poniedziałek, 28 maja 2012

Idealista w świecie tradycjonalistów


Zapalił kolejnego papierosa. Tym razem zaciągnął się spokojnie i z zadowoleniem spojrzał na swoje dzieło. Zespół, którym dowodzi, awansował w cuglach do Serie A. Pescara sięgnęła po mistrzostwo drugiej ligi, strzelając 90 bramek w 42 meczach. A, że w życiu szczególnie lubi dwie rzeczy – papierosy i gole – to promocja do wyższej klasy rozgrywkowej jest dla niego, tym bardziej satysfakcjonująca.

Zdenek Zeman w końcu jest zwycięski. Na taki sukces czekał paskudnie dużo czasu. Dziś odradza się niczym feniks z popiołów. Do pierwszej ligi wprowadził klubik, który w swej prawie 80-letniej historii spędził tam, zaledwie pięć sezonów, ratując się przed spadkiem jeden jedyny raz. Klubik, który dwa lata temu odwiedzał trzecioligowe boiska Italii. Teraz Czech zawitał do Serie A i można powiedzieć, że ponownie wepchnął folklor na salony. To bowiem trenerski oryginał, wyjątkowy nie tylko w skali krajowej, lecz również oryginał, jakiego nie spotkacie nigdzie na ziemi.

Zemanlandia

Po raz pierwszy rozgłos zdobył na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, prowadząc Foggię. Z anonimową drużyną dokonał rzeczy, które wprawiły w osłupienie każdego Włocha. Z przeciętnymi, młodymi i nieznanymi piłkarzami z Serie C na przestrzeni trzech wiosen zawędrował wprost do Serie A. Tam jego team olśniewał jeszcze bardziej, zajmując w najsilniejszej ówcześnie lidze świata dziewiątą pozycję, strzelając aż 58 bramek (druga najskuteczniejsza ekipa w sezonie).

Bezkompromisowy charakter gry, nastawiony wyłącznie na atakowanie i zdobywanie goli, atrakcyjny dla oka, stał się wyznacznikiem stylu Zemana, nazwanym później „Zemanlandią”. Prasa rozpływała się w zachwytach nad drużyną, określając ich przygodę terminem „Foggia Dei Miracoli”. To wtedy na nieboskłonie rozbłysły nowe gwiazdy, jak Giuseppe Signori (trzykrotny król strzelców), Francesco Baiano, Dan Petrescu, Roberto Rambaudi, Igor Kolyvanov czy Igor Shalimov.

Zupełnie nowatorska na włoskich murawach okazała się taktyka. Czech jako pierwszy na Półwyspie Apenińskim zastosował ustawienie 4-3-3. W ojczyźnie „catenaccio”, gdzie wciąż żywa była pamięć o osiągnięciach Helenio Herrery, wykorzystał ustawienie kompletnie odmienne - ultraofensywne. W czasach, kiedy wszyscy skupiali się na defensywie, grając trójką stoperów w pięcioosobowym bloku obronnym, on myślał tylko o grze do przodu. Stawiał, więc czterech obrońców w linii, kryjących strefowo, z których zadania defensywne mieli jedynie środkowi obrońcy. Boczni byli od atakowania, nie od bronienia.

Trenerski autokrata

Zeman to człowiek, który nie uznaje kompromisów. Gdziekolwiek się pojawi, wymaga całkowitego posłuszeństwa i podporządkowania jego filozofii gry. Wielokrotnie powtarza, że: „Niszczyć akcje jest łatwo, konstruować je – to dopiero sztuka”. Toteż kierowane przez niego zespoły na boisku przekuwają w czyn założenia, które stały się niejako znakami rozpoznawalnymi szkoleniowca: agresywny pressing, szaleńcze tempo, wysoko ustawione formacje, ostra walka o odbiór piłki już na połowie rywala, pułapki ofsajdowe.

Zgodnie z powyższymi dewizami jego podopieczni mają obowiązek, by przez pełne 90 minut wywierać presję na przeciwniku i stale nękać go niekończącymi się szturmami. Kluczowym aspektem w taktyce Czecha jest zatem wytrzymałość. Na obozach przygotowawczych zawodnicy pracują zwłaszcza nad kondycją. To na nich dzień w dzień odbywają się słynne na cały kraj mordercze sesje treningowe, na których piłkarze szlifują wydolność.

Kiedy więc gracz Atalanty Bergamo, Moussa Kone, powiadomił swoich kolegów, że przechodzi do Peskary, ci ostrzegli go, że będzie tam wyłącznie biegał i będzie zmuszany do nieludzkiego wręcz wysiłku.

Rogata dusza

Trochę przypadkowo i, na skutek politycznych wydarzeń (interwencja wojsk radzieckich w Czechosłowacji w 1968 roku) Zeman trafił do Italii. Paradoksalnie, więc do państwa, gdzie ze swoimi przekonaniami mógł mieć tylko pod górkę. Mimo iż trenersko został ukształtowany we Włoszech, to w pierwszej kolejności odrzucił tamtejszy system pracy szkoleniowca, obowiązujący od dawna i zupełnie dla Włochów naturalny. Odrzucił, to, co było solą tamtejszego futbolu – szczegółowe analizy taktyczne, skrupulatne planowanie strategii w nawet najdrobniejszych niuansach. Celem nadrzędnym stała się rozrywka i zabawa piłką. Do dziś jest zresztą przekonany, że piłka nożna powinna przede wszystkim stanowić frajdę dla widzów.

Obrazoburcza wizja tej dyscypliny, wywrotowa i pionierska na murawach Półwyspu Apenińskiego fantazja gry, nadały czeskiemu trenerowi etykietę osoby tyleż oryginalnej, co równie kontrowersyjnej. Zeman bowiem zasłynął z jeszcze jednej rzeczy – zawsze, ale to zawsze, bez względu na okoliczności i konsekwencje mówi, to, co myśli. Kiedy jego kariera pod koniec lat dziewięćdziesiątych znacznie wyhamowała (niezbyt udana przygoda z AS Romą), począł obwiniać federację o układy, a najsilniejsze ekipy – głównie Juventus Turyn – o praktyki dopingowe i korupcyjne. W środowisku piłkarskim uznany został za „persona non grata”. Problemy w kolejnych klubach, fatalne rezultaty, połączyły się z pogarszającym wizerunkiem szkoleniowca. Przysłowiowym gwoździem do trumny było orzeczenie sądu, który uznał jego oskarżenia wobec Juventusu za bezpodstawne.

Futbolowy utopista

„Zemanowska” wizja piłki nożnej daleko odbiega od wszelkich ram myślowych i palety zachowań pożądanych we współczesnym piłkarskim  świecie. Zaprzecza aktualnym trendom i obowiązującym regułom (m. in. wyrafinowany pragmatyzm, nastawienie na wynik i sukces). Czech widzi choroby trawiące tę dyscyplinę i jako jeden z nielicznych nie boi się o nich mówić otwarcie. Jak nikt na globie, gardzi wszechobecną komercją, zakłamaniem, nieuczciwą rywalizacją, a nade wszystko kierunkiem, w którym futbol podąża. Tłumaczy: „Ten sport jest popularny nie z powodu wielkich pieniędzy czy wielkiego biznesu, w jaki się przeobraził, lecz dlatego, że w każdym zakątku kuli ziemskiej znajdzie się dziecko, które będzie czerpać radość z piłki”.

Być może to dlatego przez niespełna trzydzieści lat kariery sięgał jedynie po mistrzostwa niższych klas rozgrywkowych. Pomimo tego, przez te trzydzieści lat uparcie przekonywał i nadal przekonuje do swojej nieco idealistycznej filozofii gry. Dziś znowu triumfuje. Pescara do skostniałej piłkarskiej rzeczywistości Italii, jeszcze do niedawna hermetycznie zamkniętej w ryzach kultury „catenaccio”, wprowadza element magiczny. Chłodnej kalkulacji przeciwstawia piękną nieprzewidywalność. Zeman i jego klub stanowią wyjątkowy - i jak na razie lokalny - koloryt ozdobiony bezlikiem goli. We Włoszech próżno szukać drugiej drużyny, która w ciągu sezonu chłosta przeciwników dziewięćdziesięcioma bramkami. Czy w przyszłym sezonie uda im się podbić kraj zagorzałych futbolowych tradycjonalistów ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz