sobota, 20 sierpnia 2011

Co siedzi w głowie Wengera ?

To pytanie wraca jak mantra podczas każdej transferowej decyzji dokonywanej przez opiekuna Arsenalu Londyn. Bowiem tegoroczne okienko transferowe w wykonaniu angielskiego klubu pozbawione jest jakichkolwiek znamion racjonalności. Sprzedaż Clichy’ego, Eboue, Fabregasa i coraz bardziej prawdopodobne odejście Nasriego, a w zamian kupno jedynie Gervinho oraz kolejnych młodzianów - Chamberlain, Jenkinson oraz Joel Campbell - jest wyraźnym osłabieniem, już i tak niewystarczająco silnej, drużyny (co pokazał poprzedni sezon, tylko 4 miejsce w lidze).

Arsene Wenger wyrasta, więc na ekscentryka, uparcie tkwiącego w swej koncepcji budowania zespołu, która zupełnie nie przystaje do realiów współczesnego futbolu. Wyszukiwanie utalentowanych i niedrogich piłkarzy, ich szkolenie oraz powolne wprowadzanie do pierwszej kadry jest godne największej pochwały. Jest to jednak wyłącznie piękna idea, która nie daje realnych szans na osiąganie sukcesów, czy, chociażby walkę o najwyższe cele. Szczególnie zaś teraz, kiedy wszystko jest tak zdominowane przez pieniądz, kiedy sukces sportowy bardziej zależy od kasy czy wielkich gwiazd z iście monstrualnymi pensjami.

Szkoleniowiec Kanonierów tkwi również w dawnych już - dla angielskiej piłki - czasach, gdy o tytuł rywalizowały jedynie dwa kluby, a najgroźniejszym konkurentem dla Francuza pozostawał Ferguson. W ogóle nie zauważa, że przybyli mu potężni przeciwnicy, w postaci ekip zbudowanych za ogromne pieniądze ich właścicieli - Chelsea bądź Manchester City. Nie zauważa ponadto, że jego polityka transferowa - której ortodoksyjne zasady, nie pozwalają na wydawanie wielkich sum za zawodników - nie daje żadnych szans na rywalizację z najlepszymi. Toteż właściwie podstawowa przyczyna, dla której londyński zespół opuszczają największe gwiazdy. Ciągłe nadzieje na kolejny lepszy sezon, które za każdym razem okazują się płonne. Dla tak ambitnych futbolistów jak Fabregas, sześć lat oczekiwania na jakiekolwiek trofeum to wieczność. Nic więc dziwnego, że wraz z każdym następnym przegranym sezonem, jeszcze bardziej pragnął odejść.

Wengerowi, w tej chwili można zarzucić wiele, ale chyba najbardziej, że w swej idei popada w niebezpieczną skrajność. Niegdyś w jego drużynie widać było połączenie doświadczenia z młodością, teraz stawia wyłącznie na młodość. W dzisiejszym, przegranym 0:2 z Liverpoolem spotkaniu, zagrało 7 piłkarzy, którzy nie ukończyli 22 roku życia (wliczając zmiany). Dawniej natomiast każda formacja miała doświadczonego i charyzmatycznego lidera. Wystarczy wspomnieć takich graczów, jak: Campbell, Vieira, Ljungberg, Pires czy Henry. Obecnie zaś próżno szukać w kadrze Arsenalu tak wybitnych futbolistów. Prawdopodobnie jest to główny powód coraz gorszych wyników.

Nie mniej istotna jest rola zmienników. Stare piłkarskie powiedzenie mówi: „pokaż mi swoją ławkę rezerwowych, a ja powiem ci, jak silną masz drużynę”. Jeżeli tą miarą oceniać by Kanonierów, to wylądowaliby oni pewnie wśród angielskich przeciętniaków (ławka rezerwowych z meczu z Liverpoolem: Fabiański, Miquel, Oxlade-Chamberlain, Lansbury, Chamakh, Miyaichi, Bendtner, nie wygląda zbyt imponująco).

Ogromnym problemem pozostaje również styl gry, zupełnie nie przystający do wymogów Premiership. Futbol prezentowany przez Arsenal jest za bardzo oparty na technice, zbyt ofensywny, kombinacyjny, błyskotliwy, a nieraz wręcz niefrasobliwy. Brakuje taktycznego rygoru, a zwłaszcza siły fizycznej. Często atuty Kanonierów zostają stłamszone poprzez agresywną i brutalną grę przeciwnika. Otwartą kwestią pozostaje także nastawienie piłkarzy do pojedynków. Brak pewności siebie, słaba mentalność, która nie pozwalała czasami zwyciężać w wygranych już spotkaniach, np. z remis z Newcastle 4:4 mimo prowadzenia 4:0, czy porażka z Tottenhamem mimo prowadzenia 2:0.

Wengera wystarczy porównać do Fergusona, aby dostrzec większość wad tego pierwszego i błędne decyzje w prowadzeniu klubu. Francuz jest niemal całkowitym przeciwieństwem Szkota, czyli trenera wiecznie nienasyconego, przeraźliwie ambitnego, zawsze walczącego o najwyższe trofea, wymagającego od swoich zawodników bezwzględnego rygoru taktycznego, poświęcenia dla całego zespołu. Szkoleniowca, który znakomicie wczuwa się w nowe trendy rządzące piłką, który nie skąpi na młodych graczów.

Można się, więc sprzeczać i twierdzić, że koncepcja Wengera jest szlachetna i nabiera jeszcze większego blasku wobec skomercjalizowanego do cna współczesnego futbolu. Można twierdzić, że jest to idea, która próbuje przywrócić romantyczne czasy, gdy najważniejsza była rywalizacja czysto sportowa, a silniejszy był ten, kto miał pomysł na zespół; ten, który wykazywał się innowacyjnością w zakresie rozwiązań taktycznych czy treningowych; czy wreszcie ten, który potrafił wyłapywać większe talenty i lepiej szkolił młodzież. Niestety, te czasy minęły bezpowrotnie. Wiedzą o tym ludzie związani z angielską piłką, czy nawet skupieni wokół Arsenalu. Zauważają to pewnie też wszyscy fani tego klubu, jedynie nie Arsene Wenger, który gotów jest poświęcić wiele, byle tylko dowieść swej racji. Czy jednak starczy mu czasu i siły, a przede wszystkim cierpliwości jego przełożonym ? Bowiem jak na razie wszystko to wygląda na kontrolowany regres dokonywany przez ekscentryka, święcie przekonanego o słuszności swej koncepcji budowania drużyny, a przy tym nie dostrzegającego, że tej drużyny już nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz