sobota, 15 września 2012

Skandaliści z Nordsjaelland w Lidze Mistrzów



Nie ma i chyba nie będzie w fazie grupowej Ligi Mistrzów klubu posiadającego barwniejszą historię. Jego ledwie dwudziestoletnie dzieje utkane są niecodziennymi i niespotykanymi nigdzie indziej wydarzeniami. Z jednej strony skandale i afery, z drugiej genialny pomysł na budowę drużyny oraz niespodziewane sukcesy. To wszystko odnajdziecie w niepozornej, małej, 18-tysięcznej mieścinie, zwanej Farum, w której swą siedzibę ma aktualny mistrz Danii – FC Nordsjaelland.

Pierwszym dobroczyńcą zespołu był ówczesny burmistrz miasteczka Peter Brixtofte. To z jego inicjatywy w 1991 roku powstało Farum Boldklub. Brixtofte otoczył całkowitą opieką nowopowstałą ekipę, której zresztą został bossem. Wyszukał sponsorów, doprowadził do profesjonalizacji klubu, a ten błyskawicznie piął się w górę po ligowych szczeblach - startował w siódmej lidze, a jedenaście lat później awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej.

On także spowodował, że Farum znalazło się na skraju upadku. W 2003 na jaw wyszły szemrane interesy, które prowadziła rada miasta łącznie z Brixtoftem. Celowo przepłacali prywatnym spółkom za różnego rodzaju usługi socjalne, a te nadwyżkę pieniędzy pompowały w drużynę. Afera z dnia na dzień rozlewała się coraz bardziej, aż objęła nie tylko działalność sportową. Wieloletni burmistrz musiał ustąpić z fotela prezesa. Niedawno wyszedł z więzienia po dwuletniej odsiadce.

Zespół nowe życie rozpoczął wraz z przybyciem nowego właściciela. Biznesmen Allan Pedersen za pośrednictwem swojej firmy AKP Holdings wykupił ekipę z Farum i, aby odciąć się od kontrowersyjnej przeszłości, zmienił nazwę na FC Nordsjaelland. Od tej pory klub stał się reprezentantem całego regionu - północnej Zelandii.

By wzmocnić jego regionalny status Pedersen utworzył sieć drużyn filialnych, złożoną z 57 ogniw, które miały pracować dla dobra Nordsjaelland. Zaczęły, więc przeczesywać okoliczne boiska, wyłapywać najbardziej uzdolnionych piłkarzy, szkolić ich i następnie zbywać pierwszoligowcowi z Farum. W zamian dostawali zawodników na wypożyczenie, bilety na mecze, propozycje sparingów, obozy treningowe oraz pomoc trenerską.

Pionierska i oryginalna koncepcja otworzyła przed włodarzami Nordsjaelland nieoczekiwane perspektywy. Dzięki ścisłej symbiozie z pomniejszymi zespołami, za bezcen otrzymywali wyszkolonych, nastoletnich graczy, których potem sprzedawali za atrakcyjne sumy. W ciągu ośmiu lat na transakcjach zarobili kilkanaście mln euro. Odejmując od tego parę milionów przeznaczonych na nowe nabytki, okazuje się, że w niewielkiej mieścinie skonstruowano swoiste piłkarskie perpetuum mobile, samowystarczalny klub, oparty na dochodowym biznesie.

„My nie kupujemy gwiazd, my je kreujemy sami” – chwali się dyrektor sportowy Jan Laursen. Po czym dodaje: „Udowodniliśmy, że nawet nie posiadając wielkiej gotówki, można zajść daleko poprzez świetną organizację, mądre zarządzanie, wielką wiarę we własne pomyły oraz ogromną determinację do ich realizowania”. Lwią część kadry wypełniają zazwyczaj Duńczycy, a większość graczy podstawowej jedenastki stanowi produkt lokalnych ekip.  

Tymczasem nad świetnie prosperującą machiną ponownie zgromadziły się czarne chmury. W 2008 Pedersen odsprzedał sobie klub na własność - należący przedtem do jego przedsiębiorstwa AKP Holdings, lecz ówcześnie chylącego się ku upadkowi - za 500 tysięcy duńskich koron. W Danii wybuchł kolejny skandal z udziałem ekipy z Farum. Dochodzenie wykazało, że sprzedaż została wymuszana i dokonana bez zezwolenia banku. Ponadto kwota za, którą ją opchnięto była znacznie mniejsza, niż jej rzeczywista wartość rynkowa (wyceniona na 35 mln koron). Sprawa toczy się do dziś i nie wiadomo jakie tak naprawdę będą konsekwencje.

Dodatkowym ciosem dla kibiców było odejście Mortena Wieghorsta. Trenera, który Nordsjaelland doprowadził do dwóch pucharów kraju. Po pięciu latach pracy, w połowie 2011 objął młodzieżówkę Danii do lat 21. Na następcę mianowany został niedoświadczony Kasper Hjulmand (asystent Wieghorsta).

Pod wodzą nowego szkoleniowca zespół zaczął radzić sobie nadspodziewanie dobrze. Przede wszystkim rozkwitły talenty młodzieńców – Joresa Okore, Sorena Christiansena, Seajou Kinga oraz Andreasa Laudrupa, syna Michaela. Dziesięciu zawodników trafiło do różnych sekcji młodzieżowych, a pięciu zadebiutowało w pierwszej reprezentacji (Mikkel Beckmann, Andreas Bjelland, Tobias Mikkelsen, Jesper Hansen oraz Okore).

Totalnym szaleństwem okazały się zdarzenia z maja tego roku. Pewnie zmierzająca po czwarte z rzędu mistrzostwo FC Kopanhaga w decydujących starciach zupełnie straciła formę, uzyskując tylko dwa punkty w czterech ostatnich kolejkach. Potknięcia hegemona ze stolicy wykorzystało niepozorne Nordsjealland. Klub, który sezon wcześniej walczył rozpaczliwie o utrzymanie - unikając relegacji przewagą pięciu punkcików - wygrał mistrzostwo, doprowadzając się do jednej z największych sensacji w historii tamtejszej piłki. To doprawdy ewenement na skalę europejską, że w szanowanej i solidnej futbolowej lidze po tytuł sięga drużyna, która narodziła się ledwie dwie dekady temu.

Jeszcze większą piłkarską osobliwością jest to, że zespół z 18-tysięcznego miasteczka już w środę rozpocznie zmagania w Lidze Mistrzów. Dzięki dominacji FC Kopenhagi i punktom zdobywanym przez nią w europejskich pucharach, duńska Superliga wspięła się na 15 miejsce w ligowym rankingu UEFA. Nordsjaelland mogło tym samym bezpośrednio awansować do rundy grupowej Champions League.

Wśród futbolowej elity zobaczymy zatem ekipę, która doświadczyła raptem czternastu pojedynków na szczeblu europejskim, kończąc rywalizację najczęściej na pierwszym przeciwniku; której popularność nawet w Danii nie wychodzi poza miejskie bramy, 10-tysięczny stadion zapełnia się jedynie w połowie; której ambicje nie wybiegały poza krajowe poletko. Jeden z jej piłkarzy kilkanaście miesięcy temu zwierzał się: „Ogólnie to klub nie ma parcia na sukces czy chęci wdarcia się do czołowej trójki. Jesteśmy małym zespołem i skupiamy się na szkoleniu młodzieży. Zarząd lubi sprzedawać utalentowanych graczy. Oni są naprawdę zadowoleni z miejsc w środku tabeli”.

Duńczycy najwidoczniej bajkopisarstwo mają we krwi, wszak stamtąd pochodzi najsłynniejszy przedstawiciel gatunku – Christian Andersen. W 1992 roku uraczyli nas najbardziej szokującym, bajkowym rozdziałem w dziejach Mistrzostw Europy. Dziś obdarowują bajką rozpisaną na współczesną piłkarską modłę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz