wtorek, 25 marca 2014

Brazylijskie stadiony i tykający zegar

Duże opóźnienia w budowie stadionów, dodatkowe miliony na przyspieszenie robót, niepokój FIFA, totalny chaos organizacyjny, uspakajające słowa polityków i protesty na ulicach – mistrzostwa jeszcze się nie zaczęły, a Brazylia jest już nimi najwyraźniej zmęczona. Do mundialu mniej niż sto dni, przygotowania wkraczają w decydującą fazę, to ostatnia prosta, finisz, ale cały kraj zdaje się być wykończony. Jemu nie pomogłyby nawet motywujące nuty Vangelisa z „Rydwanów ognia”. Tymczasem zegar powolutku i nieubłaganie tyka - tik tak.

Mundial na dziewięć stadionów plus trzy

„Pracujemy w warunkach, gdzie cement nie jest jeszcze suchy. Wciąż musimy zainstalować rozwiązania IT dla mediów. Bez nich komunikacja na obiektach będzie najgorsza w historii mistrzostw. Aby tego dokonać, potrzebujemy co najmniej 90 dni” – stwierdził Jérôme Valcke w wywiadzie dla „The Guardian”. Następnie dodał: „To już sto dni do mundialu, a stadion w São Paulo nie jest jeszcze skończony i nie będzie do 15 maja. I jak wiecie, dwa inne – w Kurytybie oraz Manaus – również mają spore opóźnienia”.

FIFA chciała, żeby wszystkie areny zostały oddane do użytku najpóźniej do grudnia ubiegłego roku, tak by można było je przetestować w warunkach bojowych. Tymczasem 6 z 12 stawianych na mistrzostwa obiektów nie dotrzymało grudniowego terminu, przy trzech z nich ciągle się majstruje, a stadiony w São Paulo i Kurytybie ukończone zostaną na ostatnią chwilę. FIFA w pewnym momencie groziła nawet wkluczeniami.

W styczniu pogroziła Kurytybie odebraniem meczów i ich przeniesieniem. Valcke przed kamerami CNN mówił: „Nie da się organizować spotkań, jeśli nie ma się gotowego stadionu. To oczywiste”. Zaległości w budowie są tak znaczne, że ich wykonawcy nie mogą obiecać, czy zdążą na czas turnieju. Prace ponadto wstrzymał lokalny sędzia, według którego miejsce robót nie było należycie zabezpieczone.

Wznoszenie obiektu w Cuiabie przedłużył pożar, który spowodował większe zniszczenia niż się spodziewano. A wedle raportów ogień naruszył podobno całą konstrukcję. Roboty w São Paulo z kolei zatrzymał wypadek – w listopadzie zeszłego roku dźwig zawalił się na metalową konstrukcję podtrzymującą dach i uśmiercił dwie osoby. Pracownik zginął również przy wznoszeniu areny w Manaus, w samym sercu Amazonii, lecz tam akurat nic nie jest normalne.

Jaja w tropikach

Oficjalne otwarcie obiektu przekładano kilkakrotnie, a meczowi inauguracyjnemu – kiedy w końcu do niego doszło - daleko było do piłkarskiego święta. Pokazał on raczej skalę niedokończonych robót i mnogość problemów, z którymi przyjdzie się organizatorom zmierzyć.

Fani, którzy przyjrzeli się od wewnątrz cacku wzniesionemu pośród amazońskiej dżungli, opowiadali o przeciekającym dachu, niewykończonych ubikacjach oraz sprzedaży biletów na nieistniejące miejsca. Niektórzy nie dostali się na te istniejące, bo uniemożliwiały im to pozostawione na trybunach śmieci oraz gruz. Na arenie, która kosztowała 175 milionów funtów, o 40 milionów więcej niż pierwotnie zakładano, mają jeszcze jeden poważny kłopot – z trawą.

To doprawdy jedna z tych opowieści niesamowitych, w które nie chce się po prostu wierzyć. Nie chce się wierzyć, że w samym środku Amazonii nikt nie wziął pod uwagę trudnych warunków atmosferycznych. A przecież w regionie o tak wysokich temperaturach i dużej wilgotności powietrza utrzymanie murawy w odpowiednim stanie musi być nie lada wyzwaniem.

W istocie: stadion ledwie oddany do użytku, nie rozegrano na nim jeszcze żadnego poważnego spotkania, a trawy na płycie boiska już brakuje – jedno pole karne jest ponoć niemal zupełnie jej pozbawione. Roy Hodgson i Cesare Prandelli będą z pewnością zachwyceni.

W poszukiwaniu straconego czasu i pieniędzy

Kłopoty pojawiają się także na stadionach dawno wybudowanych. Niedawno zawaliła się część dachu na obiekcie w Belo Horizonte. Parę godzin przed ligowym pojedynkiem na boisku wylądowały odłamki metalowej konstrukcji, w dachu powstały dziury. Nie działa ponadto system odwadniający, a przecież Belo Horizonte ma gościć półfinalistów mundialu.

Kolejne zmartwienie to infrastruktura wokół aren, gdzie - jak relacjonują reporterzy BBC - wciąż krzątają się pracownicy, w pocie czoła m. in. układający chodniki oraz wykańczający trasy dojazdowe. W ogóle cała robota podobno wykonywana jest w ogromnym pośpiechu, nie zważając na szczegóły i wygląd – na stadionie w Natal dach zdobią widoczne gołym okiem otulina i izolacja. Rząd, żeby zdążyć ze wszystkim na czas, sypie gotówką na prawo i lewo. Pracę w Kurytybie przyspieszyć ma dodatkowe 16 milionów i napływ nowych robotników.

Stadiony to nie jedyny problem gospodarzy. Infrastruktura drogowa pozostawia ponoć wiele do życzenia i istnieją obawy, że podróżowanie po kraju w trakcie turnieju może stać się prawdziwym koszmarem. A obiecywany system szybkiego ruchu oraz zapowiadane modernizacje na kolei i lotniskach nie doszły do skutku.

Cztery największe porty lotnicze w Brazylii przyjmują obecnie więcej przyjezdnych niż są w stanie – to w São Paulo przyjęło w ubiegłym roku 36 milinów pasażerów, o 44% więcej niż powinno. Mówi się, że lotniska podczas mistrzostw nie będą mogły sobie pozwolić na dodatkowe przeloty. „Każdy, kto opowiada, że nie będzie problemów, kłamie” – stwierdził na łamach „The Independent” prezydent jednej z firm lotniczych, Jose Efromovich.

Kurtyna w górę

Im bliżej mundialu, tym nie tylko więcej pytań i znaków zapytania, im bliżej mundialu, tym coraz bardziej mogą tam go mieć po dziurki w nosie. Według sondażów jego organizacji sprzyja zaledwie 52% społeczeństwa. Ogólnonarodowe strajki to następna sprawa, która spędza sen z powiek FIFA oraz władz – dlatego zrezygnowano nawet z oficjalnych przemów w trakcie otwarcia. Ludzie protestują i są wściekli, ponieważ na mistrzostwa idą setki miliardów, zamiast na szkoły i szpitale. Na obiektach piłkarskich szerzy się wandalizm, a w niektóre rejony miast – mimo iż bezpieczeństwa ma pilnować 170 tysięcy przeszkolonych funkcjonariuszy – lepiej po prostu się nie zapuszczać.

Siedem lat – tyle czasu posiadała Brazylia na organizację mundialu, dopracowanie i dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Ale tego ostatniego guzika dopiąć nie potrafią do tej pory, na kilkadziesiąt dni przed turniejem. Gospodarz przez te siedem lat przygotowań podążał bardzo wyboistą drogą, kłopot poganiał kłopot, awarie i usterki nie miały końca, aż sam Sepp Blatter modlił się publicznie do Boga oraz Allaha o to, aby nie wydarzyło się już nic nieprzewidzianego i niepożądanego.


Na ostatnią chwilę, ale ze wszystkim zdążymy – może i brazylijskie władze mają rację, przekonując, że nie ma się czym martwić, a na stadionach wykończonych za pięć dwunasta przeżyjemy kilka pięknych i niezapomnianych chwil, i w ogóle cały turniej będzie wielkim piłkarskim świętem. Nikt jednak nie chciałby porządkować sceny o takiej sile oddziaływania, w momencie kiedy kurtyna idzie w górę. A wiele wskazuje na to, że nie inaczej będzie w Brazylii.

1 komentarz:

  1. ciekawe czy zdążą przed rozpoczęciem mundialu, bo jak nie to będzie wielka wtopa, ale chyba fifa na to nie pozwoli - a my się obawialiśmy o nasze euro i wyszło naprawdę dobrze

    OdpowiedzUsuń