niedziela, 9 marca 2014

Z Pakistanu do finału Ligi Mistrzów

Każdego roku biorą udział w finale Ligi Mistrzów, odwiedziły niemal wszystkie mundiale oraz Mistrzostwa Europy, towarzyszą również najlepszym na Starym Kontynencie ligom. Albo inaczej – bez nich nie odbyłby się żaden finał Champions League, narażone na szwank byłyby Mistrzostwa Świata oraz Euro, nie byłoby zmagań na Starym Kontynencie. Bez piłek z Pakistanu nie byłoby prawdopodobnie niczego.

To mało znaczące na mapie świata państwo, dla którego nie znalazłoby się miejsca nawet na drugim planie filmu gorszego niż klasy B, w wielkim świecie futbolu, co może wydawać się zupełnie nieprawdopodobne, odgrywa rolę pierwszoplanową. Pakistan to największy eksporter ręcznie szytych piłek. To 70% globalnej produkcji futbolówek. To tam produkuje się ich najwięcej na planecie, prawie sto tysięcy pracowników szyje rokrocznie od 40 do 60 milionów piłek, wartych łącznie 210 milionów dolarów.

Bajka o okrągłej piłce

Światowym centrum wytwarzania futbolówek jest niespełna trzystutysięczny Sialkot, miasto na pograniczu pakistańsko-indyjskim. Miejsce, gdzie przed latami, w czasach gdy należało do będących pod panowaniem Wielkiej Brytanii Indii, zrodziła się legenda. Legenda, która głosi, że wszystko zaczęło się od pewnego szewca imieniem Syed Sahib – dziś jedna z ulic miasteczka nazwana jest jego imieniem i nazwiskiem.

A może zaczęło się od pewnego Brytyjczyka? Żołnierza stacjonującego w Sialkot, który podczas gry w piłkę, co obok krykieta stanowiło jedyną formę rozrywki, przebił niechcący futbolówkę. Od tego wydarzenia rozpoczęły się poszukiwania człowieka zdolnego uratować szmaciankę. Żołnierz natrafił w końcu na szewca, który zajął się naprawą kuli napompowanej powietrzem i przywróceniem jej pierwotnego, okrągłego kształtu.

Kiedy mu się to udało, nie mógł się opędzić od Brytyjczyków uganiających się za tą cholerną szmacianką. W tym czasie szewc nie tylko reperował w pocie czoła obiekty pożądania przybyszy, ale także studiował ponoć godzinami strukturę kuli wypełnionej powietrzem. Używając lokalnej skóry, nici, drutów oraz swoich szewskich umiejętności postanowił stworzyć replikę.

Po wielu próbach, kiedy uznał wreszcie, że oto stworzył możliwie najokrąglejszą futbolówkę, a dalsze majstrowanie przy niej byłoby jak z powstałymi nieco później utworami Beatlesów, czyli jak z poprawianiem konstrukcji koła, i kiedy stwierdził, że to, co stworzył jest dobre, zaczął wyrób własnych rąk sprzedawać. I tak bajka przerodziła się w biznes. Biznes przez duże B.

Okrągłe imperium

70 milionów futbolówek sprzedawanych rokrocznie, zaspokojenie potrzeb niemal całego świata – w latach dziewięćdziesiątych, w latach świetności, Pakistan był prawdziwym imperium produkującym piłki. I jak każde imperium ma swój mityczny początek, tak posiada również swoje ciemne strony. W tej niezwykłej opowieści odnajdziemy niestety rozdziały mroczne.

Nie byłoby bowiem mocarstwa, gdyby nie praca wykonywana przez dzieci. To ich rękami zbudowano pakistańską potęgę końca ubiegłego wieku. Przy wyrobie futbolówek, sześć dni w tygodniu po dziesięć godzin dziennie, w liczbie dwunastu milionów, zasuwali chłopcy nie mający jeszcze dziesięciu lat. W piękne, słoneczne dni nikt tam nie uganiał się za piłkami, tam się je wytwarzało.

Dopiero ogólnoświatowe larum podniesione przez najbardziej wpływowe organizacje ochrony praw człowieka pozwoliło problem wyeliminować. Nie bez znaczenia był również wpływ potężnych koncernów typu Nike czy Adidas, które właśnie w Pakistanie posiadają swoje fabryki i które obawiały się o swój wizerunek – obrzydliwie bogatych korporacji wykorzystujących klepiące biedę dzieci. Od wtedy następował także powolny zmierzch pakistańskiej potęgi. Ale skandal związany z wykorzystywaniem nieletnich nie był jego podstawową przyczyną.

Wojna światów

Na boisku ich rywalizacja nie miałaby jakiegokolwiek znaczenia, lecz poza nim między Pakistanem a Chinami od kilku lat poważnie iskrzy. Zaciekłej walce o prymat w produkcji futbolówek nie ma końca. Do 2000 roku ci pierwsi wyrabiali 75% procent wszystkich piłek na globie, co czyniło ich jednocześnie największym dostawcą, światowym liderem. Dzisiaj to już zdecydowanie mniej, jakieś 40% procent, głównie z powodu konkurencji w postaci wspomnianych Chin lub Indii i Tajlandii.

Sialkot przegrywa ze zmechanizowaną i nowoczesną rzeczywistością. Chińczycy w ciągu roku produkują więcej, stawiając zwłaszcza na masówki, szmacianki niskiej jakości tworzone przez maszyny. Choć i na turniejach rangi mistrzowskiej chińskie piłki zdążyły zaznaczyć już swoje miejsce.

Na mundialu w 2006 roku po raz pierwszy nie użyto futbolówek z Pakistanu, a na zmaganiach w RPA zagościła chińska Jabulani. Nie zebrała pochlebnych opinii, dzięki czemu do łask powrócił Sialkot i pakistańskie wytwórnie. Syndromem powrotu starych czasów były Igrzyska Olimpijskie w Londynie, a ich potwierdzeniem będzie czerwcowy turniej w Brazylii, w trakcie którego ujrzymy pakistańskie piłki.

Made in Pakistan

Może i przegrywają z supernowoczesnymi fabrykami konkurencji, lecz nie można napisać, że Pakistan to relikt przeszłości. To wciąż wyroby wysokiej jakości i silna marka, która ulega stopniowym przemianom.

Ręczne szycie powoli zastępują maszyny operowane przez ludzi. Futbolówki poddawane są komputerowym testom, w czasie których sprawdza się czy ich kształt jest odpowiedni, a powierzchnia wystarczająco śliska, bada się ich wytrzymałość na uszkodzenia zewnętrzne, temperaturę i promieniowanie. Specjalne urządzenie do kopania poddaje je trzem tysiącom prób.

W ogóle cały tamtejszy legendarny świat produkcji piłek ulega skomputeryzowaniu i czerpie korzyści z powszechnej globalizacji. Jeśli w Sialkot jeździ się lepszymi samochodami i po lepszych drogach niż w innych częściach państwa, to głównie dzięki płomiennej pasji milionów. Jeżeli w mieście ludzie zarabiają dwa razy tyle, ile wynosi średnia krajowa, to dzięki ręcznie szytym futbolówkom sprzedawanym Adidasowi za cenę od pięciu do dziesięciu dolarów. Aby dodatkowo usprawnić handel, mieścina wybudowała własne lotnisko, tak by przedstawiciele sportowych marek mogli latać bezpośrednio do miejscowości i z niej transportować towar samolotami.

I stanie się koniec

Zadziwiająca jest droga jaką pokonuje taka futbolówka. Od nici i rąk pracowników, przez magazyny i pakistańskich pośredników, tysiące kilometrów w powietrzu, po sklepy renomowanych firm, a czasami nawet po finał Ligi Mistrzów. Zadziwiające jest również to, że globalnym gigantem w wyrobie piłek stał się Pakistan. Miejsce, gdzie ubóstwia się krykiet, gdzie nie ma profesjonalnej ligi piłkarskiej, a samo zainteresowanie futbolem niemal zupełnie nie istnieje. Tak naprawdę nikt nie potrzebuje tam piłek, bo tych się po prostu nie używa. I choć wszystko kręci się tam wokół nich, to nie wokół samego futbolu.


Albert Einstein zawyrokował, że jeśli na ziemi zabrakłoby pszczół, to kres ludzkości nastąpiłby w ciągu góra czterech lat. Trudno o podobne prognozy w wypadku, gdyby Pakistan nawiedził jakiś kataklizm i przestałby on zupełnie produkować piłki. Ale dużo łatwiej zauważyć, jak wiele zależy od tego niewiele znaczącej w świecie futbolu kraju.

2 komentarze:

  1. Sam mam piłe stamtad :) no coz, takie nastały czasy, anyway - świetny i ciekawy wpis!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super stonka z filmikami, ciekawostkami i zabawnymi sytuacjami z piłki nożnej. Polecam: http://noznapilka.pl/

    OdpowiedzUsuń