piątek, 23 marca 2012

Kiedy futbol schodzi na drugi plan



Padł na murawę. W pierwszym momencie ktoś pomyślał, że to pewnie jakiś uraz. Może tymczasowe zasłabnięcie. Dopiero kilka chwil później sytuacja okazała się poważna. Okropnie poważna. Piłkarz nie dawał oznak życia. Na stadionie zaległa ponura cisza, załamani zawodnicy patrzyli z bezsilnością na trwającą rozpaczliwą walkę służb medycznych o życie Fabrica Muamby. Jego serce przestało bić w 42 minucie pucharowego pojedynku pomiędzy Boltonem Wanderers a Tottenhamem Hotspur.

To fatalne wydarzenie miało swój szczęśliwy finał. Stan zdrowia Muamby z dnia na dzień ulega sukcesywnej poprawie. Oddycha już samodzielnie, serce pracuje bez pomocy aparatury medycznej, porusza kończynami oraz mówi. Lekarze zgodnie twierdzą: „To cud”. Futbolista nie oddychał przez 78 minut, 16-krotnie próbowano przywrócić pracę serca z użyciem defibrylatora. Bezskutecznie. Dopiero w szpitalu udało się go uratować.

Lekarz Boltonu Jonathan Tobin po wszystkim powiedział: „Obawialiśmy się najgorszego i nie sądziliśmy, że tak szybko będzie dochodził do siebie. To niesamowite. 48 minut minęło od jego zasłabnięcia do dotarcia do szpitala i kolejne 30 minut potem. Był praktycznie martwy w tym czasie”. Angielski świat zaniemówił, wstrzymał oddech i z bezradnością obserwował, wydawać by się mogło, z góry skazaną na porażkę walkę o życie 23-letniego reprezentanta młodzieżówki Anglii.

Kapitan Boltonu, Kevin Davies, stwierdził: „Atak serca Fabrica Muamby sprawił, że futbol stał się nieistotny”. Po czym wrócił myślami do sobotniego zajścia: „Śledziliśmy grę, skupieni na piłce, kiedy ktoś krzyknął <Fabrice upadł>. Wtedy zobaczyliśmy go leżącego na murawie. W ciągu kilku sekund uzmysłowiliśmy sobie, że jest to coś bardzo poważnego. W ciągu minuty bądź dwóch wiedzieliśmy, że dzieje się coś bardzo złego”.

Podobno wychowanek Arsenalu życie zawdzięcza kibicowi Tottenhamu, Andrew Denerowi (kardiolog), który zareagował natychmiast. Minął ochronę, pobiegł do gracza, koordynował akcję ratunkową, a następnie skierował ambulans do swojego szpitala. Muamba może mówić o szczęściu. Olbrzymim szczęściu.

Inni szczęścia nie mieli

W ciągu kilku ostatnich lat byliśmy świadkami wielu tragicznych wydarzeń na boiskach. Zbyt wielu. Dawniej na palcach jednej ręki można było policzyć te wszystkie feralne sytuacje. Teraz śmierć na boiska zagląda co roku.

W 2003 roku podczas półfinałowego spotkania Pucharu Konfederacji między Kamerunem a Kolumbią niespodziewanie zasłabł i upadł na murawę Marc-Vivien Foe. Pomimo błyskawicznej reakcji lekarzy i akcji reanimacyjnej, reprezentanta nie udało się uratować.

25 stycznia 2004 Benfica Lizbona grała z Victorią Guimares. Miklos Feher wszedł z ławki rezerwowych w 60 minucie. W dziewięćdziesiątej asystował przy bramce, dającej zwycięstwo jego zespołowi. Za długo celebrował zdobycie zwycięskiego gola, więc otrzymał od sędziego żółtą kartkę. Uśmiechnął się tylko, lekko ukucnął i runął bezwładnie na plecy.

25 sierpnia 2007 w 31 minucie pojedynku Sevilla – Getafe, Antonio Puerta stracił przytomność i upadł. Chwilę potem wstał o własnych siłach. Podążył do szatni. Tam jego stan ponownie się pogorszył. Odwieziony do szpitala, zmarł kilka dni później.

To jedynie nieliczne z wypadków (te, które dotknęły znanych graczy; w czwartek dowiedzieliśmy się o zgonie kolejnego, tym razem w Indiach). Na przestrzeni dziesięciu lat 28 futbolistów zmarło na boiskach - w trakcie meczu bądź treningu - oraz zaraz po nieudanych akcjach reanimacyjnych w karetce lub w szpitalu. W przeciągu całego XX wieku na murawach zginęło 16 zawodników. Jeśli zatem przyjrzymy się przykrym statystykom z łatwością zauważymy, że z roku na rok zwiększa się ryzyko śmierci wśród sportowców. Co jest przyczyną tak szokujących przemian ?

Oszukać śmierć

Siedem lat temu FIFA zleciła dochodzenie w sprawie nagłych zgonów piłkarzy. Dochodzenie wykazało, że głównym powodem zazwyczaj była ukryta wada serca (jak chociażby w przypadku wspominanych: Foe, Fehera oraz Puerty). We Włoszech każdy sportowiec, co roku musi przejść pełne badania medyczne. Od 1971 przebadano około 33 tysięcy sportowców. Odkryto, że są oni bardziej narażeni na problemy z sercem od przeciętnych ludzi. Uważa się, że wzmożony wysiłek niesie groźne dla życia arytmie.

Jest to jednak bezpośrednia przyczyna. A co decyduje o wzroście nieszczęśliwych wypadków ?

Szyderczą ironią losu staje się pewna tendencja: im zawodnicy silniejsi, lepiej wytrenowani, im bardziej dba się o ich zdrowie, mają za sobą armię fizjologów oraz lekarzy, tym są wrażliwsi, bardziej podatni na kontuzje, a w skrajnych przypadkach coraz częściej dochodzi do tak niefortunnych zdarzeń jak sprzed kilku dni.

Według dr Stevena Cox’a, dyrektora charytatywnej fundacji „CRY” („Cardiac Risk in the Young”), każdego tygodnia w Wielkiej Brytanii ginie dwunastu młodych zdrowych ludzi na skutek niezdiagnozowanych problemów z sercem. A 80 procent wypadków następuje bez wcześniejszych objawów.

Dlaczego młodzi sportowcy umierają na zawał serca ? Gdzie tkwi przyczyna tej niepokojącej tendencji ?

Szukając praprzyczyny

Może odpowiedzi należy szukać w samym futbolu i jego ciągłej ewolucji. Mecze piłkarskie stoją na coraz wyższym poziomie, gra się coraz szybciej i intensywniej. By zaspokoić wymagania fanów i dotrzymać tempa innym trzeba poprawić wydolność organizmów graczy. Mordercze treningi, zwielokrotnione obciążenia, częstokroć wielokrotnie wyższe od możliwości futbolistów, powodują, że niektórzy tego tempa nie wytrzymują.

Faszerowani różnego rodzaju medykamentami oraz suplementami, chodzące okazy zdrowia, udają przed kamerami herosów nieugiętych, wiecznie niezaspokojonych, dążących do zwycięstw za wszelką cenę, bez względu na koszty. Na stadionach niczym na antycznych arenach, gdzie dawniej odbywały się walki gladiatorów, dziś śmiertelnie poważne walki toczą piłkarze. Nie możesz powiedzieć, że jesteś słabszy, nie możesz sobie pozwolić na grymas bólu, na moment wytchnienia. W końcu piłka nożna, to coś więcej niż sprawa życia i śmierci.

Świętej pamięci Zdzisław Ambroziak powtarzał: „To dziennikarze od dziesięcioleci powtarzają w kółko, że możliwości człowieka są nieograniczone. To w gazetach i w telewizji powstał wizerunek istoty bez granic, która drwi z grawitacji, fizjologii i chronologii. Tymczasem człowiekowi, choćby nie wiem ile trenował, nie wyrosną skrzydła, żeby mógł fruwać jak ptak”. Być może to my sami kształtujemy obecną rzeczywistość tej dyscypliny. Mówiąc dobitniej, chcemy tak skrajnych emocji, jak w trakcie sobotniego pojedynku. Być może normalna rywalizacja nam już nie wystarcza. Jest niewystarczająca, bo nie daje odpowiedniej dawki adrenaliny.

Może odpowiedzi należy szukać w niebotycznej presji wytwarzanej przez kibiców, która dotyka głównie zawodników. Presji, która jest ponad siły niektórych.

Wzmożone oczekiwania i związany z tym stres robią swoje, ale dużo większe spustoszenie mogą czynić globalne trendy. Żyjemy w czasach, kiedy znaczenie mają wyłącznie pieniądze i kariera. Gonimy za czymś nieuchwytnym, lecz gonimy bez ustanku i bez jakiejkolwiek refleksji. Do małego szlachetnego niegdyś światka futbolu, wkroczył więc wielki świat wraz z całym arsenałem swych najohydniejszych i najbardziej plugawych nawyków. Piłka nożna to aktualnie dobry biznes, gdzie dla prezesów liczą się jedynie słupki zysków. Pęd za wynikami i trofeami ciągle trwa, a z biegiem lat staje się jeszcze większy i intensywniejszy.

Podopieczny Harry’ego Redknappa, Benoit Assou-Ekotto, zwierzał się, że ważniejsze są zera na koncie bankowym niż same mecze oraz treningi, które męczą i denerwują. Dyscyplina przestała już być przyjemnością nawet dla futbolistów. Dla tych, którzy przecież nie mogą wyrażać niezadowolenia. W końcu wykonują najlepszy zawód na świecie. Bawią się, a w dodatku świetnie zarabiają.

Ktoś mądry powie, że skoro mają tak wygodne życie, to czym się przejmować. Po co ten medialny szum i współczucie. Ktoś mądrzejszy krzyknie, że na świecie umierają tysiące zwykłych ludzi z powodu chorób bądź głodu, a nad ich losem nikt się nawet nie zastanowi. Czy możemy jednak być kompletnie obojętni ? Z drugiej strony, czy nie gloryfikujemy trochę na wyrost tragicznie zmarłych graczy ? Przecież doskonale zdają sobie sprawę z obecnych reguł rządzących tą dyscypliną. Jesteś słabszy, odpadasz. Podejmują walkę i pragną gonić za doskonałością bez względu na skutki.

Memento mori

Przykład Muamby pokazał, że linia dzieląca życie i śmierć jest niezwykle cienka oraz krucha. Niestety temat śmierci piłkarzy na boisku jest dalece niejednoznaczny. Do tej pory nie wiemy, co jest praprzyczyną nieszczęśliwych wydarzeń, jak im zapobiegać i dlaczego w ostatnich latach namnożyły się w stopniu najwybitniejszym. Możemy tylko dywagować, a wtedy nietrudno o moralizatorski ton, kogoś kto posiadł jedyną ostateczną prawdę.

Wszystkie te myśli i ludzkie "mądrości” zawsze przepadną w obliczu tak fatalnych zdarzeń, jak łzy w deszczu. Wówczas wszystko staje się jakby mniej ważne, nieistotne. Tym bardziej futbol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz