piątek, 2 września 2011

Nowy wspaniały świat

Podobno granicę ludzkich możliwości wyznacza myśl. Odnosząc tę tezę do współczesnego futbolu należy stwierdzić, że granicę możliwości wyznacza kasa. A jeszcze lepiej powiedzieć, że owej granicy nie ma, gdyż masa europejskich klubów czerpie z nieograniczonego dopływu gotówki. Wówczas wyłania się myśl mroczna i pozbawiona zarazem znamion racjonalności, w której wybrzmiewają coraz donioślej echa jednej tylko idei – obecnie sukces piłkarski zależy wyłącznie od pieniędzy. Naprawdę niewiele już brakuje, abyśmy byli świadkami sytuacji, w której sukces (jakieś trofeum) będzie można wybrać i kupić niczym produkt w supermarkecie.

Oto, bowiem na mapie piłkarskiej Europy pojawiają się nowe potęgi, wsparte niezliczonymi petrodolarami wprost od szejków, które wczoraj były przeciętne bądź słabe, dziś stanowią nową siłę, a być może w niedługim czasie dołączą do wąskiego grona wiecznie najlepszych. PSG i Malaga sytuują się w czołówce drużyn, które podczas tegorocznego okienka wydały najwięcej. Francuzi tego lata na zawodników wydali 89 milionów (m. in. Lugano, Sissoko, Pastore, Gameiro), a Malaga 58 (Toulalan, Van Nistelrooy, Cazorla). Królem polowania został po raz drugi z rzędu Manchester City (Clichy, Nasri, Aguero), który w ciągu ostatnich 4 lat wydał na piłkarzy sumę zastraszającą – 652 miliony euro. Przykładów można by mnożyć, w samej czołówce najrozrzutniejszych znaleźć sporo zespołów hojnie wspieranych przez bogatych właścicieli.

W natłoku wielomilionowych transakcji najbardziej szokująca okazała się ta, dokonana na dalekim wschodzie Europy. Samuel Eto’o przeszedł do Azhi Makhachkala. Suma nieduża, około 29 milionów, ale pensja iście królewska – 20 mln euro za sezon. Dołączył do zakupionych wcześniej Roberto Carlosa czy Balazsa Dzsudzsaka. To szok, że anonimowy klub, który dwa lata temu grał w drugiej lidze rosyjskiej, teraz staje się jednym z faworytów do walki o mistrzostwo. Wystarczył jedynie potężny zastrzyk gotówki od potentata paliwowego, Sulejmana Kerimowa, którego majątek szacowany jest na około 8 miliardów dolarów.

Wniosek z tego jest jeden. Jeszcze nigdy w historii futbolu budowanie drużyn, sprowadzanie gwiazd nie było tak łatwe, jak teraz. Jeszcze nigdy tak dużo w piłce nożnej nie zależało od kasy. Wielu natomiast twierdzi, że pieniądze nie grają. Wystarczy, jednak przywołać sukcesy Chelsea Londyn z ostatnich kilku lat, których podwaliny stanowiły wielomilionowe transfery graczów skuszonych poprzez monstrualne zarobki. Wystarczy spojrzeć na hiszpańską Primera Division, która równie dobrze mogłaby zostać zredukowana do dwóch zespołów. To Real i Barcelona posiadają najwyższe budżety (przykładowo budżet Barcelony wynosi 430 milionów euro, zaś Villarrealu zaledwie 70), skupiają w swoich szeregach największe gwiazdy, a na domiar złego zgarniają nieporównywalnie więcej z puli za transmisje od swoich rywali (połowa z 600 milionów). Pozostałym drużynom, prócz wspomnianej Malagi, grozi bankructwo. Absurdem jest także próba rywalizacji z najlepszymi. Ostatni mecz Villarrealu z Barceloną zakończył się pogromem 5:0, mimo iż, katalońska ekipa grała z jednym nominalnym obrońcom w składzie.

Oczywiście, tym nowym potęgom nie zawsze udaje się zgarniać wszystkie trofea, jakie tylko sobie zapragną. Chelsea do tej pory, pomimo licznych prób, nie ma w swej gablocie pucharu Ligi Mistrzów. Machester City do tej pory, mimo ogromnych inwestycji, nie zdobył mistrzostwa Anglii. Tymczasem proces budowania tych zespołów jest niesamowicie szybki i dużo prostszy dzięki zamożnym właścicielom. Co więcej, przy obecnej sytuacji staje się to jedynym realnym wyjściem. Aby zbudować konkurencyjny team potrzeba kroci.

Jak wobec takich zmian, stale rosnącej dominacji tych najlepszych, zachowa się Michele Platini. W kuluarach mawiają, że reforma Francuza zwana „financial fair play” powstała na prośbę najbogatszych (Romana Abramowicza, Silvio Berlusconiego i Massimo Morattiego), którzy nie mają już siły i możliwości konkurowania z jeszcze bogatszymi szejkami. Czy zatem zmiany wprowadzane przez UEFA mają na celu jedynie zatrzymanie ekspansji arabskiej do w miarę ustabilizowanej od kilku lat europejskiej klubowej hierarchii ? Oby Platini nie okazał się pierwszym neofitą tego systemu, prezydentem, który największe zło widzi w dalekowschodnich petrodolarach, a jego ambitne plany nie okazały się wyłącznie dziecinnym zaprzaństwem i głosem umierającej nadziei na normalne jutro.

Rzecz to niesłychana, że bogaci muszą bronić się przed obrzydliwie bogatymi. Bardziej realnym wydaje się jednak konsensus oraz pojednanie w imię utworzenia wspólnego i sprawiedliwego systemu (być może superliga). Na otwartym konflikcie najpotężniejsi mogą tylko stracić. Zatem lepszym dla nich będzie wykreowanie nowego wspaniałego piłkarskiego świata, cuchnącego szmalem, przesiąkniętego – do najmniejszego skrawka jego szaty – komerchą, hermetycznie zamkniętego na głosy sprzeciwu, ujadającego i skomlącego zewsząd, futbolowego trzeciego świata. Najzamożniejsi chcą doprowadzić do wiecznej i niczym niezachwianej dominacji, permanentnej homeostazy własnej szczęśliwości, upaskudzonej milionami i przynoszącej ponad milionowe zyski. Chcą monopolu na sukcesy i najważniejsze, najchętniej oglądane widowiska. Oligarchia pełną gębą, nowy wspaniały świat. Pytaniem pozostaje, czy dopuszczą do niego kolejne bękarty zbudowane za okropnie duże sumy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz