czwartek, 13 lutego 2014

Niezwykła podróż Nicka Pugliese

Czy można być Amerykaninem i rozpocząć piłkarską karierę w Afganistanie? Czy można wyruszyć do państwa wcześniej najechanego przez swoją własną ojczyznę? Albo zamienić dobrze płatną i bezpieczną pracę na codzienną niepewność i niepokój? Nick Pugliese kończył college w Stanach Zjednoczonych, został pracownikiem firmy telekomunikacyjnej, by jednego dnia stać się piłkarzem pierwszej ligi afgańskiej.

To nie tylko jedyny Amerykanin grający w tamtejszych rozgrywkach, ale to także pierwszy w ogóle obcokrajowiec w lidze. W dodatku obywatel państwa nadal kontrolującego tę azjatycką krainę. Ale Pugliese zamiast do terrorystów strzelał do bramki. I to na tyle skutecznie, że dostał kontrakt od klubu FC Ferozi i wygrał z nią turniej będący odpowiednikiem angielskiego FA Cup.

Obcy w obcym kraju

Gdy rodzina i znajomi dowiedzieli się o jego zamiarach wyjazdu do Afganistanu, pukali się z niedowierzaniem w czoło. Jego matka pomyślała, że chłopak stracił głowę. I tak w istocie musiało być, gdyż do regionu od stuleci skąpanego w terrorze i przemocy, ponadto wrogo nastawionego do Amerykanów, wyjeżdżał człowiek, który ukończył Williams College w Massachusetts - klasę o profilu nauk politycznych i psychologii ze średnią ocen 4 - gdzie był kapitanem futbolowej drużyny.

Pugliese jechał więc do obcego kraju, będąc równocześnie tam kimś kompletnie obcym. Zaczynał jako stażysta, a to co się wydarzyło później było już powiewem czystej i niczym niepohamowanej fantazji.

Do przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego Rohan trafił w czerwcu 2012 roku. Ze względów bezpieczeństwa całe dnie przebywał w budynku strzeżonym przez armię i przypominającym fortecę. Mógł ją opuszczać wyłącznie w określonych godzinach i udawać się jedynie do ściśle określonych, dwudziestu miejsc 2,5 milionowego Kabulu. „Moi przyjaciele dzwonili do mnie i pytali się jaki jest Kabul, a ja nie miałem dobrych odpowiedzi, ponieważ prawdę powiedziawszy tego nie wiedziałem” – opowiadał na łamach dziennika „Los Angeles Times”.

Ten drugi świat oglądał zza pancernej szyby, lecz ciągle tęsknił za wolnością, która mogła okazać się śmiertelna, i futbolem. W końcu przekonał swoich szefów i raz w tygodniu kopał piłkę w amatorskich rozgrywkach. Wykonał pierwszy krok, a każda, nawet najdalsza podróż zaczyna się przecież od tego pierwszego kroku. Drugi był już zamaszysty.

Amerykański snajper

Nick Pugliese udał się do Afganistanu, gdzie zaczął pracę w przedsiębiorstwie telekomunikacyjnym. Rzucił ją jednak w diabły na rzecz futbolowej kariery w lidze afgańskiej. Jego matka na wieść o życiowych decyzjach swojego syna tym razem pomyślała, że musi sobie po prostu żartować. 

Wyprowadził się z chronionej strefy, żeby zostać piłkarzem. Zrezygnował z fuchy i godnych zarobków, a wybrał psie pieniądze i ciągłą niepewność. Zamienił robotę za trzy tysiące dolarów, mieszkanie i ochronę na występy za trzysta dolarów, pokoik oraz niestrzeżone osiedle i stadion Ghazi.

A wszystko przez pewien turnieju, na którym zagrał przeciwko młodzieżowej reprezentacji Afganistanu do lat 19 i pierwszoligowej drużynie FC Ferozi. Poznał jej trenera i od tego czasu wykradał się potajemnie z firmy, by ćwiczyć z graczami tej ekipy. W kwietniu ubiegłego roku otrzymał kontrakt i mógł wreszcie robić to, co kocha, czyli grać w piłkę - w FC Ferozi na pozycji defensywnego pomocnika. „Każdy dzień jest potwierdzeniem tego, że dokonałem właściwego wyboru” – mówił w wywiadzie dla czasopisma „Sports Illustrated”.

Mniejsze wynagrodzenie nie stanowiło dla niego żadnego problemu, nie to było najważniejsze: „Szansa, aby stać się częścią społeczeństwa i być traktowanym niczym rodzina, przebywać w ich domach, gotować wspólne obiady, spędzać z nimi wolny czas i widzieć się na co dzień z przyjaciółmi z zespołu – to było warte zmiany. Moi Afgańscy koledzy stwierdzili, że to czyste szaleństwo, że porzuciłem dotychczasową pracę. Wiedzieli, że zamieniam jedną na drugą, gorzej płatną. Ale ja zrobiłem to z miłości do piłki” – wyjaśniał w „Sports Illustrated”.

W tym samym wywiadzie opowiadał, że uprawianie futbolu i w ogóle życie w Kabulu wiąże się ze znacznym ryzykiem. Tłumaczył, że zawsze można znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze i trafić na zamachowca-samobójcę. Oprócz tego istnieje zwykle duże prawdopodobieństwo uprowadzenia. Po mieście chodził więc z zawieszonym szalikiem, nigdy nie chadzał tymi samymi ścieżkami i za każdym razem starał się przemieszczać w grupie ludzi.

From Afganistan with love

Oprócz uganiania się za futbolówką, Pugliese prowadzi blog - „Nick gra w Kabulu”. Prezentuje na nim Afganistan z zupełnie innej strony, bo według niego to, co pokazuje telewizja znacznie odbiega od rzeczywistości. Na ulicach miasta spotykał się z przypadkowymi osobami, a rozmowy z nimi posłużą mu za trzon do filmu dokumentalnego, który obecnie tworzy. I stale zastanawia się, dlaczego został zaakceptowany przez tamtejsze społeczeństwo i traktowany niemal jak swój, skoro jest Amerykaninem.


Dzisiaj przebywa w rodzinnym Rochester. Sezon piłkarski w Afganistanie zakończył się, lecz on myśli już o powrocie, choć na łamach „The Guardian” ocenił: „To będzie trudne”. Ale jego niezwykła podróż nie zakończy się właśnie w tym momencie. Nie teraz, kiedy wykonał kilka poważnych kroków i ten najtrudniejszy pierwszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz