środa, 8 sierpnia 2012

Futbolowy sukces na krańcu świata


Setki palm kokosowych, porastających wybrzeża. Niebiańskie plaże oplatające niezliczoną ilość wysp, które tworzą pięć dużych archipelagów. Bujna roślinność, rafy koralowe, plantacje kawy i ananasów. Jesteśmy w Tahiti, największej - zamieszkałej przez niespełna 180 tysięcy mieszkańców - wyspy Polinezji Francuskiej. Turystycznym raju, przyciągającym podróżników naturą nienaruszoną przez cywilizację, zachwycającym pięknem niespotykanym na żadnym innym skrawku ziemi.

Wyspy, wspaniała przyroda i plaże, palmy oraz… futbol. Kraj znany w świecie głównie z turystyki, parę tygodni temu zdobył rozgłos dzięki piłkarskiej reprezentacji. Drużyna Tahiti awansowała do Pucharu Konfederacji i z pewnością będzie jego najbardziej egzotycznym uczestnikiem.

„To niewiarygodne, zupełnie niewiarygodne. Ta droga rozpoczęła się dwanaście lat temu i teraz w końcu osiągnęliśmy nasz cel. Jedziemy na Puchar Konfederacji” – stwierdził tuż po wygranym finale rozentuzjazmowany selekcjoner Tahiti, Eddy Etaeta.

W przyszłym roku naprzeciw największych futbolowych potęg stanie futbolowe kuriozum. Tak olbrzymiej anomalii w tej dyscyplinie nie widzieliśmy nigdy. Na poważany turniej, wypchany po brzegi uznanymi firmami i gwiazdami, pojedzie banda nieopierzonych, bezimiennych piłkarzy.

O tej niebywałej osobliwości zadecydowały czynniki mikroskopijne w piłkarskiej rzeczywistości. Tahiti wygrało Puchar Narodów Oceanii, który w skali globalnej nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Co więcej, gdyby nie sensacyjny zwycięzca, nikt o pucharowych zmaganiach gdzieś na końcu świata, nawet by nie wspomniał.

W drodze po trofeum anonimowa reprezentacja z nieznanego zakątka globu pokonała zespoły równie anonimowe, plasujące się w rankingu FIFA między 141 a 173 miejscem, czyli Samoa, Vanuatu, Nową Kaledonię oraz Wyspy Salomona. Zanotowała skok o 41 pozycji i obecnie w klasyfikacji znajduje się na 138 miejscu, za sąsiadów mając Turkmenistan, Burundi, Nikaraguę czy Grenadę.

Nie byłoby sukcesu Tahiti, gdyby nie dwie nadzwyczaj sprzyjające i szczęśliwe okoliczności. Pierwsza to wycofanie się Australii z federacji Oceanii i przejście do federacji azjatyckiej. Druga to półfinałowa wpadka głównego pretendenta do pucharu - Nowej Zelandii (zaskakująca porażka z Nową Kaledonią). Tak oto, reprezentacja Tahiti stała się pierwszą obok Australii i Nowej Zelandii, która triumfowała w Pucharze Narodów Oceanii.

Na Puchar Konfederacji pofrunie, więc drużyna, która w gablocie z trofeami umieści dopiero pierwsze. Jeszcze osiem lat temu przegrywała, z kim tylko się dało. W rozgrywkach o czempionat Oceanii w 2004 roku w trzech meczach otrzymała od przeciwników aż 24 bramkowe ciosy, odpowiadając ledwie dwoma.

Na renomowany turniej w Brazylii dostała się ekipa, która na przestrzeni ośmiu lat rozegrała tylko trzy sparingi. Rywalizacji piłkarskiej doświadczyła jedynie w eliminacjach do mistrzostw świata i w pucharze narodów. Przerwa pomiędzy niektórymi pojedynkami międzypaństwowymi wynosiła do kilkunastu miesięcy. Zdarzały się lata, kiedy zawodnicy, reprezentując barwy narodowe, nie powąchali murawy przez okrąglutki rok, jak chociażby w 2005, 2006, 2008 czy 2009.

W szranki z tuzami piłki nożnej stanie kopciuszek w sensie dosłownym. Jeśli spróbujemy poszukać jakichkolwiek znaczących osiągnieć tamtejszego futbolu, to odnajdziemy zaledwie dwa. Uczestnictwo młodzieżowej reprezentacji w Mistrzostwach Świata do lat 20 w 2009 roku (gdzie ośmioma bramkami zlały ją Hiszpania i Wenezuela, a nieco łagodniejsza okazała się Nigeria, obdarowując egzotycznego rywala pięcioma golami) oraz finał Ligi Mistrzów Oceanii tahitańskiego klubu, AS Tefana, w niedawno zakończonym sezonie.

W brazylijskiej sambie weźmie udział drużyna, której trzon tworzą gracze ze wspomnianego młodzieżowego mundialu. O jej sile stanowi, co jest również ewenementem na skalę światową, rodzina Tehau. Bracia bliźniacy Lorenzo (strzelec hat-tricka w trzy minuty w boju z Samoa) i Alvin oraz starszy brat Jonathan, a także kuzyn Teoanui. Dali oni swojemu zespołowi trzynaście z dwudziestu goli zdobytych w pucharze narodów.

W kadrze znajduje się raptem jeden zawodnik, który posiada europejski staż - Nicolas Vallar (niegdyś występował w Montpellier). Niedługo być może w podstawowej jedenastce wybiegnie najbardziej znany piłkarz rodem z Tahiti, dawniej futbolista FC Nantes, OGC Nice, FC Lorient, AS Monaco, a dzisiaj AS Nancy – Marama Vahirua.

Kraj, w którym liczba zarejestrowanych graczy nie przekracza dziesięciu tysięcy, nadal może awansować na mundial. Jednak już w przyszłym roku Tahiti czeka przygoda życia. W skomercjalizowanej do cna dyscyplinie ciągle jest miejsce na niespodzianki. Piłka nożna wciąż nie wykorzystała wszystkich swoich scenariuszy. Tym razem zabrała nas w bajkową podróż na kraniec kuli ziemskiej. Można rzec, że zafundowała egzotyczny powiew świeżości.

Choć na przyszłorocznym turnieju Tahiti nie odegra większej roli, do ojczyzny wróci zapewne z bagażem pełnym straconych bramek, to dla piłkarzy będzie to sposobność do pokazania własnych umiejętności. Dla trenerów okazja do owocnych analiz taktycznych. Dla federacji szansa na dalszy rozwój tej dziedziny sportu w maleńkim państwie. Dla kibiców kosztowna i emocjonująca wyprawa do Brazylii. Lecz dla wszystkich Tahitańczyków zobaczenie ukochanej drużyny pośród najlepszych na globie będzie po prostu bezcenne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz