środa, 16 marca 2011

Niechlubny proceder


Od kilku lat w Polsce panuje moda na obcokrajowców, których naturalizuje się bądź ze względu na ich nieznaczne powiązanie z naszym krajem (Boenisch, Obraniak) bądź wyróżniającą i dobrą grę w rodzimej ekstraklasie (Roger). Ostatnio na celowniku Smudy znalazł się Damien Perquis, a dzisiaj dowiedzieliśmy się, że o grze w biało-czerownej koszulce marzy Timothee Kolodziejczak, lewy obrońca, grający w Olympique Lyon. Z jednej strony podniosą oni z pewnością poziom piłkarski drużyny narodowej. Z drugiej zaś strony świadczy to dobitnie, że system szkolenia młodzieży w Polsce albo jest w opłakanym stanie albo po prostu nie istnieje.

Stan przedzawałowy

Dla PZPN-u coś takiego jak szkolenie młodzieży jest sprawą dalszego planu, marginalną, którą bądź się bagatelizuje bądź kwituje całkowitym milczeniem. Wystarczy spojrzeć na „wspaniałe” wręcz osiągnięcia naszych młodzieżówek. Od ostatniego znaczącego sukcesu, czyli Mistrzostwa Europy do lat 19 z 2001 roku, sekcje młodzieżowe brały tylko czterokrotnie udział w większych imprezach. Wspomniana drużyna U-19 grała na Mistrzostwach Europy w 2004 (nie wychodząc z grupy, nawet nie zwyciężając w choćby jednym meczu) oraz jako gospodarz w 2006 roku (także nie wyszła z grupy, ale zdobyła 3 punkty). W Mistrzostwach Europy brała także udział sekcja do lat 17, która w 2001 roku nie wyszła z grupy, zdobywając tylko jeden punkt i strzelając tylko jedną bramkę. Natomiast na Mistrzostwach Świata w 2007 roku grała drużyna U-20. Doszła aż do ćwierćfinału, gdzie odpadła z Argentyną. O sekcjach U-21 i U-18 nie ma co wspominać, gdyż nie odnotowały one żadnych wartych uwagi osiągnięć. Co więcej wszystkie sekcje mają w swoim dorobku klika fatalnych meczów, o których chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Wystarczy przywołać porażki U-21 z Luksemburgiem (2010 rok), Kazachstanem 0:3 (2008 rok), ze Słowenią 1:6 z 2005 roku. Sekcja do lat 19 wyróżniła się porażkami z Mołdawią i Azerbejdżanem w 2009 oraz Białorusią i Japonią – 1:6 – z 2008 roku. Ponadto zespoły U-18 i U-17 przegrywały z takimi „tuzami” futbolu jak: Białoruś, Węgry, Cypr, Finlandia czy Izrael.

Wszystko to świadczy o tym, że w naszym kraju albo nie ma jako takiego systemu szkolenia młodzieży albo jest on na etapie całkowitego rozkładu i tylko czekać, kiedy wyda ostatnie tchnienie. Przyczyn takiego stanu rzeczy nie można doszukiwać się jedynie w PZPN-ie. Odpowiedzialność ponoszą także kluby piłkarskie.


W poszukiwaniu talentu

W rundzie jesiennej regularnie po boiskach Ekstraklasy biegało tylko 9 zawodników, którzy nie ukończyli jeszcze 21 lat (Klich, Budziński, Jankowski, Sadlok, Sobiech, Borysiuk, Kucharczyk, Kupisz i Sandomierski) Polskie drużyny nie szkolą młodych adeptów, nie kształtują, gdyż jest to dla nich po prostu nieopłacalne. Pragną sukcesu za wszelką cenę i to jak najszybciej. Dlatego ściągają tanich, posiadających wątpliwe umiejętności obcokrajowców, których wlepili im obrotni menadżerowie. Ponadto w ostatnim dziesięcioleciu można policzyć na palcach jednej ręki piłkarzy, których udało się wytransferować do dobrych zagranicznych klubów i w których odgrywali większą rolę niż tylko siedzenie na ławce rezerwowych – Błaszczykowski, Lewandowski, Piszczek, Jeleń, Boruc. Co więcej, polskie zespoły mają w głębokim poważaniu przeglądanie boisk drugo-, trzecio- czy czwarto-ligowych w celu znalezienia młodego, wyróżniającego się gracza. Tym samym dochodzi do takiego absurdu, że częściej na polskich stadionach można uświadczyć skautów z zagranicy niż z rodzimych drużyn.

Przyzwolenie na takie postępowanie daje im PZPN, które w wymogach licencyjnych zobowiązuje kluby Ekstraklasy do posiadania dwóch zespołów młodzieżowych w przedziale wiekowym od 15 do 21 lat oraz jednego w przedziale lat 10-15, a także, co najmniej jednego w kategorii wiekowej poniżej lat 10. To zastraszająco mała ilość, w porównaniu z chociażby drużynami z Zachodu, gdzie przecież poziom szkolenia stoi na co najmniej kilkakrotnie wyższym poziomie. Tymczasem PZPN, jak to ładnie określa w swoim podręczniku licencyjnym, stwierdza, że „pierwszą i zasadniczą korzyścią wynikającą z kryteriów sportowych jest coroczna produkcja piłkarskich talentów na potrzeby pierwszego zespołu klubu ubiegającego się  o licencję”. Piękna to idea, której dopomóc może ściągnięcie kliku tysięcy Chińczyków i wybudowanie tych kilkunastu hal produkcyjnych więcej.

Obcokrajowca szukam


To wszystko prowadzi do namawiania i hurtowego naturalizowania piłkarzy mających niewiele wspólnego z Polską. Ten niechlubny proceder jest ewenementem na skalę światową, gdyż podbieramy zawodników ukształtowanych i wychowanych w zupełnie innych realiach i kulturze piłkarskiej. Podobnie czynił ostatnio jedynie Katar, namawiając do gry w ich reprezentacji za duże sumy pieniędzy (w końcu takiego postępowania zakazała im FIFA).

Można powiedzieć, że naturalizacja obcokrajowców to rozpaczliwa próba zafałszowania rzeczywistości piłkarskiej, której perspektywy są wręcz ponure. Nie wychowujemy nowych reprezentantów, takie zespoły jak Białoruś, Finlandia, Mołdawia czy Izrael są już lata świetlne przed nami. Ściąganie piłkarzy z zagranicy powinno być ostatecznością, ale w dobie braku jakichkolwiek utalentowanych zawodników staje się brutalną koniecznością.

PS. Kolejne doniesienia mówią o naturalizacji, grającego w Wiśle, Meliksona. Dodając do tego wszystkiego prawdopodobną naturalizację Arboledy, wyjdzie całkiem ładna zbieranina "polskich obcokrajowców".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz