niedziela, 24 czerwca 2012

Paulo Bento, cichy bohater Portugalii



Selekcjonerem Portugalii został trochę przez przypadek. 20 września 2010 roku po katastrofalnym początku kwalifikacji do Mistrzostw Europy prezes tamtejszej federacji zwolnił Carlosa Queiroza. Reprezentację chciano powierzyć Jose Mourinho, lecz, kiedy ten odmówił, rozpoczęto poszukiwania odpowiedniego kandydata. Bento nie był pierwszym i oczywistym wyborem. W ciągu 4-letniej pracy w Sportingu Lizbona wielokrotnie krytykowany był za nazbyt defensywny i zachowawczy styl gry.

Przejmował schedę po Queirozie, w klimacie wszechobecnego pesymizmu i niezbyt wygórowanych oczekiwań. Niedawny asystent Alexa Fergusona w Manchesterze United doprowadził drużynę narodową na skraj upadku. Ta po dwóch kolejkach meczów eliminacyjnych zajmowała przedostatnie miejsce w grupie, z zaledwie jedynym punktem – remis u siebie z Cyprem 4:4 i wyjazdowa porażka z Norwegią 0:1.

To czego dokonał w krótkim czasie młody i niespecjalnie doświadczony trener przerosło najśmielsze przewidywania nawet jego najzagorzalszych zwolenników. Portugalia zanotowała pasmo pięciu zwycięstw. Pozwoliła się pokonać dopiero Danii i trafiła do baraży. Tam z dużą łatwością rozprawiła się z Bośnią i Hercegowiną (0:0 i 6:2 na własnym stadionie).

Podobną historię Bento przeżył w Sportingu. W połowie sezonu 2005/2006 został mianowany tymczasowym opiekunem. Szkoleniowiec, który wcześniej prowadził wyłącznie sekcję młodzieżową (zdobył z nią mistrzostwo kraju), miał dotrwać na stanowisku do końca ligowych zmagań i wrócić do trenowania juniorów. Tymczasem wiosną odniósł jedną z najbardziej pamiętnych serii w dziejach klubu – dziesięć wygranych z rzędu, co w efekcie przyniosło niespodziewane wicemistrzostwo. Metamorfoza jakiej dokonał w ekipie była dla prezesów tak zadziwiająca, że ci postanowili mu zaufać i pozostawić go na następny sezon.

Zespołem kierował jeszcze przez trzy lata. Stał się drugim najdłużej pracującym oraz drugim najbardziej utytułowanym trenerem w dziejach klubu. Zyskał przydomek „Papa-tacas”, co znaczyło „zjadacz pucharów”. Ze Sportingiem dwukrotnie triumfował w pucharze oraz superpucharze kraju i raz w pucharze ligi.

Bił różne klubowe rekordy: po raz pierwszy od 1974 roku sięgnął po trofeum w dwóch kolejnych sezonach, po raz pierwszy od 1962 w trzech sezonach z rzędu plasował się w czołówce ligi, po raz pierwszy od 1987 zakończył rozgrywki bez domowej porażki. W wieku 38 lat został piątym w Portugalii szkoleniowcem, który rok po roku wygrywał krajowe puchary i pierwszym w historii lizbońskiej ekipy, który obronił superpuchar. Po jego wodzą ponadto rozbłysnęły dzisiejsze gwiazdy: Miguel Veloso, Joao Moutinho i Nani.

Przygoda Bento w Sportingu nie była jednak tak do końca piękna. Nie udało mu się przede wszystkim zdobyć mistrzostwa – czterokrotnie zajmował drugie miejsce. Nienajlepsze wyniki uzyskiwał na arenie międzynarodowej. Fani zapamiętali głównie dotkliwe klęski z Bayernem Monachium w 1/8 finału Ligi Mistrzów – 0:5 oraz 1:7 – czy zawstydzający remis na własnym boisku z Ventspils 1:1 w Pucharze UEFA, po którym zrezygnował z posady.

W reprezentacji zawstydzające rezultaty odnotował w najmniej spodziewanym i zarazem bolesnym momencie – tuż przed turniejem w Polsce i Ukrainie. Podział punktów z Mołdawią oraz przegrana 1:3 z Turcją pogorszyły wówczas już i tak fatalną atmosferę. Kibice wygwizdali zawodników, a prasa nie szczędziła selekcjonerowi słów krytyki. Dziennikarze stwierdzili, że nie kontroluje on sytuacji w kadrze, że pozwala swoim podopiecznym na zbyt dużą swobodę. Media szumnie informowały o nocnych eskapadach reprezentantów, m. in. Pepe i Nelson Oliveira widziani rano pod stadionem Benfiki, czy Ronaldo opuszczający późną porą restaurację w centrum Lizbony.

Dla portugalskich fanów te niepokojące wieści były wręcz szokujące. Dotychczas bowiem Bento dał się poznać przede wszystkim jako trener-dyktator, który nie boi się podejmować bezkompromisowych decyzji. Odkąd objął drużynę narodową zaprowadził w niej rządy twardą ręką.

Wykluczył z kadry charyzmatycznego przywódcę formacji defensywnej Ricardo Carvalho oraz etatowego prawego obrońcę Jose Bosingwę. Futbolista Realu Madryt wyleciał, bo opuścił przedwcześnie zgrupowanie. Kiedy dowiedział się, że nie wystąpi w najbliższym pojedynku, w trakcie treningu wsiadł w samochód i wrócił do domu. Afera rozlała się na całe państwo. Oburzony szkoleniowiec mówił o zdradzie i więcej razy piłkarza nie powołał. Znamienne, że pozostali kadrowicze zdecydowanie opowiedzieli się za selekcjonerem.

Dziś wszelkie chryje i skandale odeszły w niepamięć. Portugalia wtargnęła do strefy medalowej. Zespół zachwyca nie tylko doskonałymi wynikami, ale także urzeka wytrawną grą. Najmłodszy portugalskiej trener prowadzący reprezentację na turnieju rangi mistrzowskiej, zmienił ją ze zdemoralizowanej, rozlazłej i wypchanej gwiazdorami w solidny kolektyw, wypełniony graczami sumiennie harującymi dla dobra drużyny. Team wielkich indywidualności przemienił w wielki zespół, grający z niebywałym pietyzmem o niuanse taktyczne, zabójczo konsekwentnym i pragmatycznym, w ofensywie bazującym na umiejętnościach Naniego oraz Cristiano Ronaldo.

Największym osiągnięciem obecnego dowódcy Portugalii było właśnie maksymalne wykorzystanie potencjału tego ostatniego. Zawodnik, który w Realu nękał rywali seriami goli niespotykanymi nigdy wcześniej w futbolu, przyjeżdżając na zgrupowania, tracił jakby swoją naturalną łatwość do znęcania się nad przeciwnikami. Za kadencji Bento piłkarz powrócił do swojej normalnej dyspozycji strzeleckiej, w 18 grach trafiając do siatki 12 razy (prawie połowa bramek zdobytych dla ojczyzny). Najdroższy gracz świata wreszcie stał się liderem z prawdziwego zdarzenia. Do tej pory na ważnych turniejach zawodził. Na Euro 2012 po nieudanym początku, olśniewa coraz bardziej, wyrastając na gwiazdę numer jeden.

W środę Paulo Bento czeka mecz życia. Być może najważniejszy w jego karierze bój. Pojedynek o finał Mistrzostw Europy. Każdy Portugalczyk życzy sobie powtórki z rozrywki. Niespełna dwa lata temu Portugalia w sparingowym spotkaniu rozbiła Hiszpanię 4:0. Jeśli teraz dokonają podobnego wyczynu, Bento nie będzie już tylko cichym bohaterem. Będzie bohaterem narodowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz