czwartek, 5 września 2013

Anży - klub w rozbiórce

Kule ze świstem przeszywają powietrze dzień w dzień, nie ma miesiąca bez zamachu, a przemoc stała się tak powszechna, że na ulicach Machaczkały nikt na nią nie zwraca uwagi. Według reporterów „The Guardian” pobliskie piłkarskiej arenie blokowiska oraz osiedla stale nękane są przez ataki terrorystyczne, tak, że dzielnica przypomina wojenne pobojowisko. Nienaruszony pozostaje natomiast stadion. Zamiast wystrzałów z karabinów słychać strzały w kierunku bramki, a eksplozje bomb zastąpiły wybuchy aplauzu i radości. Jeszcze do niedawna biegały tam wielkie futbolowe gwiazdy. Nim się jednak lokalni fani obejrzeli, nie mieli już drużyny.

W tym mieście jest miejsce na wszystko: życie w biedzie i przesadnym luksusie, śmierć w zamachu i samotności, walkę i pokój, szczęście i łzy, smutek oraz nadzieję. Taką dawała ostatnio Anży, perła nie tylko z nazwy (takie ma znaczenie w miejscowym języku) i kontrastującego jej bogactwa z miejską biedotą.

Perła w piekielnym kotle

Odkąd Sulejman Kerimow - chłopak z okolicznej wioski, który dorobił się na handlu surowcami naturalnymi -  przejął ekipę z Machaczkały, na transfery przeznaczył przeszło 250 milionów euro. Z chwilą, gdy został panem i władcą klubu z Dagestanu, zapomnianego przez Boga rejonu bezprawia i przemocy, kibice zaczęli żyć jego marzeniami, obsesjami i szaleństwami. W 2009 roku trwali w beznadziei drugoligowych realiów. Ledwie trzy wiosny później myśleli o wkładaniu ligowej korony na głowę swojego ukochanego zespołu. 

Zanim to nastąpiło przywitali podstarzałą sławę, dawnego herosa madryckiego Santiago Bernabéu – Roberto Carlosa. Potem przyszedł czas na parę wartościowych transakcji, zakupy m. in.  Diego Tardelliego, Jucilei, Mbarka Boussoufy, Jurija Żyrkowa czy Christophera Samby. Aż w końcu przybył gwiazdor nad gwiazdory, w sile wieku, opromieniony zwycięstwem w Lidze Mistrzów – Samuel Eto’o, którego rosyjski oligarcha uczynił najlepiej zarabiającym graczem na planecie. To właśnie wtedy wielu na serio zaczęło traktować mocarstwowe zapędy Rosjanina.

W kolejnych miesiącach nowy właściciel nadal nie rzucał słów na wiatr. Sprowadził młody diament – Williana oraz pracusia środka pola - Lassanę Diarrę. A wszystkie szachy na szachownicy poukładać miał wytrawny szachista ławki trenerskiej – Guus Hiddink. Drużyna pięła się systematycznie, z sezonu na sezon, w ligowej tabeli. Od piątej pozycji po podium, aż wreszcie powinien przyjść upragniony triumf.

W międzyczasie Kerimow zrobił z Anży najdziwniejszy klub na świecie. Względy bezpieczeństwa i próby jak najczęstszego omijania zaognionego walkami, zanurzonego po brzegi w chaosie oraz terrorze regionu, spowodowały, że zawodnicy trenują w Kratowie, mieścinie w pobliżu Moskwy, odległej od Dagestanu o tysiące mil. Na obiekt, zlokalizowany gdzieś na krańcach trzeciego świata, latają co tydzień, specjalnie wynajętym samolotem. Około trzygodzinną podróż w jedną stronę odbywają średnio piętnaście razy do roku – tyle zazwyczaj mają meczów „u siebie”.

Ambitne plany Rosjanina nie kończyły się wyłącznie na samym futbolu. Wybudował nowoczesny stadion, stworzył zupełnie nową infrastrukturę sportową, sieć boisk treningowych, akademię, w ogóle cały kompleks, dostępny dla każdego nastolatka z okolicy. Z kolei luksusowe hotele, baseny, sieci sklepów i restauracji utworzyły miejsca pracy dla etnicznej ludności. To miało odmienić ich przyszłość. Młodzieży zaś dać, choć trochę lepsze perspektywy oraz pozwolić na kilka chwil zapomnienia o rzeczywistości czekającej ich poza stadionem i murawami.

Niechciane oczko w głowie

Piłkarski projekt rosyjskiego oligarchy szaleńczo pędził przed siebie, aż zabrakło mu tchu. Ponad dwieście milionów spożytkowane na transfery, mnóstwo nowych nazwisk, pięciokrotnie wymieniani szkoleniowcy, nieustanne roszady na najwyższych szczeblach, bałaganiarskie zarządzanie, pozbawione jakiejkolwiek wizji rozwoju, do tego niezaspokojone aspiracje właściciela, wielokrotnie przewyższające możliwości budowanego naprędce zespołu – a to wszystko w zaledwie dwa lata rządów. To po prostu nie mogło się powieść, lecz nie tylko to.

U Kermiowa pojawiły się nieoczekiwane problemy finansowe, które automatycznie oznaczały spore kłopoty Anży. Głównym ciosem wymierzonym bezpośrednio w Rosjanina i pośrednio w ekipę z Machaczkały była dewaluacja jego spółki Uralkali, wywołana zerwaniem porozumienia z białoruską kompanią. Wartość firmy biznesmena pod koniec lipca poleciała na łeb na szyję, spadła o 30%, a strata pieniężna wyniosła 5,5 miliarda. Z kasy Kerimowa w jednym momencie ulotniło się 325 mln funtów.

Po tych wydarzeniach zapowiedziano drastyczne zmiany. W połowie sierpnia wystawiono na listę transferową caluteńką drużynę. Prezes klubu, Konstantin Remchukow, za pośrednictwem Twittera ogłosił, że budżet zmaleje ze 187 do 78 mln euro. 

Jeszcze na początku lipca chwalili się światu swymi iście mocarstwowymi planami, kontraktując dwóch reprezentantów „Sbornej” – Igora Denisowa oraz Aleksandra Kokorina – i ponownie sięgając po Christophera Sambę, w cztery doby wydając 46 mln euro. By później w nieco ponad dwa tygodnie stracić czternastu zawodników pierwszej kadry, w tym niemal całą podstawową jedenastkę. Z klubu odszedł ponadto Guus Hiddink, a jego następca - René Meulensteen – na tamtejszej ławce trenerskiej wytrwał zaledwie 16 dni.

W dalekiej Machaczkale byliśmy zatem świadkami futbolowej rozbiórki szybszej niż mgnienie oka. Dobrze rokującą drużynę, zdemontowano na przestrzeni miesiąca. Pretendenta do ligowego triumfu zdemolował odcięty kurek z pieniędzmi, a ich obecny, totalny brak uczynił kandydatem do spadku.

Zmianie uległa zatem polityka zespołu. Wedle słów włodarzów nie będzie w nim prawdziwych gwiazdorów, a gotówka pójdzie zwłaszcza na rozwój szkółki. Mówi się, że to w obawie przed reformą Platiniego. W lidze rosyjskiej prawie wszystkie ekipy są sporo pod kreską. Anży na swojej witrynie oznajmiło: „Cięcia w budżecie spowodowane są bieżącymi zaleceniami finansowymi UEFA oraz potrzebą spełnienia wymogów Financial Fair Play”.

Sándor Varga, reprezentujący interesy m. in. Arsene’a Wengera, tłumaczył zaistniałą sytuację lokalnym mediom: „Kerimow włożył w klub przeszło trzysta milionów euro i chciał natychmiastowego sukcesu. Tymczasem, pomijając wyniki meczów, ujrzał drużynę, w której zagraniczni i rosyjscy gracze nie rozmawiają ze sobą, a menadżerowie nieustannie proszą o pieniądze”. W szatni wypełnionej zawodnikami o ego rozbuchanym do granic możliwości, głównie przez wypchane po brzegi forsą portfele, szerzył się ferment. Doszło do tego, że na treningu bójkę z Samuelem Eto’o oraz Lassaną Diarrą stoczył Igor Denisov, wygnany następnie na ćwiczenia indywidulane.

W identyczne tony na łamach Al Jazeera uderzył Omari Tetradze, dawny szkoleniowiec zespołu: „Kerimow nie potrzebuje już tych kosztownych graczy. Jest rozczarowany tym, że jego klub nie zdobył mistrzostwa i nie mógł oglądać go w Lidze Mistrzów. Wygląda na to, że stracił on swojego najważniejszego fana”.

Dagestan idzie na wojnę?

Do końca nie wiadomo czy Sulejman Kerimow wziął Anży Machaczkałę z własnej inicjatywy i pasji. Jonathan Wilson, dziennikarz „The Guardian”, wskazywał w swoim artykule, że  przejęcie drużyny wpisywało się w strategię Putina, który zachęcał oligarchów, aby brali zespoły piłkarskie pod własne władanie i inwestowali w nie oraz miejską infrastrukturę. To on miał podobno namówić biznesmena do inwestycji w ekipę z Machaczkały. 

Zdaniem angielskiego publicysty zamysłem prezydenta Rosji jest, bowiem rozkwit całego państwa, jego nawet najdalszych rubieży za pomocą gotówki zamożnych. Kaukaz Północny – burzliwa kraina, gdzie dominują społeczne niepokoje, religijne podziały, a spirala nienawiści kręci się w najlepsze - miał wreszcie zostać w pełni i ugodowo spacyfikowany. Idealne miejsce dla politycznej układanki Putina.

To tam 40% populacji żyje poniżej granicy ubóstwa, a wśród młodzieży panuje największe bezrobocie w kraju. To najniebezpieczniejszy – ginie tam średnio około tysiąca ludzi na rok - i najbardziej skorumpowany region państwa. W 2012 roku odnotowano więcej niż 250 zamachów terrorystycznych, zamordowano 232 rebeliantów, a zabitych zostało 130 żołnierzy oraz policjantów i tylu samo zraniono. W strzelaninach i zamachach zginęło 54 cywili.

W owym rejonie nie ma dnia w trakcie, którego nie oddano by strzałów. Regularnie ataków dokonują terroryści. W maju tego roku bomba podłożona pod samochód zabiła cztery osoby i zraniła kolejne pięćdziesiąt.

Dagestan gotuje się we własnym sosie nieładu i przemocy, od której nie widać ucieczki. Organizacje obrony praw człowieka twierdzą, że najpierw dochodzi do morderstw, a potem policja wynajduje zbrodnie, którą mogą przypisać do ciał. Służby porządkowe w Machaczkale stacjonują w specjalnych fortyfikacjach, takich jakie da się spotkać w Iraku lub Afganistanie. A w okolicznych lasach przebywa nawet do 5-6 tysięcy powstańców.

Anży w majętnym wydaniu Kerimowa miała być lekarstwem na wszelkie bolączki. Dyrektor generalny, German Chistyakow, w wywiadzie dla „The Guardian” przekonywał: „Futbol może odmienić wygląd Dagestanu. Zmienia punkt widzenia społeczeństwa i pokazuje mu, że życie ciągle może iść do przodu”. Teraz jednak o spokój, a tym bardziej o sukces piłkarski rozbitemu i zubożałemu klubowi będzie znacznie ciężej.

1 komentarz:

  1. Żadnego zespołu nie da się zbudować naprędce a jeśli już się myśli o wydawaniu pieniędzy co nie miara na piłkarzy niechcianych w Europie. Chęć zmiany nastawienia społeczeństwa i zachęcania go do oglądania meczów piłkarskich jest zarówno piękny jak bardzo ciężki do zrealizowania.

    OdpowiedzUsuń