszli na gierkę treningową, nie zawracając sobie zupełnie głowy jakimś przeciwnikiem. Potraktowali ich niczym zgraję barbarzyńców (posiadających oczywiście wybitne umiejętności, znakomite przygotowanie atletyczne), którzy to zajrzeli do futbolowego ogrodu rozkoszy; ideału, który zniewala i wywiera tak silną presję, wprowadza w tak ogromny zachwyt, że zgraja zamienia się w potulnych dzidziusiów, sprawiających wrażenie, jakby dopiero zaczynali uczyć się reguł i zasad tej dziwnej gry. Natomiast dla Barcelony reguł i zasad nie ma, oni je wyznaczają i kreują każdym spektaklem, naginając rzeczywistość - zsyłając na murawę istoty wyjęte z kosmosu bądź zaprogramowane maszyny z innego wymiaru – oraz pokazując, jak prostymi pastelami można stworzyć obraz skończenie doskonały.

Patrząc na klub z Hiszpanii, ma się wrażenie, że oto stworzyli matematyczny wzór na grę perfekcyjną, niedostępny dla innych, a może nawet wykraczający poza zdolności percepcyjne większości futbolowych fanów. Bowiem godzinami można dociekać, jakie są przyczyny tak łatwo osiągniętej dominacji w ostatnich kilku latach.

Czy praprzyczyny należy upatrywać w działaniach Johana Cruyffa, który odkąd został trenerem, zdecydował, że wszystkie zespoły, nawet te najmłodsze, będą grały w ten sam sposób, w celu ułatwienia przejścia - młodym zawodnikom - do pierwszej drużyny. System gry w akademii, wdrażany systematycznie i polegający na jak najdłuższym posiadaniu piłki, jest lustrzanym odbiciem strategii stosowanych w pierwszym zespole. Być może zawodnicy reprezentujący wczoraj klub (choć nie wszyscy), mają we krwi geny doskonałości, wtłaczane już od pacholęcego wieku, przyprawione jedynie odrobiną magii, pochodzącą z ich wrodzonego talentu, co w rezultacie pozwala wymykać się wszelkim piłkarskim standardom oraz taktycznym rygorom i łamać każdy opór rywala już w fazie zalążkowej. Czy raczej geniuszu należy doszukiwać się w działaniach Guardioli, który, wiedząc, że system jest idealny, zapragnął zapanować nad życiem graczy, namówić ich do ascetycznego trybu, nastawionego tylko i wyłącznie na wygrywanie oraz prezentowanie najczystszych intencji boiskowych oraz poza boiskowych, jak spokój i skromność, przebywanie z dala od afer czy niepotrzebnego szumu medialnego.

W tej chwili ta drużyna jest na najlepszej drodze, aby całkowicie zdominować piłkę europejską, obezwładniając wszystkich rywali już samym pomysłem na grę, dzięki czemu potrafi wygrywać w sposób tak dziecinnie prosty. A więc już niedługo możemy stać się świadkami hegemonii „siatkarsko-brazylijskiej” w futbolu. Wówczas odpowiedzi na pytanie jak ich pokonać, jak znaleźć remedium na całe barcelońskie zło będą szukać najtęższe "taktyczne" głowy. Z kolei pytanie – gdzie tkwi fenomen Barcelony – stanie się równie fundamentalnym, co próba znalezienia odpowiedzi na to, jak powstała ziemia czy jak powstało życie.

Jedno jest pewne, opisując, próbując racjonalizować i wyjaśniać ich system gry, czuję się jak barbarzyńca w ogrodzie, który doznaje wrażenia obcowania z absolutem, czymś niewytłumaczalnym i nieosiągalnym dla ludzkich zmysłów. Zaś dowolny przeciwnik rywalizujący z tymże absolutem skazuje się na dobrowolne - trochę ponad 90-minutowe - tortury w trakcie, których jest bezsilny, uległy, które ukazują jego najbardziej skrywane wady. To również tortury dla wielu milionów wrogów hiszpańskiego klubu, muszących znosić upokorzenie i dumę emanującą z serc kibiców „Blaugrany”. To również tortury czy wręcz coś niezwykle irytującego dla samego piszącego, który nie ma wyjścia jak tylko sławić wczorajszych zwycięzców i który, próbując wyjaśnić przyczyny tak łatwego triumfu, zdobywa się na duży wysiłek, a mimo to spod jego klawiatury wychodzą same frazesy i komunały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz