piątek, 20 grudnia 2013

Vitesse na łasce Chelsea

W Europie nie ma chyba klubu, który wypożyczałby więcej zawodników z jakiejkolwiek angielskiej drużyny. W Holandii nie ma zespołu, który byłby pod całkowitym władaniem obcokrajowców. Liderujące w Eredivisie Vitesse Arnhem, choć jest ekipą holenderską, to w tej chwili punkty dla niej zdobywają głównie gracze wypożyczeni z Chelsea, finansową stabilność zapewniają ludzie z Gruzji i Rosji, a ostatnie słowo należy zazwyczaj do Romana Abramowicza.

Gruzin za sterami

„W ciągu trzech lat zrobię z Vitesse mistrzów Holandii” – głosił odważnie na pierwszej konferencji prasowej, od 2010 roku nowy właściciel drużyny z Arnhem, Merab Jordania. Mocne słowa, zważywszy, że przejmował zespół bez przeszłości, który nigdy nie zapisał się złotymi zgłoskami w annałach holenderskiego futbolu. Nigdy nie sięgnął po mistrzostwo czy puchar kraju, w europejskich rozgrywkach nie odznaczył się niczym niezwykłym. Jego gablota z trofeami przez ponad sto lat istnienia nadal pozostaje pusta. A złoty okres nastąpił wieki temu, przypadł na początek ubiegłego, kiedy w sezonach 1913-1915 trzy razy z rzędu zdobywał wicemistrzostwo. 

Nie to jednak zaprzątało głowy miejscowych kibiców, a nade wszystko dziennikarzy. W ich umysłach nieustannie mogło krążyć tylko jedno, fundamentalne pytanie – kim do cholery jest ten Gruzin? Gdy zaczęli wydobywać fakty z życia Jordanii, to tak jak w przypadku Vitesse odnajdziemy więcej epizodów niewartych ocalenia od zapomnienia, tak w przypadku nikomu nieznanego biznesmena lista wstydu jest wyraźnie dłuższa niż lista chwały.

Wprawdzie piastował urząd prezydenta gruzińskiej federacji piłkarskiej, lecz za jego czasów tamtejsza liga stała się jedną z najbardziej skorumpowanych na Starym Kontynencie, a on sam został zdjęty z funkcji szefa związku ze względu na łapówkarskie afery oraz oszustwa podatkowe. Był tymczasowym selekcjonerem i bossem Dinamo Tibilisi, gdzie oskarżono go o defraudację 700 tysięcy dolarów. Czerpał ponadto korzyści z transferów zawodników, m. in. z przejścia Kinkladze z Manchesteru City do Ajaxu. Dwukrotnie wtrącony do więzienia, za każdym razem wychodził za kaucją.

Oprócz nieciekawej przeszłości, lokalnym żurnalistom spokoju nie dawała jeszcze jedna kwestia – jaki był rzeczywisty cel inwestycji Jordanii, skoro jego wcześniejsze losy nie wskazywały jasno, że może on posiadać portfel wystarczająco zasobny, aby sponsorować klub piłkarski.

Co prawda dorobił się na firmie Mj-Georgia, która zajmuje się wschodnim rynkiem transferowym, sprzedażą praw do transmisji oraz organizowaniem spotkań towarzyskich, wyłożył także około stu milionów na zespół, wybudował ośrodek treningowy i akademię futbolową, ale jego finansowe zaplecze nadal wydawało się zbyt małe, aby w dłuższej perspektywie pompować w niego duże sumy pieniędzy. Wszystko stało się zdecydowanie jaśniejsze, gdy w październiku stery obejmował Aleksandr Czigirinski.

Rosyjsko-gruziński triumwirat

To oligarcha z Rosji, od wielu lat przyjaźniący się z Romanem Abramowiczem. I to właśnie Czigirinski zapoznał go z Merabem Jordanią. A to z kolei stawia kupno Vitesse w zupełnie nowym świetle, bowiem postać rosyjskiego pana i władcy Chelsea zdaje się być kluczowa. Kiedy więc Jordania przejmował ekipę z Arnhem, był już prawdopodobnie po słowie z Abramowiczem.

Ten po fiasku podjęcia bliższej współpracy z PSV Eindhoven, potrzebował mniejszego klubu z co najmniej kilku względów. Przede wszystkim w holenderskim zespole wylądował niesamowicie zdolny narybek „The Blues”. Tacy zawodnicy jak Lucas Piazón, Gaël  Kakuta czy Christian Atsu nie mieliby szansy na regularną grę w Premier League, przynajmniej takiej jaką mają w Eredivisie. To tam szlifują swoje umiejętności i nabierają doświadczenia. Podczas tych trzech sezonów przewinęło się ich tylu, że dałoby się stworzyć osobną jedenastkę Vitesse, w całości złożoną z graczy przebywających na wypożyczeniu.

Co więcej, to londyńskiej drużynie powinno bardziej zależeć na współpracy z Vitesse. Jeszcze istotniejszą bowiem rolę, niż samo otrzaskanie się młodych talentów z realiami gry seniorskiej, odgrywa brytyjskie prawo imigracyjne oraz rozporządzenia federacji piłkarskiej, dotyczące pozwoleń na pracę. Zgodnie z nimi do Wielkiej Brytanii nie może trafić zawodnik, pochodzący spoza europejskiej strefy ekonomicznej, który w ciągu dwóch ostatnich lat nie zagrał w co najmniej 75% meczów międzynarodowych swojej reprezentacji bądź którego kraj znajduje się poniżej 70 miejsca w rankingu.

Od tych sztywnych reguł są jednak odstępstwa. Na wyspy mogą przybyć nie spełniający norm gracze wielkiego kalibru lub niezwykle utalentowani, którzy przyczyniliby się do rozwoju wyspiarskiego futbolu. Takimi odstępstwami były m. in. transfery Hernandeza, Kagawy czy Williana. Ale na jedenastu z wypożyczonych dotychczas do ekipy z Arnhem młodzianów, aż siedmiu nie miałoby prawa występować w Anglii. W Holandii grają, gdyż tamtejsze przepisy imigracyjne są znacznie łagodniejsze. A z czasem spełnią być może także regulacje Wielkiej Brytanii.

Stempel Abramowicza

Właściciel Chelsea nie przez przypadek wybrał Vitesse oraz Holandię. Czyli państwo od wieków słynące ze znakomitej bazy treningowej, fantastycznej pracy z młodzieżą oraz ligi, którą zgodnie uważa się za jedną z najbogatszych w futbolowe perły.

Nie ma przypadku w tym, że klub objął bliski przyjaciel Abramowicza, że postawił głównie na szkolenie juniorów, stworzył nowiuteńką szkółkę piłkarską, a z Londynu wybrał najwartościowsze dla siebie plony i że oddał go w ręce jeszcze zamożniejszego przedsiębiorcy, zachowując przy tym posadę prezydenta.

Wpływ Chelsea na Vitesse jest tak duży, że swoje niezadowolenie wyrażają inne zespoły, którym nie podobają się praktyki stosowane przez ekipę z Arnhem. Dyrektor sportowy NEC Nijmegen apelował nawet o wprowadzenie limitu, wedle którego zespoły z Eredivisie mogłyby wypożyczać maksymalnie trzech zawodników.

Wzburzenia nie ukrywa również prasa holenderska, która psioczy na totalną globalizację i komercjalizację piłki, narzeka na to, że Vitesse staje się zabawką i jedynie klubem pomocniczym dla „The Blues”. Jedną z pierwszych decyzji Jordanii było zwolnienie lokalnej legendy – Theo Bosa. W jego miejsce zatrudniono Alberta Ferrera, niegdyś gracza Chelsea. A odkąd rządy zaprowadził Czigirinski, coraz większą rolę w operacjach biznesowych odgrywa Marina Granovskaia, członkini zarządu londyńskiej ekipy, prawa ręka Abramowicza, najbardziej wpływowa kobieta w futbolowym świecie.

Krytyczne głosy w ogóle jednak nie docierają do Arnhem. Tam widzą jedynie zachwyt i zbliżający się splendor. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ich ulubieńcy mają realne szanse na tytuł mistrzowski. Po raz pierwszy od dawien dawna ich ukochana drużyna nie ma kłopotów finansowych. A w przepaść zdążyli już zajrzeć dwukrotnie.

FC Hollywood w drodze po Oscara

Na początku lat osiemdziesiątych klub zbankrutował i przez sporą część dekady pałętał się w drugiej lidze. Wtedy pojawił się Karel Aalbers, zaciągnął pożyczki od kompanii energetycznej NUON, które następnie zainwestował w drużynę i stadion. Początek lat dziewięćdziesiątych to już zupełnie inne czasy. Z mroków drugiej ligi Vitesse wzbiło się w górę, dofrunęło do pierwszej i do finału krajowego pucharu w 1990 roku. Od 1989 do 2002 roku nie zajęło miejsca niższego niż szóste. W tym czasie Nikos Machlas i spółka, aż w dziewięciu sezonach pojawiali się na europejskich arenach, na własnym obiekcie goszcząc m. in. Real Madryt, Inter Mediolan i FC Liverpool.

Ale futbolowy lot Ikara skończył się dla nich identycznie, jak ten mitologiczny. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Aalbers został aresztowany za oszustwa podatkowe, a klub stał się niewypłacalny, nie był w stanie spłacać należności i groziło mu kolejne bankructwo. Do akcji wkroczyły władze miasta i uratowały go przed nieuchronną katastrofą. Wówczas zaczęły się sezony chude, a codzienną realnością stała się walka o przetrwanie.

To ze względu na pełne dramaturgii i niespodziewanych zwrotów akcji losy zespół zyskał przydomek „FC Hollywood znad Renu”. Dziś kręcą tam jednak futbolową produkcję, która wkrótce może sięgnąć po krajowego Oscara. Posiadają plejadę młodocianych diamentów, zaciągniętą wprost z Londynu, które niedługo prawdopodobnie rozbłysną pełnym blaskiem na europejskiej scenie piłkarskiej. Już teraz decydują o obliczu Vitesse. Brali przecież udział przy ponad połowie ze strzelonych w obecnym sezonie przez drużynę goli.


Merab Jordania obiecywał, że w ciągu trzech lat da ekipie z Arhnem mistrzostwo. Słowa wprawdzie nie dotrzymał, lecz jeśli miałaby wygrać tytuł w czwartym roku jego rządów, to żaden miejscowy fan nie miałby mu za złe niedotrzymanej obietnicy. A świetlaną przyszłość holenderskiemu klubowi roztacza angielski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz