sobota, 13 sierpnia 2011

Ocalić od zapomnienia: część 9

„Przyjechał na mecz sparingowy i może o sobie powiedzieć veni, vidi, vici. Był bohaterem spotkania i faktycznym jego zwycięzcą. Skrzydłowy Ruchu, znajduje się w formie, jakiej nigdy jeszcze u nikogo nie widzieliśmy. Błyskawicznie szybki, technicznie bez zarzutu, nerwowo opanowany, prowadzi piłkę w pełnym gazie krótko przy nodze, wybiega momentalnie na wolną pozycję, cofa się, idzie do przodu, centruje i ... strzela, że raduje się serce”.

Tak prasa pisała o Gerardzie Wodarzu, tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi w Berlinie, który jak się później okazało, był najlepszym polskim zawodnikiem na turnieju. Lewoskrzydłowy Ruchu Chorzów strzelił 5 bramek, z czego 3 w pojedynku z Wielką Brytanią (w ciągu dziewięciu minut). Wówczas wszystkie gazety w Polsce rozpływały się w zachwytach nad tym wybitnym piłkarzem, a jeden z angielskich klubów zaproponował mu przeprowadzkę i zarobki w wysokości 10 tysięcy funtów.

W cieniu

On jednak był wierny barwom Ruchu, w którym spędził niemal całą piłkarską karierę, aż do wybuchu wojny. Tworzył wraz z Peterkiem i Wilimowskim najlepszy przedwojenny atak w kraju i przez wszystkie lata gry dla zespołu pozostawał, choć niesłusznie, w cieniu swych kolegów. Dla drużyny rozegrał 183 spotkania, zdobył 51 goli i pięciokrotnie wywalczył mistrzostwo.

Dużo większy rozgłos zyskał w reprezentacji, szczególnie po wspomnianych wyżej, igrzyskach w Berlinie. W kadrze zadebiutował w 1932 roku i z miejsca stał się jej podstawowym graczem. Wystąpił w 31 meczach i strzelił 13 bramek. Ponadto wystąpił na Mistrzostwach Świata w 1938 roku i w konfrontacji z Brazylią zaliczył znakomity występ, asystując przy niemal wszystkich golach Wilimowskiego.

Dr Stanisław Mielech, jeden z najlepszych publicystów owych czasów, pisał: „Jest ideałem gracza na tej pozycji, w każdym calu nowoczesnym”. Również prasa sportowa nie szczędziła mu pochwał: „Błyskawicznie szybki, technicznie bez zarzutu, prowadził piłkę krótko przy nodze, opanowany”. Wyróżniał się nie tylko świetną techniką czy imponującą szybkością, ale także wspaniałymi dośrodkowaniami, niezwykle dokładnymi, dzięki, którym tak wiele bramek zdobywał klubowy kolega Teodor Peterek. Wodarz był ponadto wzorem pracowitości. Na treningach zawsze pojawiał się jako pierwszy, a przed zajęciami z zespołem sam wykonywał kilkadziesiąt dośrodkowań z różnych odległości.

Człowiek wielu pasji

Z zawodu był księgowym. Ukończył Szkołę Handlową i pracował w Hucie Batory, z którą związany był do emerytury. Kochał muzykę i malarstwo. W rodzinnym domu zawsze leżały sterty nut. Wodarz grał m.in. na skrzypcach i akordeonie. Bliska była mu też cytra. Wtajemniczył go Jan Zorzycki, który grywał na tym instrumencie razem z synem Franciszkiem, jednym z trzech braci, także piłkarzy Ruchu. Wodarz lubił również malować. Myślał nawet o tym by rozpocząć nauki w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Gdy w domu brakowało pieniędzy na farby, zlewał do słoików resztki, które zostawały po renowacji mieszkań, i dzięki temu przelewał swoją wyobraźnię na płótno. Lubił malować pejzaże i ludzi. Dużo szkicował ołówkiem.

Polak z krwi i kości

Wojenna zawierucha zaprowadziła go, aż do Wielkiej Brytanii, gdzie został przydzielony do Polskich Sił Powietrznych. Zanim jednak tam trafił, pod groźbą kary śmierci, wstąpił do Wehrmachtu. W czasie walk w rejonie Paryża zdezerterował z niemieckiego oddziału i cudem uniknął śmierci. W latach 1945-1946 był zawodnikiem szkockiej drużyny FC Fraserburgh, a po powrocie do Polski grał ponownie w Ruchu Chorzów (do 1947 roku). Po zakończeniu kariery był trenerem. Pracował w wielu górnośląskich klubach (m. in. Górnik Zabrze w latach 1950-1954), lecz nie osiągnął większych sukcesów.

Bibliografia
Hałys Józef, Polska piłka nożna, Kraków 1986, Krajowa Agencja Wydawnicza, s. 922-923.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz