sobota, 1 lutego 2014

Francuz, który odmieni futbol?

Marzy o zdetronizowaniu panującego niepodzielnie od wieków w swoim królestwie Seppa Blattera. Chce wprowadzić pomarańczowe kartki i ławkę kar. Pragnie zreformować i unowocześnić niereformowalną i skostniałą FIF-ę. Jego rewolucja ma objąć wszystko i wszystkich: najwyżej postawione osoby i szeregowych pracowników, najpotężniejsze państwa i te najmniej znaczące oraz najbogatsze i najbiedniejsze kluby. Wkrótce Jérôme Champagne może zatrząść poważnie piłkarskim światem.

Gra o tron

„Nie, nie sądzę” – odpowiadał na pytania dziennikarzy o to, czy może pokonać w walce o fotel prezydencki obecnie królującego Szwajcara. Jego wypowiedź wywołała równie dużą konsternację, co oficjalne zgłoszenie swojej kandydatury na półtora roku przed głosowaniem. Tak dużą, że wielu żurnalistów zaczęło zastanawiać się w co pogrywa Champagne.

Niektórzy węszą tu perfidną manipulację, chytrą zagrywkę i łączą niezmiennie z Blatterem Francuza, niegdyś jego prawą rękę, który pomógł mu zwyciężyć w wyborach w 2002 roku. On sam stanowczo odcina się od takich spekulacji: „Jeśli jestem tutaj, to nie dla siebie, lecz dla moich pomysłów. Kandyduję, bo wierzę w to, co mówię. Kandyduję, aby wygrać i wprowadzić w życie moje idee” – wyjaśniał w „The Guardian”.

Sepp Blatter i Michel Platini jeszcze nie widzą, czy będą pretendować, tymczasem Champagne już dawno rozpoczął batalię o tron. Przez 11 lat pracujący w strukturach FIFA, odstawiony na boczny tor po aferze korupcyjnej, która nawiedziła organizację w 2010 roku, ostatnio sprawował funkcję niezależnego konsultanta w newralgicznych dla piłkarskiego świata miejscach, doradzał m. in. federacjom w Kosowie oraz Palestynie. I nieprzerwanie od 2010 roku głosi potrzebę radykalnych zmian.

Jeździ po świecie, odwiedza związki, wspiera, przekonuje do własnych poglądów i koncepcji, próbuje uzyskać poparcie. W mediach dba o swój wizerunek, dyskutując z żurnalistami o futbolu nawet po kilka godzin. W opinii prasy to człowiek z ambicją i pomysłami. A dał im upust przede wszystkim w wydanym w ubiegłym roku artykule na ponad 20 tysięcy znaków – „Jaka FIFA w XXI wieku”.  

Manifest piłkarski

Komercjalizacja i globalizacja dyscypliny, stale powiększające się rozwarstwienie między bogatymi a biednymi, zaburzone relacje pomiędzy klubami a federacjami i powolne umieranie futbolu reprezentacyjnego -  to tylko najistotniejsze z problemów nękających ten sport, które Francuz wyłożył w swoim tekście. Ale jego wizja naprawy piłkarskiego świata jest całościowa i obejmuje swym zasięgiem każdą, nawet najmniejszą drobnostkę. Naczelnym zadaniem zaś stało się przywrócenie mu równowagi.

Stąd podstawowym sloganem w jego kampanii jest zdanie: „Przywrócenie równowagi grze w zglobalizowanym XXI wieku”. Champagne za wszelką cenę nie chce dopuścić do sytuacji, jaka spotkała koszykówkę, z jej wszechpotężną NBA i zmarginalizowanymi pozostałymi ligami. Według Francuza współczesny futbol stał się ofiarą własnego sukcesu i musi odnaleźć wspomnianą równowagę.

Pomóc mają w tym m. in. większe wsparcie dla uboższych krajów kosztem tych zamożnych, założenie światowego funduszu i sprawiedliwsza redystrybucja środków oraz restrukturyzacja organizacji. Na łamach „The Guardian” przekonywał bowiem: „Potrzebujemy nowej FIF-y, bardziej demokratycznej i szanowanej, która będzie zachowywała się lepiej i robiła więcej”. Innym razem głosił, żeby futbol szedł w parze z duchem nowoczesności i wreszcie w pełni wstąpił w XXI wiek.

Człowiek z wizją

Od drużyn i zawodników, przez reprezentacje i związki, po samą FIF-ę – rewolucja spod znaku Champagne’a może dotknąć każdą cząstkę składową tej dyscypliny. Największe jednak zdziwienie powinny budzić jego propozycje zmian dotyczące esencji tego sportu, czyli meczów.

Champagne proponuje, by wprowadzić pomarańczowe kartki, które byłyby czymś pomiędzy czerwonymi a żółtymi i które łączyłyby się ściśle z ławkę kar. To na nią odsyłano by graczy na dwie lub trzy minuty, zamiast wyrzucać od razu z boiska. Zachęca, aby w końcu zacząć wykorzystywać technologię w trakcie pojedynków. Arbitrom przy podejmowaniu kluczowych decyzji, tj. spalony bądź rzut karny, pomagaliby sędziowie techniczni, którzy mieliby ciągły podgląd na spotkanie z kamer telewizyjnych.

Sugeruje, żeby przeprowadzić zasadę rodem z rugby, wówczas z arbitrami dyskutować mogliby  jedynie kapitanowie zespołów. Jeśli doszłoby do jakiegokolwiek kwestionowania werdyktów sędziego, to ten miałby prawo przesunąć rzut wolny w stronę bramki o nawet dziesięć metrów. Opowiada się za tym, by znieść „potrójną karę” dla zawodnika, bo kiedy ten nieprzepisowo zatrzymuje rywala w polu karnym, prokuruje jedenastkę i jednocześnie otrzymuje czerwoną kartkę oraz zawieszenie na następny mecz.

Champagne myśli ponadto o wdrożeniu limitu dla obcokrajowców, zwiększając tym samym szanse wychowanków. W wywiadzie z reporterami „The Daily Mail” zganił kluby z takich państw jak Anglia i wyraził obawę o zbyt dużą ilość piłkarzy zagranicznych, występujących w wielu ekipach: „Liczba rodzimych graczy w najlepszej obecnie lidze to 32% i całkowicie popieram Grega Dyke’a, kiedy mówił o tym, że nie boi się słowa limit”.

(Nie)tykalni

Równie wielkie emocje może wzbudzić zapowiadania przez niego reforma FIF-y. Francuz chce, aby uczynić ją bardziej przejrzystą i w konsekwencji poprawić jej niekorzystny wizerunek. Obiecuje więc finansową transparentność, a do publicznej wiadomości trafiałyby informacje o pensjach najważniejszych członków organizacji.

Jego zdaniem prezydent powinien posiadać większą władzę w swoich rękach, tak żeby mógł powoływać własny zarząd. Członków Komitetu Wykonawczego z kolei wybieraliby działacze ze związków piłkarskich. Głównym zaś celem byłoby wprowadzenie uczciwszego podziału władzy i obowiązków. Stąd federacje przestałyby być jedynymi ciałami decyzyjnymi na swoich podwórkach.

Idąca z duchem czasów organizacja to również szefowie lig, trenerzy oraz futboliści, a także większa liczba kobiet w jej strukturach. Francuz wzywa do ogólnoświatowej dyskusji. Pragnie, aby wszyscy kandydaci na prezydenta brali udział w telewizyjnych debatach na oczach widzów i 209 delegatów FIFA. W rozmowie z dziennikarzami „The Guardian” wyjaśnia: „Wybory nie mogą być tylko koronacją”.

Układ zamknięty

Część z nas prawdopodobnie przyklasnęłaby niektórym pomysłom Francuza, jedne powinny zyskać aprobatę, drugie natomiast mogą wydawać się nazbyt reformatorskie. Ale przecież w każdym domu, nawet po najbardziej przemyślanym i gruntownym remoncie nie wszystko będzie idealne, jedne elementy przestaną nam pasować, pewne spowszednieją, a jeszcze inne zaczną nas zwyczajnie drażnić. Rzecz w tym, że to właśnie FIFA potrzebuje gruntownego remontu. I rzecz w tym, że tam reformy Champagne nie zyskają poklasku.

To właśnie dlatego stoi on na straconej pozycji. Pragnie zaprowadzić nowy porządek futbolowego świata, próbując jednocześnie burzyć stary, uważany za świętość nad świętościami i którego nikt nie chce zmieniać. Rwie się do reformowania organizacji napędzanej przez znajomości, wpływy i milionowe łapówki. A to tak, jakby zszedł do mafijnego podziemia i zaczął rozstawiać po kątach bossów przestępczego światka.


Nie bez znaczenia są więc powodujące konsternację słowa Francuza, dla którego zwycięstwo w wyborach z Blatterem jest czymś rodem z powieści science-fiction. I o ile samego Szwajcara Jérôme Champagne może by pokonał, to nie ma po prostu szans, by wygrał z systemem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz