niedziela, 1 stycznia 2012

Ukręcili łeb hydrze


To był rok, jak żaden inny w polskim futbolu. Rok afer, kuriozalnych sytuacji, zalewu pomniejszych incydentów i grubych skandali. Piłkarski związek zadbał, by przez okrąglutki rok nie schodzić z czołówek gazet oraz ust kibiców. Każda ich decyzja wywoływała burzę, wściekłość pomieszaną z irytacją i śmiechem. Grzegorzowi Lacie i spółce trzeba zatem oddać jedno. Nikt inny na własnym podwórku nie potrafi zadbać o popularność w równie skuteczny sposób. Działaczom następnej kadencji będzie niezwykle ciężko przebić dokonania obecnej. Ta wprowadziła nas na wyżyny „monthypytonowskiego” humoru absurdu.

Jak zwykle najbardziej prominentne osobistości naszej piłki dostarczyły nam niezliczonej ilości gagów sytuacyjnych oraz językowych. Brylował Prezes, choć forma nieco słabsza niż w latach poprzednich (do osławionego „for tu for for ewrybady” troszkę zabrakło), to uraczył nas zręcznymi bon motami typu: „Losowanie było demokratyczne”. Wszystkich przebił Zdzisław Kręcina. Kiedy został wyproszony z samolotu przekonywał, że: „Wypiłem parę drinków i do tego doszło zmęczenie pomeczowe. Wsiadłem do samolotu, nikt mi tego nie zabronił. A ja natychmiast zasypiam no i widocznie jakiś drobny element chrapania spowodował, że komuś to przeszkadzało”.

Równie kabaretowe okazało się pożegnanie Michała Żewłakowa, rekordzisty pod względem występów w reprezentacji Polski. Uśmiechnięty Grzegorz Lato, zażenowany zawodnik, wspaniałomyślny Smuda, czyli iście królewskie pożegnanie w Grecji. Niecały miesiąc później PZPN rozstał się ze starym logotypem, wprowadzając nowoczesne logo. Tym samym podobno, członkowie związku mieli poprawić jego wizerunek, który kroczył zgodnie z duchem czasu i starał się dorównać zagranicznym federacjom. Podobno chcieli również zapoczątkować głębokie zmiany w centrali, ale najwidoczniej stare komunistyczne nawyki były silniejsze i reformy należało odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość.

Po kilku dniach w kraju tematem numer jeden stała się kwestia kiboli. W tej materii działacze nie okazali się nowatorscy i zachowali daleko idącą powściągliwość oraz ostrożność. Ze skruchą nasłuchiwali kazań rządu, jaki szary element wpuszczają na obiekty sportowe. Wyjście było jedno - zamknąć stadiony, przecież margines nie może mieć choć krzty rozrywki. Nikogo nie interesowało, tym bardziej PZPN-u, że oprócz chuliganów na spotkania uczęszczają normalni ludzie.

Aby poprawić relacje z fanami wymyślono ostatnio Klub Kibica Reprezentacji. Szczęśliwiec, który dostąpił zaszczytu udziału w tej zacnej organizacji, za jedyne 32 złote wpisowego, ma szansę wylosować bilet na mecz Polski na Euro 2012. W puli znajduje się ponad 3 tysiące biletów, a „prawdziwych” kibiców reprezentacji jest już ponad 40 tysięcy. To jeden z najbardziej ordynarnych i prostackich sposobów na wydojenie kasy od sympatyków rodzimej piłki. Wykorzystywać i manipulować uderzając w patriotyczne struny, agitować w imię dobra kadry narodowej pod przykrywką własnych korzyści, mogą tylko jednostki podłe do granic możliwości - jakże typowe dla tamtejszego środowiska.

Od dawna PZPN poszukiwał dodatkowych środków finansowych. Szczególnie od momentu, gdy kilkanaście miesięcy temu sprzedał to, co najcenniejsze, czyli prawa marketingowe i telewizyjne. Konsekwencje niekorzystnej umowy (obowiązuje do 2020 roku, podpisanej bez jakiejkolwiek ekspertyzy prawnej, analizy ekonomicznej, badań rynku) widać do dzisiaj. Wyłącznie Sportfive jest właścicielem praw medialnych reprezentacji. By wydoić z niej, ile się da, organizuje spotkania na neutralnych terenach (ostatnio pojedynek z Białorusią w Wiesbaden), bowiem wówczas całkowity zysk przechodzi w ręce firmy.

Podłoże finansowe miała także największa z tegorocznych afer, tzw. „afera taśmowa”. Jej skutkiem było odwołanie z funkcji sekretarza, Zdzisława Kręciny. Działacze poczuli się dostatecznie pewnie w swym królestwie, że bez skrupułów rozdawali łapówki na prawo i lewo, załatwiali osobiste interesy i rozgrywki. Oburzenie publiczne było jednak ogromne. Utworzono specjalną komisję, w trakcie posiedzenia, której, Grzegorz Lato tłumaczył naiwnie, że „pewne prywatne sprawy weszły do związku”. Komisja nie dokonała niczego sensownego. Sam Prezes, widząc jak przebiegają obrady, przepełnione wzajemnymi politycznymi połajankami, poprosił o zaproszenie na następny „spektakl”.

Tak oto leśne dziadki znowu są nietykalne. Nadal panuje błoga dla nich cisza. Moglibyśmy zatem bez końca wymieniać kolejne afery: brak godła narodowego na koszulkach, niejasna degradacja ŁKS-u, czy skandal w środowisku sędziowskim, które nie zmieniły nic. Wszelkie zaś kłopoty rozwiązło zwolnienie Kręciny. Całe związkowe zło, wszystkie machlojki i incydenty były jego dziełem. To on był głównym prowodyrem i ojcem niejasnych układów, przetargów, oszukując tym samym, biednego i nie zdającego sobie z niczego sprawy, Grzegorza Latę. Na szczęście działacze w porę ukręcili łeb hydrze. Teraz w PZPN wreszcie będzie normalnie i czysto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz