sobota, 26 marca 2011

Kolejny skalp Franciszka Smudy

Drużyna narodowa po raz kolejny zmierzyła się z bardzo wymagającym przeciwnikiem. Litwa w rankingu FIFA wyprzedza nas aż o 16 pozycji, zajmując 54 miejsce. To był jednak kolejny dobry mecz w wykonaniu kadry, kolejny dobry wynik. Owszem mogło być lepiej, ale pełne polotu i finezji akcje ofensywne reprezentacji były skutecznie powstrzymywane przez toporną grę Litwy, a także fatalne, piaszczyste boisko. Co więcej, Litwini byli doskonale przyszykowani do gry na takim boisku, ćwicząc i przygotowując się do meczu odpowiednio wcześnie. Nie przeszkodziło to naszemu zespołowi w stworzeniu kilku składnych akcji, w których wymienili między sobą 3-4 podania. W całym meczu natomiast było widać pomysł na grę, piłkarze spełniali założenia taktyczne wzorowo, walczyli dzielnie i zabrakło tylko trochę szczęścia, które, jak wszyscy zgodnie stwierdzili, tym razem było po stronie naszych północno-wschodnich sąsiadów.

Jak mawiał Leo Beenhakker „step by step” i będzie coraz lepiej. O sukces na Euro 2012 jestem więc spokojny. Powiem więcej, jestem niemal pewny, że cała Polska po występach kadrowiczów na Mistrzostwach Europy wpadnie w euforię. Bowiem nikt nie dostrzega jak genialny pomysł na budowanie reprezentacji ma Smuda. Nic dziwnego, bo aby zrozumieć zamysł selekcjonera trzeba wspiąć się na wyżyny intelektualne, trzeba wspiąć się na niedostępny dla wielu śmiertelników poziom odrealnienia rzeczywistości. Wówczas wszystko staje się jasne, zacierają się kontury, a różnica między tym co dobre, a tym co złe zanika, światem rządzi absurd i tylko wtedy można dostrzec postęp w każdym elemencie rzemiosła piłkarskiego, choćby był on najmniejszy i na pierwszy rzut oka zupełnie niedostrzegalny. Powiem szczerze, tak cwanego i wyrafinowanego konceptu składania i tworzenia drużyny z jednostek piłkarsko byle jakich, przeciętnych, nie byłyby wstanie wymyślić umysł nawet najbardziej fantazyjnego pisarza powieści science-fiction.

Koncept ów przejawia się w kilku niezwykle ważnych działaniach, które cechuje przemyślana dyktatura jeśli chodzi o relacje między trenerem, a piłkarzami. Smuda pozostaje nieugięty i postępując w myśl swoich żelaznych zasad, wywala z kadry za wszelkiego rodzaju pyskówki (tak postąpił z Borucem, który śmiał nazwać go Dyzmą), konflikty i narzekania (dostało się Majewskiemu, który raczył podważyć kompetencje selekcjonera, komentując jego zmiany w trakcie meczu z USA), afery alkoholowe (nie ma miejsca dla kadrowiczów pijących wino, czy o zgrozo, mocniejsze trunki) czy rzekome kontuzje (umysł trenera jest tak przenikliwy, że wie kiedy zawodnik chce zwyczajnie trochę pognić na zgrupowaniach, udając jedynie uraz).

Takie ostre decyzje Smudy mają na celu przede wszystkim totalne zniszczenie więzów kolesiostwa, łączących brać piłkarską i tworzących atmosferę niepotrzebnej sielanki. Chce on dyscypliny, rygoru i nie ugnie się przed nikim. Bogactwo w wyborze kandydatów jest przeogromne, więc wyrzucenie kilku graczy niczego nie zmieni. W razie czego można także wmówić kilku obcokrajowcom, że kuzyn wujka ich pradziadka był Polakiem z krwi i kości, więc drzwi do reprezentacji są otwarte. Jeszcze lepiej, gdy ów obcokrajowiec wyróżnił się chociażby w dwóch czy trzech meczach, gdy widać, że potrafi dobrze przyjąć, podać lub uderzyć, czyli prezentuje umiejętności na rodzimym podwórku cenne na wagę złota.

Utopijna wizja silnej reprezentacji Polski w piłce nożnej powoli staje się realnością. Dawno nie mieliśmy trenera, którego program tworzenia drużyny narodowej byłby tak niezwykły, przemyślany, zdyscyplinowany, a przy tym prosty w realizacji. Jedną z jego naczelnych zasad poznaliśmy w reklamie Biedronki – „wszystkich trzeba wypróbować”. Przy czym nie każdy musi w tej kadrze zostać. Nie liczą się umiejętności, ale charakter piłkarza, który będzie zdolny całkowicie poddać się woli selekcjonera i zrozumie jego genialną koncepcję (wyjątkowo krnąbrni i intelektualnie ograniczeni byli Żewłakow, Boruc, Iwański oraz Małecki, dla których w drużynie nie ma już miejsca). To wszystko sprawia, że jestem zupełnie spokojny o dalsze poczynania naszych kadrowiczów.

Tylko jedno natomiast mogę zarzucić Smudzie. Dlaczego nie docenia on ogromnej roli alkoholu w życiu polskich futbolistów. Po spożyciu kilku głębszych czy kilku dobrych imprezach zawodnicy myślą na wielokrotnie wyższym poziomie, a zwoje w ich mózgach pracują na możliwie najwyższych obrotach. Przełożyłoby się to z pewnością na lepszą grę, a w konsekwencji także na wyniki. Mam nadzieję, że wkrótce Smuda odkryje, iż jest to ten brakujący element w jego niemalże doskonałej koncepcji. Wówczas nasz zespół będzie siać postrach wśród takich potęg jak Litwa, Mołdawia czy Finlandia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz