niedziela, 20 lutego 2011

Ocalić od zapomnienia: część 5

"Strzelić karnego to nie taka sztuka. Dobrze, to znaczy silnie uderzonej piłki żaden bramkarz na świecie nie obroni. Trzeba tylko uważać, żeby przypadkiem w niego nie trafić..."


Niemal każdy, liczący się, przedwojenny klub posiadał w swojej kadrze symbol. Legendę, opokę, zawodnika, który potrafi decydować o losach spotkania, ale także takiego, który potrafił świetnie dyrygować kolegami, by Ci nawet w najcięższych chwilach schodzili z boiska jako zwycięzcy.

Legia Warszawa w latach międzywojennych była w cieniu drużyn z Krakowa, Lwowa, Poznania czy Chorzowa. Mimo to posiadała w swoim składzie futbolistów wybitnych, prezentujących znakomite umiejętności. W trakcie meczów, za każdym razem kiedy dochodziło do rzutów wolnych w pobliżu bramki bądź rzutów karnych, stadion skandował nazwisko tylko jednego piłkarza. Był nim Henryk Martyna, prawdopodobnie najlepszy obrońca w przedwojennej Polsce.

Obrońca niezwykły

Karierę rozpoczynał w Orle Kraków. W 1924 roku przeszedł do Korony Kraków, zaś w 1928 roku do Legii Warszawa. Dla „Legionistów” rozegrał 160 spotkań, strzelając 18 bramek. Natomiast największe sukcesy to trzykrotne zajęcie 3 miejsca w końcowej klasyfikacji w latach 1928, 1930 i 1931.

Dużo większe sukcesy osiągał w reprezentacji, dla której rozegrał 23 mecze, strzelając 4 bramki. Przez 7 lat był podstawowym i najlepszym obrońcą w narodowym zespole. Jako pierwszy zdobył bramkę w meczu o punkty, kiedy w 1933 roku, pokonał słynnego bramkarza Czechosłowacji – Planicke – z rzutu karnego (mecz w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata). Chyba największym wyróżnieniem w jego bogatej karierze był start w Igrzyskach Olimpijskich w 1936 roku. Wówczas Polska była rewelacją turnieju i zajęła ostatecznie, sprawiające niedosyt, czwarte miejsce.

Henryk Martyna był obrońcą ze wszech miar niezwykłym. Mimo, tylko 168-u centymetrów wzrostu, ważył aż 90 kilogramów. Nie wpływało to bynajmniej na jego zwrotność, był obrońcą szybkim, dynamicznym i walecznym, do tego twardym i silnym fizycznie. Jego znakiem firmowym były rzuty wolne oraz rzuty rożne, bite z niesamowitą siłą. Często zdarzało się, że „Legionista” nie zważał na ustawienie muru czy bramkarza. Wystarczyło, że wceluje w bramkę. Tym, co go również wyróżniało spośród innych stoperów były bardzo dokładne i długie na 50-60 metrów podania, które często powodowały poważne zagrożenie pod bramką rywala.

„Wyczyny” pozaboiskowe

Wyróżniał się także poza boiskiem. Pracował jako księgowy, m. in, jednym z jego pracodawców była firma, która budowała stadion przy Łazienkowskiej. Kontrowersyjnym epizodem był płatny występy dla drużyny transatlantyckiego statku MS Batory, za co został ukarany dyskwalifikacją. Często wdawał się w liczne kłótnie, dyskusje z sędziami, groził rywalom, że Ci znajdą się w szpitalu.

Po spadku Legii do drugiej ligi, karierę kończył w Warszawiance. Natomiast lata II wojny światowej to typowy warszawski życiorys. Walczył w obronie Twierdzy Modlin, brał udział w okupacyjnych, tajnych rozgrywkach i wreszcie uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie przeniósł się do rodzinnego Krakowa, gdzie zmarł w 1984 roku.

Bibliografia:
Józef Hałys, Polska Piłka Nożna, Kraków 1986, Krajowa Agencja Wydawnicza, s. 918-919.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz