sobota, 17 września 2011

Telenoweli ciąg dalszy

To chyba najdłuższy i najbardziej ponury serialowy tasiemiec na świecie. Polski futbol od kilkunastu lat dostarcza takich samych emocji. Nieustające porażki przeplatane nielicznymi chwilami zadowolenia. Bowiem, ile tak naprawdę mieliśmy powodów do radości w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Udział w Mistrzostwach Świata w 2002 i 2006 roku oraz Mistrzostwach Europy w 2008, z których prędko wracaliśmy i, o których chcieliśmy czym prędzej zapomnieć. Występy Wisły w Pucharze UEFA w sezonie 2002/2003, Groclinu w sezonie 2003/2004, a także ostatnie potyczki Lecha z Juventusem oraz Manchesterem City. To wyjątkowo mało.

Nie inaczej jest w tym sezonie. Najpierw krakowska ekipa szumnie zapowiadała awans do Ligi Mistrzów, a wyszło tak, jak zawsze. Przedmeczowe mydlenie oczu i wielkie oczekiwania, a po spotkaniu jeszcze większe rozczarowanie i wściekłość. Polski zespół został wyeliminowany przez mistrza Cypru. Jeszcze kilkanaście lat temu drużyny z tego kraju przyjeżdżały do Polski po jak najmniejszy wymiar kary. Teraz zaś Apoel obnażył wszelkie słabości Wisły i wskazał miejsce w szeregu. Nie inaczej było w czwartkowy wieczór. Zlekceważony wicemistrz Danii w dziecinnie prosty sposób wywiózł 3 punkty ze stadionu przy ulicy Reymonta.

Wyjątkiem tego sezonu były boje toczone przez Legię z faworyzowanym Spartakiem Moskwa. Wyjątkiem, który dał odrobinę szokujących emocji w tym arcynudnym serialu „made in Poland”. Niestety, także wyjątkiem potwierdzającym regułę. Futbol w wydaniu rodzimym jest na strasznie niskim poziomie. Nie wiem, który raz z kolei musi sięgnąć dna, by niektórzy ludzie zrozumieli w końcu, że takie kraje, jak Dania, Cypr czy Białoruś wyprzedzają nas już o lata świetlne. Kiedy wreszcie ktoś zauważy, że w polskiej piłce panuje nie tyle zastój, co raczej totalny regres; że nie zmieniło się praktycznie nic w ciągu ostatnich kilkunastu lat (poza infrastrukturą – nowe stadiony).

Przepraszam bardzo, zmieniło się. Niestety, na gorsze. W PZPN-ie dzięki, tak wielkim osobistościom, jak Lato, Kręcina, Piechniczek czy Engel, mamy eskalację błazenady oraz pokaz bezgranicznej głupoty. Mamy mistrza Polski, który w niewielkim stopniu jest „polski”, a niemal w każdym calu zagraniczny – obca myśl szkoleniowa, obcy sposób zarządzania klubem, a także wielonarodowościowa mieszanka przeciętniaków dorabiających do emerytury. A to tylko maleńka kropelka w bezkresnym oceanie absurdu naszego futbolu.

Jaki los czeka tę dyscyplinę w naszym kraju ? Czy doczekamy się w końcu typowo amerykańskiego „happy endu” ? Nie sądzę. Główny bohater – polska piłka nożna - jest już zbyt słaby, za bardzo zmęczony, zniechęcony i umoczony w szambie, by wyjść z tego cało.

1 komentarz:

  1. Hej, bardzo podobał mi się twój wpis na temat Polskiego Footballu ja też mam kilka interesujących artykułów tutaj -> http://pilkanoznaprawda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń