wtorek, 1 lutego 2011

„Piłkarza tanio kupię”


A.D. 2024, 31 stycznia, godzina 23:25 – zawodnik XY przechodzi za rekordową sumę 600 milionów funtów do Manchesteru City. Od samego rana trwała zażarta walka pomiędzy Queens Park Rangers a „The Citizens” o wyżej wymienionego piłkarza. Licytacja zaczęła się od 450 milionów.

23:54 – XY jednak w QPR. W ostatniej chwili drużyna z Londynu przebiła ofertę Manchesteru. Zawodnik przechodzi za 620 milionów, podpisując 4-letni kontakt na mocy, którego będzie zarabiał milion funtów tygodniowo (nieoficjalnie mówiło się, że od samego początku XY wolał propozycję Queens Park, gdyż oferowali mu większe pieniądze). Skrywaną pasją gracza jest kolekcjonowanie luksusowych jachtów, a więc teraz z jeszcze większym zaangażowaniem będzie mógł się na niej skupić.  

Całe szczęście to tylko koszmar senny. Wróćmy zatem do świata żywych, do teraźniejszości, do roku 2011. Wczoraj zakończyło się zimowe okienko transferowe. Ostatni dzień tegoż okienka był istnym trzęsieniem ziemi. Dokonano wielu spektakularnych i milionowych transferów, z czego większość oczywiście miała miejsce w Anglii. Fernando Torres przeszedł do Chelsea za 50 milionów funtów, David Luiz także do Chelsea za 21, zaś Liverpool w miejsce Hiszpana kupił Andrew Carolla za 35 milionów. Dodać do tego należy wcześniejsze, równie widowiskowe transfery, jak chociażby Edina Dzeko do Manchesteru City – 27 mln, Luisa Suareza do Liverpoolu – 22 mln, czy Darrena Benta do Aston Villi za 24 miliony. A co się działo w pozostałej części Europy ? Cisza. Było kilka ważniejszych transferów, jak Affelay’a do Barcelony, Adebayora do Realu, Van Bommela oraz Emanuelsona do Milanu, ale pod względem finansowym nawiązywać mogły jedynie Paziniego (do Interu, 13 milionów euro) bądź Luiza Gustava (do Bayernu, 15 milionów).

Ogółem w tym okienku transferowym w Premiership wydano ok. 230 milionów euro, natomiast w pozostałych 4 najsilniejszych ligach (Primera Divison, Serie A, Bundesliga, Ligue 1) nie wydano nawet połowy tej kwoty - 87 milionów euro. To już stało się regułą, że największe pieniądze od kilku lat na futbol przeznacza się w Anglii. W letnim okienku na transfery wydano 368 milionów, natomiast w drugiej pod tym względem Primera Divison, przelano tylko 238. Pozostałe ligi nie dobrnęły nawet do połowy tej kwoty: Serie A – 173, Ligue 1 – 132, Bundesliga – 90. Zatem czy jest ktoś w stanie konkurować z rozpasanym do cna angielskim molochem ? Chyba jedynie Real i Barcelona są w jakimś stopniu konkurencyjne pod względem finansowym dla angielskiej ligi. Wobec tego jakie są przyczyny tak dużego bogactwa „wyspiarzy".

Sprawa wygląda niezmiernie prosto. Niemal wszystkie kluby są w rękach możnych szejków, bogaczy bądź wielkich korporacji, które nie szczędzą grosza (chlubnym wyjątkiem pozostaje Arsenal Londyn, którego finanse od wielu lat przedstawiają się wzorowo i który potrafi stworzyć konkurencyjną dla innych jedenastkę za niewielkie pieniądze – 47 milionów). Sumując zaś cały kapitał tychże bogaczy wyjdzie skromna kwota 53 miliardów funtów! Żeby lepiej zobrazować ogrom tego kapitału posłużę się przykładem. Jeżeli rozdać by tę całą kwotę wśród mieszkańców Warszawy, to każdy z nich dostałby około 150 tysięcy złotych! Natomiast z wielką niecierpliwością oczekuje chwili kiedy do Premiership awansuje Queens Park Rangers, którego właściciel posiada 17 miliardów. Wówczas finansowe zasoby angielskiej ligi wzrosną do, bagatela, 70 milardów!

Nic więc dziwnego, że tamtejszy rynek szaleje. Konkurencja jest ogromna, a bitwa o dobrego zawodnika jeszcze większa. Często bitwa ta przeradza się w chęć zakupu za wszelką cenę, byle tylko przeciwnik został w pokonanym polu. W tym wypadku dochodzi do takich absurdów, że za co najwyżej niezłego piłkarza jakim jest Darren Bent, Aston Villa płaci aż 24 miliony funtów.

Natomiast aktualny dobrobyt i zbyt duży potencjał finansowy Premier League ma bardzo zły wpływ na całe środowisko piłkarskie, którego efekty i skutki mogą być widoczne już niedługo. Wiąże się to przede wszystkim z coraz większymi stawkami za zawodników. Już teraz za niektórych z nich zespoły żądają horrendalnych pieniędzy, zupełnie nieadekwatnych do poziomu umiejętności danego piłkarza. Wraz z rosnącymi stawkami za transfery, rosną stawki kontraktowe. Gracze zarabiają olbrzymią kasę, która tworzy nadmierny dostatek, futbolową rozlazłość i chęć zmiany barw klubowych tylko i wyłącznie wtedy,  kiedy zgłasza się możniejszy pracodawca, oferujący większe pieniądze. Słowem, łatwiej kupić miłość gracza, niż rozkochać go prestiżem i aspiracjami walki o najwyższe cele. Kolejna sprawa to zadłużenie drużyn. Ich właściciele wielokrotnie kończą sezony na minusie, powiększając tylko deficyt. Nic to złego, wystarczy wziąć bezterminową pożyczkę z banku, a w zamian za reklamę długi zostaną pokryte.

Wszystko to doprowadzi z czasem do przeciążenia rynku, przesadnego przepychu, a w efekcie znudzenia potencjalnego kibica. Wówczas nastąpi odwrót, kryzys i porzucenie klubów przez rozkapryszonych i szukających zabawy szejków czy bogaczy (czego sobie i wam życzę). Inną możliwością wyhamowania absurdalnej rozrywki mogą być reformy Platiniego, m. in. system 5+6 (w każdej drużynie będzie mogło grać jedynie 5 obcokrajowców) oraz „financial fair play” (od sezonu 2014/2015 zespoły nie będą mogły wydawać więcej niż zarabiają).

Jeżeli zaś obie możliwości nie dojdą do skutku, wtedy czeka nas pokaz niedorzeczności rodem z czarnych komedii. Tyle, że - inaczej niż w tych filmach – wszystko będzie brane na poważnie. Futbol dawno już wyginie z angielskich boisk, a każdy mecz stanie się produktem medialnym, który w erze postępującego konsumpcjonizmu będzie odbierany tylko i wyłącznie w kategoriach pieniężnych. Wspomniany wcześniej senny koszmar może stać się przerażającą, postapokaliptyczną realnością, gdzie piłkarska brać bardziej będzie się emocjonować transferami gwiazd oraz ich kontraktami niż rywalizacją czysto sportową. Narodzi się nowe, technokratyczne - pędzące za karierą, pieniądzem i postępem cywilizacyjnym - środowisko, które zaprowadzi tę dyscyplinę sportu do najbardziej odległych i najmroczniejszych zakątków skomercjalizowanego świata.

Straszna to wizja, ale jeżeli już teraz granice rozsądku dawno zostały przekroczone, to można zadać pytanie, czy to wszystko kiedyś się skończy ? Raczej nie. Na świecie nie brakuje zamożnych ludzi, chcących się pobawić angielską piłką. Być może za kilka lat wszystkie drużyny z Premiership będą w rękach najbogatszych ludzi na świecie. Wtedy tamtejsza liga przemieni się w targowisko próżności i przepychu. Czy zatem możliwa jest choć chwila normalności w tym futbolowym świecie ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz