piątek, 5 sierpnia 2011

Tak dziwna to chwila

Jeżeli komuś przejadł się futbol na najwyższym poziomie, stałe i powtarzalne pojedynki między tymi samymi drużynami, to niech zainteresuje się piłką w wydaniu rodzimym. Polski fan tej dyscypliny nie może się nudzić. Jest na co ponarzekać, jest z czego się pośmiać, o czym pomarzyć, a nawet jest, choć rzadko, z czego cieszyć. Mecze łączą w sobie kuriozalność i dramatyzm jednocześnie. Przetasowaniom w ligowych rozgrywkach zazwyczaj nie ma końca. Dużo dzieje się na trybunach oraz w PZPN-ie. Wszystko to daje nam pasjonujący wachlarz emocji.

Wystarczy spojrzeć na obecny sezon. Kiedy wszystko zmierzało ku nieuchronnej i ustalonej przez bogów katastrofie (patrz: pojedynki Jagiellonii z Irtyszem Pawłodar), nastąpiło totalne zaskoczenie. Trzy polskie kluby są nadal w pucharach, co nie zdarzyło się na tym etapie rozgrywek od dawien dawna. A miały już dawno odpaść. W tej chwili mieliśmy psioczyć na wszystko i wszystkich, ale nastąpiło coś dziwnego, niewytłumaczalnego nawet dla najbardziej optymistycznie nastawionego pasjonata futbolu z Polski.

Najbardziej zaskoczyła Legia. Zagrała w sposób dojrzały, wręcz wyrachowany. Wypunktowała silniejszego rywala i stłumiła jego największe atuty. Zawodnicy byli w formie, dobrze przygotowani pod względem kondycyjnym i motorycznym. Wreszcie przygotowania do nowego sezonu zostały wykonane należycie. Warto również podkreślić całkiem udane transfery, graczów - Żewłakow, Ljuboja - którzy stanowią wartościowe uzupełnienie dla zespołu.

Jeśli pochwaliłem Legie za transfery, to dokonania Wisły na tym polu muszą budzić jedynie zachwyt. Wyciągnięcie Lamey’a (za darmo, nie grał od ponad roku, a teraz odgrywa kluczową rolę w drużynie, zdobył już dwie bramki w eliminacjach do Ligii Mistrzów), Jaliensa (były reprezentant Holandii, doświadczony, występował na Mistrzostwach Świata w 2006 roku, a także w europejskich pucharach, grając w AZ Alkmaar) bądź Meliksona (który na rodzimych boiskach wyrasta na niemal wirtuoza, piłkarza z innej planety) za niecałe 2,5 mln euro (tyle kosztowali Trabzonspor bracia Brożkowie) jest czymś niezwykłym i szokującym w realiach polskiej ligi. Tak doskonałe i przemyślane transakcje są dziełem dyrektora sportowego, Stana Valckx’a. Zaś dziełem trenera, Roberta Maaskanta, jest to, że tak znakomicie i równie szybko tych zawodników do krakowskiej ekipy wkomponował. A przecież w ciągu ostatnich 12 miesięcy dostał niemal nową drużynę. Stworzył jednak zespół poukładany, grający mądry futbol.

Piekiełko dla swoich fanów zorganizowali futboliści Śląska Wrocław. 210 minut zaciętej i dramatycznej walki, wiele niewykorzystanych sytuacji i w końcu „zwycięskie” rzuty karne. Morderczy dwumecz, w którym emocji było aż nadto. Jeżeli podopieczni Lenczyka marzą o fazie grupowej Ligi Europejskiej to muszą koniecznie poprawić skuteczność (chociaż ze stwarzaniem sytuacji podbramkowych nie ma problemów).

Dziwna to chwila. Oglądać polskie zespoły w europejskich pucharach niemal za każdym razem zwycięskie. Jeszcze dziwniejsze to zachwycać się ich stylem gry czy przygotowaniem do pojedynków. Zadziwiający jest również fakt, że polska piłka klubowa pnie się powoli w rankingu UEFA. Jeszcze przed wczorajszymi spotkaniami zajmowała 23 miejsce (awans o jedną pozycję). Zdobywając kolejne punkty jest szansa na dalszą poprawę. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy w tym sezonie przeżyjemy więcej tak dziwnych chwil ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz