piątek, 8 lipca 2011

Od futbolu uchroń nasz kraj Panie

W 2003 roku przyjechał do Polski Toboł Kostanaj i z marszu odniósł spektakularny sukces (wówczas debiutant w pucharach). Dwukrotnie rozprawił się z Polonią Warszawa – 3:0 i 2:1. Rok później zajechało Dinamo Tibilisi i odprawiło z kwitkiem Wisłę Kraków (3:4, 2:1). W 2006 roku przybył FC Tyraspol i również zaznał wiekopomnego triumfu – wyeliminował Lecha Poznań. Warto jeszcze wspomnieć Levadie Tallin, eliminującą Wisłę z Ligi Mistrzów i Karabagh, który po raz pierwszy w swej historii awansował do dalszej rundy w europejskich pucharach.

Przyjechał Irtysz Pawłodar i został wspaniale ugoszczony przez Jagiellonię Białystok. Wprawdzie w pierwszym meczu poległ 0:1 (grając przez większość spotkania w dziesiątkę), ale w rewanżu sukces był już gwarantowany. Bezproblemowe zwycięstwo 2:0 i historyczny awans do kolejnej rundy.

Zajeżdżają do nas wszyscy, z najodleglejszych i najbardziej egzotycznych zakątków Europy (a nawet Azji), zajeżdżają słabi, strachliwi i zakompleksieni, a wracają bądź w glorii, bądź z olbrzymią wiarą w udany rewanż. Mesjanizm polski pełną gębą. Uszczęśliwiamy innych, dajemy im nadzieję na lepsze jutro, wskazówki jak nie należy uprawiać tej dyscypliny sportu. Posłannictwo to godne największej pochwały.

Posłannictwo pięknie wypełnione przez Jagiellonię. W pierwszym pojedynku polska drużyna pokazała, że nie jest taka silna i straszna, pozwoliła Irtyszowi zachować mentalną szansę na końcowy triumf. I Kazachowie z tego skorzystali. Od pierwszych minut konfrontacji zabrali się za odrabianie strat z zapałem i entuzjazmem. W końcu ich starania zostały nagrodzone. Najpierw w 37 minucie (strzelcem bramki Coulibaly), a potem w 43 (Malcew). Wszechpotężna i pewna siebie „Jaga” została ukarana, w drugiej połowie rozpaczliwie próbowała ratować skórę, ale nie była już w stanie nic zrobić.

Jaki obraz meczu utkwił w pamięci ? Przede wszystkim budzące duże wątpliwości decyzje Probierza: zatrzymanie na ławce Frankowskiego, aby mógł sobie odpocząć, a także brak jakiegokolwiek planu i reakcji na boiskowe wydarzenia. Poziom gry niektórych zawodników godny pożałowania (w tym m. in. reprezentanta Polski, Dawida Plizgi, który miał ogromny kłopot z umieszczeniem piłki w pustej bramce), fatalne przygotowanie i równie fatalne oraz lekceważące podejście do spotkania (nasi kopacze ucierpieli straszliwie, musieli bowiem skrócić urlopy, nie wypoczęli dostatecznie po trudach poprzedniego sezonu, a na domiar złego musieli podróżować po jakichś wiochach w bardzo odległym kraju).

Więcej uwag nie będzie, nie będzie pisania co i jak należy poprawić, gdyż już wielokrotnie pisałem o najważniejszych problemach polskiej piłki (wiele z nich znalazło odzwierciedlenie we wczorajszym blamażu). Każdy urasta do rangi truizmu, oczywistości nad wyraz widocznej. Wielu natomiast stwierdzi, że to kolejne narzekania, ponowna bezsensowna krytyka, ale – przepraszam za słowo – co do jasnej cholery można chwalić. Pochwalić Jagiellonię za to, że walczyła, jak równy z równym, z trzecią drużyną ligi kazachskiej, i że prawie udało się awansować. Gdzie tu racjonalizm i trzeźwa ocena sytuacji.

Polska piłka jest na dnie, a mimo to stacza się coraz niżej. Stwarzamy tylko pozory uprawiania tej dyscypliny. Oglądając zaś kolejną kompromitację polskiej piłki, dochodzę do jedynego i słusznego wniosku. Rozwalić wszystko, wyburzyć stadiony, siedziby klubów i piłkarskiego związku, zniszczyć boiska, zalać betonem, wysiedlić zawodników, wygnać obcokrajowców, a futbol i zawód piłkarza uznać za archaizm, prehistoryczne wynaturzenie narodu polskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz