piątek, 31 maja 2013

Agent gwiazdą futbolu


Im więcej się dzieje na rynku transferowym, tym dla nich lepiej. Ważne, żeby było głośno i wielomilionowo. To oni odpowiadają za większe lub mniejsze wstrząsy w piłkarskim świecie. Jeszcze do niedawna byli jedynie tłem, zwyczajnym dodatkiem i niezbędnym elementem w codziennym życiu gwiazdorów tej dyscypliny. Tymczasem w ostatnich latach ich rola ciągle rośnie. Zeszłosezonowy zaskakujący transfer Hulka do odległej i zimnej Rosji czy tegoroczna zamiana Radamela Falcao uczestnika przyszłej edycji Ligi Mistrzów na beniaminka Ligue 1, to nie owczy pęd graczy ku forsie, tylko piłkarska rzeczywistość, którą kreują agenci.

Szare eminencje futbolu

Maczali palce średnio przy siedmiu na dziesięć transakcji. W zeszłym roku zarobili 163 miliony dolarów na samych prowizjach. Ogółem zgarnęli około 28% z całego ubiegłorocznego transferowego obrotu gotówką. Angielskie kluby zapłaciły im najwięcej - aż 77 mln funtów.

Inne jednak statystyki spędzają sen z powiek. Raptem jedną na pięć transakcji przeprowadzono przy pomocy licencjonowanych agentów. Pozostałe dokonywały osoby występujące w imieniu agentów, którzy utracili prawa licencyjne bądź ci bez licencji. To oznacza, że agentem może zostać niemal każdy. A jeśli ktoś zapragnie zrobić certyfikat, to nie ma z tym najmniejszego problemu. Może podróżować po krajach i zdawać egzaminy do skutku.

„Biznes agencyjny jest jak dziki zachód, brudny, zbyt biurokratyczny i czasochłonny, by mogła zajmować się nim FIFA” – stwierdził Tor-Kristian Karlsen, skaut i dyrektor sportowy. To dlatego właśnie ogólnonarodowa organizacja piłkarska zaniechała stworzenia systemu regulującego agencje.

Wedle słów Karlsona: „W Ameryce Południowej można spotkać zawodników, posiadających kilku agentów, z którymi kontrakty parafowali jego rodzice, gdy ten był nastolatkiem. Kiedy taki gracz przechodzi do profesjonalnej drużyny albo przenosi się za granicę, wszyscy pukają do drzwi, domagając się ustalonej w umowie prowizji. Tego po prostu nie da się kontrolować”.

Dobry, zły i brzydki

W piłkarskim światku nie brakuje przyzwoitych oraz moralnie zepsutych agentów. Wielkie i szybkie kariery, z drugiej strony złamane i katastrofalne kariery, monstrualne pieniądze i horrendalne prowizje, ogromne oczekiwania i znacznie większy zawód – w futbol pełno takich historii, a autorami niektórych są agenci.

„Po meczach w młodzieżowej reprezentacji Anglii U-21 miałem mnóstwo ofert od agentów, telefon nie przestawał dzwonić. Podpisałem kontrakt z jednym z nich, ale od chwili, gdy rozpoczęliśmy współpracę, nie odezwał się przez kolejne dwa lata. Osobiście musiałem negocjować mój kontrakt. Później otrzymałem od niego list, że jestem mu winien 700 tysięcy funtów z tytułu prowizji. Wszystko było legalne, musiałem zapłacić” – żali się bramkarz, Richard Lee.

Dla klubów agenci to zazwyczaj czyste zło. Przy pierwszej lepszej okazji starają się wytransferować swoich klientów tam, gdzie więcej płacą. Terry Robinson, dyrektor Stoke City, opisał łudząco podobną sytuację: „Uzgodniliśmy umowę z zawodnikiem. W tym samym momencie on i jego agent wyszli na zewnątrz, aby to jeszcze przedyskutować, ale potem już ich nigdy nie zobaczyliśmy. Porozumieli się z inną ekipą. Nie powiedzieli nam nic”.

Steve Bruce, wcześniej menadżer Birmingham City, Wigan Athletic i Sunderlandu, agentów określił mianem pasożytów. Kiedy kierował Sunderland, w ataku zespołu grał Asamoah Gyan. Spędził tam zaledwie sezon i niespodziewanie przeszedł do Al Ain, drużyny ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zdaniem Bruce’a to wina agencji, której brzydkie sztuczki namąciły w głowie reprezentanta Ghany.

Zło konieczne

Bernard Halford, sekretarz Manchesteru City przez prawie cztery dekady, wzrost znaczenia agentów określił jako największą zmianę w futbolu. „Dawniej ściągałeś piłkarza i on występował u ciebie do końca. Dzisiaj agenci stale niepokoją graczy i próbują ich wytransferować. Nawet nie widzisz się z nim w trakcie negocjacji. Jeżeli nie dogadasz się z agentem, to także nie pozyskasz zawodnika”.

Brian McDermott - wcześniej szkoleniowiec FC Reading, a aktualnie Leeds United – przyznaje: “Zauważyłem, że wpływ agentów rośnie w zawrotnym tempie od kilku sezonów. W 2006 roku, kiedy wprowadziłem Reading do Premier League, nie dało się kupić kogoś kogo się chciało, bez kontaktu z odpowiednim agentem”.

„Nie było zbyt wielu agentów, którzy pragnęli z nami współpracować, ponieważ widzieli w nas murowanych kandydatów do spadku” – skarżył się Tony Pulis, trener, który w 2008 roku wywalczył ze Stoke City awans do pierwszej ligi.

Pomimo tego uważa się, że agenci to zło konieczne, a dla większości graczy są oni po prostu niezbędni. To oni odwalają brudną i papierkową robotę. Promują tych młodych i niedoświadczonych, krążą od klubu do klubu i szukają potencjalnych pracodawców. Cała sztuka polega więc na tym, żeby trafić w ręce porządnego agenta. 

Brudny świat

Richard Garland, agent i właściciel agencji Apollo Sports Agents, nauczony własnym doświadczeniem, stwierdził, że można spotkać zarówno dobrych, jak i złych agentów: „Są agenci, którzy faktycznie pomagają zawodnikom, ale dużo jest również takich, którzy myślą wyłącznie o kasie. Masa ludzi pretenduje do miana agentów, lecz tak naprawdę chodzi im jedynie o zarabianie pieniędzy poprzez sprzedaż i negocjowanie kontraktów”.

Według Garlanda potrafią oni wydoić ze swoich klientów, ile się tylko da: „Pewien młodzieniec grał parę lat temu na Ukrainie. Jego agent brał 55% prowizji. Nie zdawał sobie z tego sprawy, aż do czasu gdy zmieniał zespół. Zgłosił to do FIFA, ale agent nie posiadał licencji, więc nikt nie mógł nic zrobić. Chłopak stracił jakiś milion euro, które poszły bezpośrednio do kieszeni agenta”.

Ten problem dotyczy głównie państw wschodniej części Europy czy bardziej egzotycznych krajów. W Anglii kluby otrzymują listę uprawnionych agentów, z którymi mogą pertraktować umowę zawodnika. Mają odgórny zakaz kontaktu z agentami pozbawionymi licencji.

„Wśród agentów nie brakuje oszustów. Jest taki jeden, który wyszukuje futbolistów dla ekipy w Tajlandii. Prosi jedynie o pokrycie kosztów podróży”. Kiedy jemu pokrewni agenci otrzymują pieniądze, natychmiast się ulatniają, z dnia na dzień słuch o nich ginie. Kuszą juniorów obietnicą testów w słynnych drużynach, a w istocie są to tylko puste obietnice. FIFA i federacje są jednak bezradne.

Agenci wykorzystują młodych graczy, zatruwają ich wyobraźnie wizjami sławy i olbrzymimi zarobkami, żerują na chłopięcej naiwności. „Miał zostać zwolniony przez Arsenal Londyn. Sądził, że kiedy skończy z angielską drużyną, będzie mógł przejść do Realu Madryt bądź FC Barcelony. Powiedziałem mu, że nie kontaktowałbym się z nim, gdyby Real i Barcelona rzeczywiście były zainteresowane” – opowiada Garland.

Tym samym świat agencji i agentów jawi się nam niczym świat plugawych zagrywek, twardych negocjacji, bezdusznych decyzji i pozbawionych skrupułów ludzi. Rządzą nim prawa i zasady nieznane przeciętnemu człowiekowi. To w ogóle swego rodzaju zaczarowana kraina, niedostępna dla zwykłego śmiertelnika, owiana nieprzeniknioną mgłą tajemnicy. Wszystko odbywa się za zamkniętymi drzwiami i wszędzie unosi się zapach niebotycznych pieniędzy.

Piłkarski świat superagentami stoi

Nadal bardzo mało wiemy, jak dokonywane są transfery i wyglądają zakulisowe pertraktacje oraz biznes agencyjny w ogóle. Nie dowiemy się, na przykład, ile prowizji z transferu Cristiano Ronaldo do Realu Madryt otrzymał jego reprezentant, Jorge Mendes. Obecnie, to najpotężniejszy z agentów.

Pod skrzydłami Mendesa znajdują się także m. in. Jose Mourinho, Radamel Falcao, Nani oraz Angel Di Maria. Szatnię Realu Madryt w kończącym się właśnie sezonie wypełnia sześciu jego klientów. Posiada on najwartościowszą na kuli ziemskiej agencję – Gestifute - wycenianą na 536 mln euro.

Portugalski król agentów strącił z tronu innego superagenta – Pini Zahaviego. Ten licencjonowany agent z Izraelu maczał palce przy sprzedaży FC Portsmouth i Chelsea Londyn. Pierwszy z nich kontrolował niemal w pojedynkę. Dbał o transfery – ściągnął Yakubu, Muntariego oraz Ben Haima. Zatrudniał menadżerów - sprowadził Harry’ego Reedknappa i Avrama Granta. Szukał inwestorów – przekonywał do kupna klubu Gaydamaka.

Zaangażowany był ponadto w kontrowersyjne zdarzenia, jak potajemne rozmowy ze Svenem-Goranem Erikssonem w sprawie przejęcia Chelsea Londyn oraz z Ashley’em Colem o przeprowadzce do „The Blues”.

Grupa trzymająca władzę?

Brian Clough już dawno temu powtarzał, że agenci spowodują śmierć futbolu. Sir Alex Ferguson ostrzegał, że to poważne zagrożenie dla przyszłości piłki nożnej. Gary Neville nawoływał, by usunąć agentów z dyscypliny. FIFA dopiero teraz planuje wprowadzenie zmian, które zmniejszyłyby rolę agentów na rynku transferowym. Ale wszyscy wydają się wobec nich bezsilni.

Jeśli dzisiaj żyjemy w erze wielkich piłkarskich herosów i magów ławek trenerskich, to musimy się również przyzwyczaić do tego, że żyjemy w erze futbolowych superagentów.

1 komentarz:

  1. Witam, bardzo ciekawy artykuł, zajrzyj do mnie:

    http://futboluswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń