sobota, 3 grudnia 2011

Szansa nie do zaprzepaszczenia ?

Po losowaniu grup Euro 2012 w kraju zapanowała euforia. Cieszy się Franciszek Smuda oraz jego podopieczni, cieszą się kibice. Wszyscy wierzą, że w końcu uda się dokonać czegoś historycznego – przejść fazę grupową Mistrzostw Europy. Radują się również Czesi, Grecy oraz Rosjanie. Lecz z zupełnie innych powodów. Radują się, bo wylosowali Polskę.

Euforia, którą przeżywa teraz większość fanów w naszym kraju jest tylko częściowo zrozumiała. Faktem jest, że wylosowaliśmy teoretycznie najsłabszych rywali z każdego z koszyków. Faktem jest, że los był wyjątkowo łaskawy, bo uniknęliśmy europejskich potęg, z którymi mielibyśmy iluzoryczne szanse na walkę. Dlatego, tuż po szczęśliwym losowaniu, z olbrzymią butnością i wyższością rozprawiamy o niebywale „słabych” przeciwnikach. Lecz, w czym tak naprawdę jesteśmy lepsi od Rosjan, Greków czy Czechów ?

Rosjanie to brązowi medaliści ostatnich Mistrzostw Europy. Obecnie dowodzeni przez Dicka Advocaata nie mieli najmniejszych problemów z awansem (zaledwie jedna porażka, u siebie ze Słowacją). W ich kadrze znajdują się gracze Arsenalu, Tottenhamu, Evertonu oraz Stuttgartu. Trzon drużyny stanowią piłkarze najlepszych rosyjskich zespołów: Zenitu, CSKA Moskwa bądź Rubinu Kazań. W rankingu FIFA wyprzedzają nas o 54 pozycje.

Grecja to zwycięzca Euro 2004. Są do bólu solidni, posiadają znakomitą defensywę. W eliminacjach nie przegrali żadnego spotkania, w 10 meczach tracąc jedynie 5 bramek. W rankingu są sklasyfikowani o 52 miejsca wyżej.

Czesi to brązowi medaliści wspomnianych mistrzostw w Portugalii. W ich kadrze próżno już szukać gwiazd pokroju Nedveda, Poborskiego czy Kollera. O promocję na turniej musieli walczyć w barażach z Czarnogórą. Pomimo tego w klasyfikacji narodowych reprezentacji plasują się na 33 pozycji.

Zastanówmy się w tej chwili jak sytuacja wygląda u nas. W rankingu FIFA zajmujemy 66 miejsce. Braliśmy udział w rozgrywkach w Korei i Japonii, w Niemczech oraz w Austrii i Szwajcarii. Od dwóch lat nie mierzyliśmy się z nikim w meczach eliminacyjnych, stąd nasza dyspozycja jest wielką niewiadomą. Poza Wojciechem Szczęsnym, Łukaszem Piszczkiem, Jakubem Błaszczykowskim oraz Robertem Lewandowskim nie dysponujemy futbolistami prezentującymi poziom europejski. Posiadamy zniedołężniałą formację defensywną (nie mamy pewności, kiedy Jakubowi Wawrzyniakowi zechce się poślizgnąć, a Arkadiuszowi Głowackiemu ustrzelić samobója). Posiadamy toporną linię pomocy, gdzie ciężko o jakiekolwiek oznaki kreatywności. Zmiennicy prezentują poziom gorszy od żenującego, np. dla Lewandowskiego zastępstwa nie ma żadnego. Paweł Brożek przechodzi totalny regres w Trabzonsporze, Jeleń gnije na ławie w Lille, a Sobiech ogląda spotkania Bundesligi z trybun. Można by tak wymieniać bez końca.

Z drugiej strony spoglądając na statystki meczów z krajami, z którymi przyjdzie nam grać w grupie A, nietrudno o solidną dawkę optymizmu. Z Grecją na swoich stadionach wygraliśmy wszystkie spotkania. Z Rosją/dawnym ZSRR u siebie nie przegraliśmy nigdy. Z Czechami/dawną Czechosłowacją pokonani z polskich muraw schodziliśmy ostatni raz wieki temu, przed 1950 rokiem. (Jeżeli liczyć pojedynki z Grecją, Rosją po upadku Związku Radzieckiego oraz Czechami po rozpadzie Czechosłowacji, to wygraliśmy wszystkie).

Dużo optymizmu w nasze serca powinna także wlewać osoba Franciszka Smudy. Z Widzewem dokonywał rzeczy niemożliwych. Grając przeciwko Broendby i Legią, będąc w sytuacjach gorszych niż beznadziejne, triumfował. Najpierw wydzierając awans Duńczykom w ostatnich minutach, a potem wydzierając Legionistom mistrzostwo w ostatnich minutach. Podobnie było w Lechu Poznań, kiedy eliminował Austrię Wiedeń. W 85 minucie doprowadził do dogrywki, a w niej na sekundy przed końcem dał polskiemu zespołowi awans do następnej rundy. Ponownie okazał się szczęściarzem, unikając piłkarskich mocarstw.

Na turnieju zatem czekają nas ogromne, a dla przeciętnego Europejczyka mniejszego kalibru, emocje. Podczas gdy my będziemy przeżywać pojedynki w tej mizernej grupie, reszta Europy będzie stękać z nudów i oczekiwać na konfrontacje o cięższym wymiarze gatunkowym.

Wylosowanie najsłabszych przeciwników z możliwych graniczyło z cudem (niektóre portale internetowe wyliczały, że było 1,5% szans). To jak wytypowanie szczęśliwych liczb na loterii. Wydaje się, że teraz wystarczy tylko odebrać wygraną. Oby jednak te liczby nie okazały się przeklęte (do "grupy marzeń" trafialiśmy już kilkakrotnie). Bowiem, czy dla reprezentacji, która jest najsłabszym ogniwem całych rozgrywek istnieją łatwi rywale ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz