niedziela, 29 grudnia 2013

Rok spod znaku ustawiania meczów cz. 2

Syndykaty podbiły wszystkie kontynenty, lecz swoimi mackami oplotły nie tylko wszelkiego rodzaju rozgrywki piłkarskie, ale także uskrzydlone rozwojem internetowych witryn oplotły każdego rodzaju typy – liczbę strzelonych goli w pierwszej i drugiej połowie, maksymalną ilość bramek czy nawet zakłady na żółte i czerwone kartki. To superorganizacje nastawione na milionowe zyski, które nie lubią tracić pieniędzy. Do tego stopnia, że gdy coś nie idzie po ich myśli, to potrafią wyłączyć na stadionie światła.

„Tak straciłem 3 miliony”- skwitował wydarzenia z meczu Fenerbahçe z Barceloną sprzed 12 lat Dan Tan Seet Eng. W wywiadzie dla niemieckiego magazynu „Der Spiegel”, który przeprowadzono za pomocą chatu, przyznał, że postawił grubą forsę na potyczkę w Stambule, na to, że padną w nim mniej niż trzy bramki. Kiedy sprawy przybrały niepomyślny dla niego obrót - hiszpańska drużyna wygrywała 3:0 – zlecił technikom obsługującym obiekt i uprzednio przekupionym, aby wyłączyli na stadionie oświetlenie. Światła zgasły w 70 minucie, usterkę jednak naprawiono w ciągu 20 minut i spotkanie ostatecznie dokończono.

Takie rzeczy zdarzały się już wcześniej. W sezonie 1997/1998 angielską ligę nawiedziła seria awarii reflektorów na obiektach sportowych. Wyszło na jaw, że zamieszany w to był biznesmen połączony z przestępczym podziemiem Azji. Awarie nastąpiły w trzech pojedynkach – pomiędzy Charltonem a Liverpoolem, West Hamem a Crystal Palace oraz między Wimbledonem a Arsenalem – w momencie, gdy rezultaty były niekorzystne dla syndykatu „Far East”.

Fałszerski matrix

Jeszcze nikt nie połknął czerwonej tabletki, nie przeniósł się do mrocznego świata ustawiania meczów i nie prześwietlił go w pełni. O przypadkowości działań służb walczących z kryminalnymi szajkami, świadczy śledztwo w Bochum. Miejscowa policja przez zupełny przypadek natknęła się na organizację manipulującą wynikami. Zajmowała się sprawą prostytucji, kiedy natrafiła na trop prowadzący do chorwackiej bandy.

Dowodzi to, jak niewiele jeszcze wiadomo o tajemniczym światku handlowania meczami. FIFA i inne instytucje są tak naprawdę bezradne. Co gorsza, nie znamy rzeczywistej liczby wypaczonych do tej pory spotkań. A dwa miliony wykryte w Bochum, które miały zostać przeznaczone na łapówki, to zdaniem lokalnego prokuratora zaledwie „wierzchołek góry lodowej”. W samych Niemczech gangi na nielegalne zakłady wyłożyły rzekomo czternaście milionów funtów i uzyskały przychód w wysokości 7 milionów.

W procederze fałszowania wyników swój udział ma również podobno rosyjska mafia, która m. in. wywiera naciski na hiszpańskich futbolistów i tenisistów. Rob Wainwright, dyrektor Europolu, przyznał przed kamerami BBC: „Proceder ustawiania meczów nie jest związany wyłącznie z jedną organizacją przestępczą z Azji. Mamy podejrzenia względem rosyjskiej mafii. Przyglądamy się temu. Spoglądamy również na bałkańskie bandy”.

Kryminalne szajki przejmują całe ekipy, z których nie tylko czerpią zyski na zakładach, ale także, które służą im jako pralnie brudnych pieniędzy. WikiLeaks w lutym informowało, że amerykańska ambasada w Bułgarii ostrzegała, iż niemal wszystkie bułgarskie zespoły są powiązane lub kierowane przez gangi, a liga skorumpowana i niszczona przez fałszerstwa.

W lutym na lotnisku w Mediolanie policja zatrzymała Amira Suljicia, jednego z szefów złodziejskiej siatki działającej we Włoszech. Wracał z Singapuru, gdzie spędził sporo czasu, będąc w kontakcie z bossami tamtejszych syndykatów bukmacherskich, m. in. z Dan Tan Seet Engiem, jego bliskim współpracownikiem.

Friedhelm Altans, niemiecki oficer zajmujący się śledztwem, na łamach serwisu internetowego BBC osoby manipulujące wynikami określił mianem gangsterów: „Odkryliśmy, że wielu podejrzanych było wcześniej zamieszanych w międzynarodowy handel narkotykowy, lecz zaczęli ustawiać pojedynki, bo dawało to łatwiejszą i większą kasę, i nie było to dla nich tak ryzykowne”.

W Chinach korupcja i handel meczami trwają w najlepsze, gdyż za wszystkim stoją tam oficjele rządowi, którzy robią to ze względu na polityczne koneksje. „Mogą poprosić prezesa klubu, by wyrzucił piłkarza, który się nie słucha” – opowiadał dla „The Guardian” Ma Dexing, zastępca redaktora naczelnego w chińskim magazynie „Titan Weekly”.

Przestępcza sieć

Chris Eaton, dyrektor Międzynarodowego Centrum Ochrony Sportu, w rozmowie z dziennikarzami BBC wyjaśniał, że jeśli kiedyś manipulowano rezultatami głównie z powodów sportowych, np. awansu bądź spadku drużyny, tak obecnie spotkania ustawiają ludzie chciwi, których głównym celem staje się robienie milionów na szemranym interesie. Tłumaczył dalej, że, o ile hazard można dosyć dobrze kontrolować w niektórych regionach świata jak Europa, o tyle potężny rynek azjatycki jest po prostu niekontrolowalny.

Tamte rynki bukmacherskie należą do największych i najbardziej wyrafinowanych, gdzie obstawianie jest nie tylko biznesem czysto gotówkowym, ale zwłaszcza środkiem wykorzystywanym przez strony internetowe oraz platformy mobilne i społeczne. Co powoduje, że problem przybiera postać globalną. Syndykaty planują i finansują ustawianie meczów z zupełnie różnych części kuli ziemskiej. Wszystko organizuje się w Singapurze, lecz dotyczy np. starcia na Węgrzech, typy z kolei są przyjmowane w Australii, a pieniądze idą w jeszcze inne miejsce.

O samym procesie manipulowania pojedynkami na wyspach pisał korespondent sportowy BBC, Dan Roan. Jego zdaniem organizacje wysyłają swoich ludzi do Anglii, żeby szukali piłkarzy z niższych lig, którzy mogą być podatni na korupcję. Po znalezieniu takiego futbolisty, otrzymuje on propozycję wypaczenia meczu za kilka lub kilkadziesiąt tysięcy funtów – najczęściej chodzi o ilość goli i żółte kartki. Zaufany człowiek ogląda następnie spotkanie z wysokości trybun i czeka na sygnał. Jeżeli oszustwo ma zostać dokonane, przekupiony zawodnik dostaje w pierwszych minutach żółty kartonik. Kanciarz dzwoni wówczas do szefów w Azji i mówi, że wszystko jest gotowe. Zakłady są, więc umieszczane.

To właśnie sposób funkcjonowania i sama struktura syndykatów nastręcza policji ogromnych kłopotów. Jeśli ktoś wpadnie, to nie ma bladego pojęcia o swoich pobratymcach piłkarskich zbrodni. Bukmacherzy odbierają jedynie zakłady. Ich rola to zbieranie kasy od graczy i wykonywanie płatności. Od ludzi wyżej postawionych otrzymują kursy i na podstawie nich przyjmują typy. Oni zaś zarządzają paroma bukmacherami i działają w różnych miastach czy regionach. Dostają informacje o kursach od całkiem innych osób, będących jeszcze wyżej w łańcuchu złodziejskiej siatki. Nikt tam nie zna się nawzajem.

Osadzony i przesłuchiwany na Węgrzech Wilson Raj Perumal - człowiek, który z Czarnego Lądu uczynił swój przyczółek, gdzie władał dziesięcioma drużynami i reprezentacjami - przez wiele lat pozostawał bezkarny i kompletnie nieosiągalny dla służb. Po świecie podróżował podobno z walizką wypchaną forsą i fałszywymi paszportami. Afrykańskich przekrętów dokonywał z mieszkania w Londynie, położonego nieopodal stadionu Wembley. Rekrutował sędziów, korumpował oficjeli, jego działalność obejmowała także pobicia i zastraszenia.

Cyrograf z przestępcą                                                 

Dzisiejsze sposoby nakłaniania zawodników do ustawiania meczów, nie są już tak przyjemne, jak kuszenie wielotysięcznymi łapówkami. Dzisiaj, według raportu FIFPro, piłkarzom w niektórych zakątkach kuli ziemskiej nie płaci się przez miesiące, a często są oni dodatkowo szantażowani. Zgodnie ze słowami Jonathana Mashingaidze, niegdyś prezydenta federacji futbolowej w Zimbabwe, reprezentanci tego państwa w 2009 roku zostali zastraszeni bronią palną. Pistolety w ich stronę wymierzyli członkowie tamtejszego związku piłkarskiego.

Były chorwacki gracz, Mario Čižmek, opowiadał, że zgodził się sprzedać mecz, po tym jak jemu i jego kolegom z zespołu przez rok nie wypłacano pensji. Serbski futbolista, Boban Dmitrović, zwierzał się, że wielokrotnie widział, jak serbskie kluby ugadywały się i jeszcze przed pierwszym gwizdkiem ustalały wynik rywalizacji. „Tuż przed potyczką przekazywano informacje zawodnikom. Musieli współpracować, gdyż w przeciwnym wypadku ich kariery byłyby poważnie zagrożone” – tłumaczył na łamach serwisu FIFPro.org.

W ubiegłym roku pracownicy FIFPro przepytali łącznie 3 tysiące 357 profesjonalnych graczy, występujących w Europie Wschodniej i odkryli, że 41% z nich nie otrzymuje wynagrodzenia w czasie, a 12% wyjawiło, że dostało propozycję sprzedania spotkania.

Dwa lata temu włoski obrońca, Simone Farina, stał się bohaterem narodowym swojego kraju, kiedy media ogłosiły, że nie przyjął on 250 tysięcy euro łapówki. Cesare Prandelli w ramach podziękowania za jego uczciwość zaprosił go na treningi reprezentacji. To postawa zupełnie niespotykana w futbolowym światku drugiego planu. A to tam najczęściej dochodzi do przekrętów i to tam wypacza się najwięcej pojedynków.

Liczby nie kłamią

Oświadczenie Interpolu, jakoby w Europie od 2008 roku ustawiono 380 spotkań, uznano w niektórych środowiskach za kiepski żart. Wielu stwierdziło, że to statystyki zdecydowanie zaniżone. Sportradar, kompania z Londynu, która monitoruje rynek bukmacherski, kontroluje około 55 tysięcy meczów w ciągu roku, obserwuje 350 ogólnoświatowych firm bukmacherskich, oszacowała, że na Starym Kontynencie każdego roku fałszuje się prawie 300 starć. Każdego tygodnia w Europie manipuluje się przy jednym procencie meczów, co daje liczbę dziesięciu na siedem dni.

FIFA na dochodzenie i walkę z syndykatami przeznaczy 27 milionów euro. Ale czymże to jest, jak tylko jedną czystą kroplą w skażonym oceanie. „Obecne szacunki, które zawierają w sobie zarówno legalny jak i nielegalny rynek bukmacherski, sugerują, że ten cały przemysł wart jest od około 700 miliardów do biliarda dolarów” – oznajmił na łamach serwisu BBC Sport Darren Small, jeden z dyrektorów firmy Sportradar.

Interpol w trakcie operacji „Soga” przeprowadził prawie dwa tysiące nalotów, zarekwirował 27 milionów dolarów w gotówce i zamknął placówki zajmujące się nielegalnym obstawianiem warte łącznie 2 miliardy. Jednak i to stanowi raptem jeden mały trybik przeciw potężnej, korupcyjnej machinie. W samych Włoszech ustawianie pojedynków wygenerowało dla mafii i syndykatów przychód w wysokości 2,6 miliarda dolarów. Takiego zysku nie przyniosła nawet sprzedaż praw do transmisji mistrzostw z 2010 roku – 2,4 miliarda. Takiego dochodu nie przyniosą również prawda do transmisji z mundialu w Rosji – 2,3 miliarda.

Bez nadziei i bez szans?

Ralf Mutschke, szef działu ochrony FIFA, wyjawił, że zlekceważono zakres zakazanego procederu. Amerykańskiej agencji prasowej „Associated Press” powiedział: „Nie ma realnej szansy, by FIFA mogła walczyć z tą zorganizowaną przestępczością samemu”. Następnie dodał, że potrzebna będzie większa pomoc od krajowych organów ścigania. Wtórował mu komisarz ds. sportu Unii Europejskiej, który stwierdził dobitnie: „Skala procederu stała się taka, że żadne państwo nie poradzi sobie z tym problemem, działając na własną rękę”.

Chris Eaton w rozmowie z reporterami BBC zauważył: „Każdy poszukuje srebrnej kuli, jednej rzeczy, która rozwiązałaby wszelkie kłopoty, lecz nie ma czegoś takiego. Ustawianie meczów i oszustwa hazardowe są ogromne, globalne i zorganizowane. Możemy im przeciwdziałać jedynie będąc równie wielkimi, globalnymi i zorganizowanymi”. Na koniec dodał: „Futbol jest w naprawdę katastrofalnym stanie”.


To wszystko na myśl może przywodzić finałowe sceny filmu „Traffic”. Bo, tak jak nie ma szans, by wygrać walkę z narkotykami, tak raczej nie ma co liczyć na zwycięstwo z przestępczymi organizacjami ustawiającymi mecze. 

2 komentarze:

  1. ja tam nigdy nie zetknąłem się z ustawionymi meczami. Gram już dość sporo poprzez https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie i jak do tej pory większość meczy i moich zakładów mi wchodziła. Po prostu nigdy jakoś nie zastanawiałem się nad tym, że mecze mogą być ustawione pod konkretny wynik czy wygraną.

    OdpowiedzUsuń