niedziela, 30 marca 2014

Najważniejsze derby świata?

Pojedynki Manchesteru United z Arsenalem wyglądają im na przyjęcia w ogrodzie klubu herbacianego, a derby Old Firm w Szkocji nazywają rywalizacją dwóch szkolnych drużyn. Dla nich nie ma życia bez derbów Buenos Aires, rywalizacja Boca Juniors z River Plate jest tam czymś równie naturalnym, co oddychanie. Przeciętnego argentyńskiego kibica zupełnie nie obchodzi to, co było przed - El Clásico i inne takie rzeczy – ani to, co będzie po – finał Ligi Mistrzów, mundial i pozostałe błahostki. Dla fana futbolu z Argentyny najistotniejsza noc w piłkarskim roku nastąpi dzisiaj – podczas El Superclásico.

Więcej niż mecz

Brytyjski tygodnik „The Observer” derby Buenos Aires umieścił na liście pięćdziesięciu rzeczy, które musisz zobaczyć przed śmiercią. Jonathan Wilson zaryzykował stwierdzenie, że spośród 190 rozgrywanych w pierwszej czy drugiej części sezonu spotkań, tak naprawdę liczy się tylko jeden – ten pomiędzy Riverem a Bocą.

W ponad stuletnich dziejach rywalizacji grali ze sobą już 114 razy. O wyjątkowości ich pojedynków decydowali i decydują zawodnicy, trenerzy, sympatycy, ale także – a może przede wszystkim - historia i kontekst społeczny. Bo to nie tylko batalie dwóch zwaśnionych i największych w kraju ekip i to nie tylko zwykły mecz. To walka bogatych z biednymi, dla obu stron odwieczna walka dobrych ze złymi.

Wywodząca się z robotniczych okolic Buenos Aires Boca Juniors i zrodzone niegdyś w sąsiedniej dzielnicy, zaledwie 7 kilometrów dalej, lecz w pewnym momencie przeniesione do zamożniejszych rejonów River Plate, stąd przydomek „Los Millonarios”. To także wojna najpopularniejszych w państwie zespołów, którym według różnych szacunków kibicuje od 70 do 75% społeczeństwa.

Gorączka argentyńskich derbów

„Ja naprawdę nie mogę martwić się o reprezentację, gdyż moje myśli zaprzątają jedynie zmagania Riveru z Bocą” – miał powiedzieć jeden z miejscowych dziennikarzy reporterom „The Guardian”. O tym, że nie ma niczego ważniejszego pod słońcem od „El Superclásico” przekonywał również były gracz Riveru, Oscar Ahumada: „Na początku sezonu są wyłącznie dwa cele – wygrać superclásico i zdobyć tytuł mistrzowski”.

Jose Docato to sympatyk Boca Juniors, dla którego spotkania z „Los Millonarios” mają wartość wręcz mityczną: „U sąsiadów, w kawiarniach, w pracy zawsze rozmawiamy o Boce i Riverze. To absolutna konieczność” – mówił w wywiadzie dla „Washington Post”. Docato chodzi regularnie na mecze, mimo iż - jak opowiada – przez swój niski wzrost nie widzi wszystkiego, co się dzieje na murawie: „Widzę jedynie wtedy, gdy Boca atakuje bramkę rywala” – tłumaczy. Jeśli czegoś nie dojrzy, to podąża za głosem tłumu, dzięki czemu wie, kiedy przeklinać, a kiedy się cieszyć. Gdy zaś piłkę posiada River odpowiada: „To zbyt wiele, bym mógł to znieść”.

Z kolei zwolennik Riveru, Daniel Torrico, odpiera zarzuty przeciwników jakoby sympatycy „Millonarios” byli mniejszymi pasjonatami od kibiców Boca: „Odkąd się urodziłem, złożyłem obietnicę Riverowi i przenigdy go nie zawiodę. Nigdy nie będę nosił innej koszulki” – stwierdził  na łamach „Washington Post”.

Wściekłość i wrzask

Magazyn „World Soccer” pisał, że derby Buenos Aires nie mają porównania z niczym innym pod względem zawartego w nich ładunku temperamentu i dostarczanych emocji. BBC opisywało je jako „morze kolorowych, płynących flag, krzyki, śpiewy, taniec oraz niekończący się festiwal fajerwerków”.

Ale Superclásico posiada również brzydszą twarz, tę z grymasem bólu, zawiści, przypominającą przemoc, bójki i krew. Każdy taki pojedynek miałby osobną historię do opowiedzenia. Jak wtedy, w 1968 roku, gdy w trakcie derbów zginęło 71 osób. Jak rok temu, kiedy fan River Plate został pchnięty nożem w klatkę piersiową. I w tym samym roku, gdy jeden ze stewardów pilnujących porządku na obiekcie, który znalazł się na nieodpowiedniej dla siebie trybunie, został pobity do nieprzytomności przez próbujących wyładować na nim swoją frustrację fanatyków Boca.

Arena w ciągu takiego spotkania zamienia się w jeden wielki wrzask pasji i nienawiści. Miłośnicy obu klubów należą do najbardziej zatwardziałych i porywczych w kraju. Jonathan Wilson relacjonował na łamach „The Guardian”, że to coś kompletnie niecodziennego zobaczyć 60-latka, wspinającego się na ogrodzenie, tylko po to, aby mieć lepsze miejsce do wyzywania i szydzenia z przeciwników.

To dlatego stałym obrazkiem Superclásico są przyśpiewki, starcia, tłukący gdzie się da kibole, zniszczone samochody oraz sklepy. I przez to są one otoczone zawsze specjalnym kordonem bezpieczeństwa – tysiące funkcjonariuszy usiłuje dbać o spokój, a fani gospodarzy zanim wyjdą, muszą czekać, aż goście opuszczą stadion.

To wszystko zawierał w sobie pojedynek z zeszłego roku: mecz przerwany w drugiej połowie na 15 minut, gdyż kibice odpalili petardy i zaczęli nimi rzucać w piłkarzy oraz wspinać się na metalowe ogrodzenia zabezpieczające boisko; trener Riveru, Ramón Díaz, który został odesłany na trybuny; dwóch futbolistów, którzy otrzymali czerwone kartki i opuścili murawę. Ot, wizytówka może nie najlepszych i najważniejszych derbów na świecie, lecz z pewnością najbardziej zawziętych.

A kind of magic?

„Poziom futbolu pogorszył się tutaj w ciągu ostatniej dekady. Grze coraz bardziej brakuje jakości. Teraz zdecydowanie więcej jest walki i biegania niż wcześniej. I ta obawa przed przegraną - względy estetyczne nie są w ogóle istotne” – komentował przed kamerami BBC Maxi Rodriguez. I trudno się z nim nie zgodzić. Bo derby Buenos Aires, to już nie są derby dwóch ekip rozstawiających pozostałych rywali po kątach.

Aktualnie River i Boca nie rozdają kart w lidze – odpowiednio 5 i 12 pozycja w tabeli. Oba po mistrzostwo sięgały 65 razy, jednak w ostatnich latach zdarzyło się im to jedynie sześć razy, po trzy w aperturze i clausurze – dwóch niezależnych od siebie częściach ligowego sezonu. A niegdyś potrafiły zdominować rozgrywki, jak w latach dziewięćdziesiątych, kiedy w dziesięciu sezonach, dwudziestu jego częściach, osiemnastokrotnie zajmowały miejsce na podium.

Dawniej koszulki obu zespołów przywdziewały legendy pokroju Di Stéfano, Kempesa, Maradony czy Batistuty. Dzisiaj wartość rynkowa  - według wyliczeń transfermarkt.de - każdego z nich wynosi tyle, ile Legii i Lecha razem wziętych. Aktualnie występują tam albo podstarzali gracze, którzy próbowali zawojować Europę, albo utalentowani zawodnicy drugiego sortu, nie znajdujący się na pierwszych stronach notatników najbardziej wziętych agentów piłkarskich. Wraz z brakiem sukcesów oraz wielkich nazwisk ulotniła się gdzieś cała magia El Superclásico.

Tom Vickery, dziennikarz BBC Sport, zauważył, że miało to również związek z wyginięciem typowej dziesiątki – starodawnej już, eleganckiej w grze, doskonałej technicznie, która dyrygowała kolegami i organizowała ataki. Zamiast tego w obu drużynach występuje zazwyczaj dwóch centralnych pomocników, typowych rzemieślników, którym w głowie tylko bieganie i utrudnianie życia przeciwnikowi. To dlatego z Boca Juniors jeszcze niedawno żegnał się największy obecnie idol „niebiesko-żółtej” części Buenos Aires – Juan Román Riquelme.

Dzikość serca

Może i Superclásico po spadku oraz powrocie River Plate z drugoligowego piekła, a także chronicznej ostatnimi czasy słabości Boca Juniors wyblakły piłkarsko, to już nie jest rywalizacja o prymat w państwie, ale one nadal elektryzują i przyciągają miliony. Argentyński pisarz, Roberto Fontanarrosa, wywodzący się z dzielnicy Rosario i kibicujący lokalnemu klubowi Central, tak mówił o derbach: „Zwykłem pytać siebie: czemu tak się denerwuję, skoro dopinguję Rosario Central? Trudno nie być. Tam czuć elektryczny ładunek, dynamiczny ładunek energii – niezależnie od tego czy mecz jest dobry, zły lub zwyczajny”.

One wciąż kipią od emocji, intensywności i różnorodności doznań, często tych pozytywnych i negatywnych. Bo tam pasja i przemoc mieszają się i nie mogą bez siebie żyć. Tam jest miejsce na wszystko: finezyjną grę, boiskową walkę ocierającą się o brutalność, czerwone kartki, sędziowskie kontrowersje, spięcia przy linii bocznej, wściekłość i wrzask trybun, fanów skandujących i wyzywających od najgorszych drugą stronę, rozpacz i niewysłowiony zachwyt, łzy radości oraz smutku po upokarzającym koszmarze porażki.


Może więc chodzi o tę siłę wrażeń i te skrajności. Nimi derby Buenos Aires poczęstowałyby nas w sposób nieporównywalny do niczego innego na planecie. Pod tym względem, jeśli nawet zmizerniały piłkarsko, nie mają sobie równych i „The Sun” miało rację określając je najintensywniejszym sportowym doznaniem na kuli ziemskiej. Pod tym względem to najważniejsze derby na świecie - nie jakieś tam El Clásico, a El Superclásico.

3 komentarze:

  1. podobnie jest z gran derbi - pojedynkiem realu i barcelony

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesli Real i Atletico awansują do finału LM, to dopiero będą derby. Pierwsze w finale.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog

    Zapraszam na www.opoplus.blogspot.com <---, dzisiaj zalozony blog z opoqiadaniami, moimi wlasnymi

    OdpowiedzUsuń