poniedziałek, 27 października 2014

Iana Cathro piętnaście minut sławy


Są książki, filmy oraz albumy muzyczne, które potrafią odmienić nasze życie. Dla Iana Cathro, obecnego asystenta głównodowodzącego Valencii, takim momentem zmieniającym jego dotychczasowe życie była 15-minutowa sesja szkoleniowa.

Jego kariera jest niczym błąd w systemie. To jedna z tych historii niesamowitych, która nawet w piłkarskim świecie - świecie, gdzie przecież cuda są dozwolone i niemal na porządku dziennym - nie miała po prostu prawa się zdarzyć. Szkot nigdy nie był wyczynowym graczem, jako zawodnik zatrzymał się na poziomie drużyn juniorskich drugiej ligi szkockiej. A jako trener zanim wyfrunął do Portugalii i następnie do Hiszpanii, parał się wyłącznie ćwiczeniem dzieci.

Świat jest mały

Jego losy odmieniły się, kiedy spotkał na swojej drodze Nuno Espírito  Santo. „Od razu zrozumiałem, że jest on kimś, kto pomoże mi rozwinąć się zarówno jako trener, jak i człowiek” – opowie później dziennikarzom. Na kursie organizowanym przez futbolową federację Szkocji trafia na „ogromnego Portugalczyka”, jak określił go potem w wywiadzie z reporterem BBC, i tak zaczyna się niezwykła przygoda.

Przypadek chciał, że Santo akurat w tym momencie znalazł się akurat w tym miejscu. Chciał, żeby Cathro i ówczesny menedżer Rio Ave natknęli się na siebie. Jedno spotkanie dwóch nieznajomych - Szkot będzie za jakiś czas wspominać o nietypowej rozmowie z obcokrajowcem, o którym nie wiedział kompletnie nic – zmieniło życia ich obu. A karierę szkockiego szkoleniowca wywróciło momentalnie do góry nogami.

Bo ten trenerski naturszczyk - trzykrotnie oblewał egzamin na trenera młodzieżowego, aż w końcu wyrobienie licencji na szkolenie juniorów uznał za stratę czasu - podążył za swoim kompanem do ponad 70-tysięcznej portugalskiej mieściny, by pomagać mu w kierowaniu ekipą, o której przeciętny Europejczyk w ogóle nie słyszał.

Sprzedawca marzeń

W Portugalii na przestrzeni dwóch lat z Rio Ave, zespołu pałętającego się w dolnych rejonach tabeli i każdego roku walczącego o przetrwanie w Primeira Liga, zrobili taki, który uplasował się w pierwszej szóstce rozgrywek, wyprzedził Sporting Lizbonę, dotarł do finałów Pucharu Ligi oraz krajowego pucharu i wywalczył udział w Lidze Europy. Gdy dokonali tam już swoich cudów, przenieśli się do jednego z czołowych reprezentantów Primera División.

I tak w ciągu trochę ponad dwóch sezonów 28-latek przebył drogę od trenera juniorów w Dundee United do pozycji asystenta menedżera w Valencii. Niebywałą drogę od prowadzenia dzieci poznających dopiero tajniki futbolu, do człowieka, który zajmuje się profesjonalistami pełną gębą, zarabiającymi w dodatku setki tysięcy euro.

A wszystko spowodowała jedna niewinna rozmowa. Gdyby nie tajemniczy jegomość z Portugalii Ziemia musiałaby prawdopodobnie okrążyć Słońce kilkadziesiąt razy albo to samo Słońce musiałoby zgasnąć, nim Cathro wyściubiłby nos poza nauczanie piłkarskiego rzemiosła młodzików i trafił do porównywalnie dużego zespołu, co Valencia. To tak, jakby spotkał samego diabła, podpisał z nim pakt i tym samym rzucił w cholerę przeciętne życie w Dundee i wstępując do świata wielkiego futbolu, zaczął realizować najskrytsze, wstydliwe nawet dla samego siebie, marzenia.  

Ale czy Ian Cathro przed spotkaniem swojego „diabła” rzeczywiście wiódł zupełnie przeciętne życie?

W prostocie siła

Na początku swojej przygody z trenerką prowadził piłkarskie kliniki według własnego pomysłu, w których uczył techniki. Gdy Craig Levein, wówczas menedżer Dundee United, odkrył, że podopieczni Cathro pod względem przygotowania technicznego wyprzedzają o lata świetlne rówieśników z jego klubu, natychmiast zatrudnił młodego Szkota. A ten mając 22 wiosny na karku, został szefem tamtejszej futbolowej akademii i wkrótce koordynatorem w szkółkach regionalnych szkockiej federacji.

Kiedy obejmował stanowisko w Dundee United, na łamach BBC mówił: „Musimy być pewni, że dzieci do 13 roku życia otrzymają tyle treningu technicznego, ile to tylko możliwe. Konieczna jest zmiana podejścia i kultury piłkarskiej – tego jak chcemy, aby nasi zawodnicy się rozwijali. Należy zrozumieć, jakiego rodzaju ćwiczenia juniorzy potrzebują w określonym wieku”. 22-letni młokos, bez większego doświadczenia trenerskiego, już wtedy uważał, że cały system szkolenia w Szkocji jest zły, że wykorzystywał przestarzałe metody i że rozwój umiejętności technicznych w tak młodym wieku jest ważniejszy od przygotowania kondycyjnego.

Cathro to w ogóle piłkarski zapaleniec, który szkoląc dzieci, pracował po 12 godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Kładł się spać i budził z myślą o futbolu. Opowiadał, że nie mógł spać po nocach, bo w jego głowie nieustannie kłębiło się od pomysłów na innowacyjne treningi i ćwiczenia. Nacisk kładł na psychikę chłopców, na pozytywne nastawienie, myślenie, zadawanie pytań i popełnianie błędów. Piłkarska filozofia Szkota była niezmiernie prosta - żeby stać się dobrym graczem, najpierw trzeba opanować posługiwanie się futbolówką niemal do perfekcji, dopiero potem można zająć się innymi aspektami gry. A za klucz do sukcesu uważał przede wszystkim otwartość umysłu.

W drodze na szczyt?

Właśnie tej otwartości umysłu zabrakło mu w ojczyźnie, którą opuścił bez żalu. W wywiadach z dziennikarzami mówił, że jego jedyne wyrzuty sumienia związane są z porzuceniem młodzików. W tym króciutkim okresie zdążył jednak odnieść dwa niepodważalne sukcesy. Jednemu na imię Ryan Gauld - tego lata za trzy miliony funtów odszedł do Sportingu Lizbona, który ustalił klauzulę odkupu zawodnika na poziomie 60 milionów euro. Drugiemu zaś John Souttar, który to właśnie z jego przychodni piłkarskiej przeszedł do Dundee United.

W skostniałej Szkocji nigdy nie mógłby zostać menedżerem, ponieważ nie grał w piłkę na poziomie profesjonalnym. A Szkot to człowiek z ambicją. Choć dokonał praktycznie niemożliwego, bo z anonimowego pod względem futbolowym Dundee trafił do słynnej Valencii, to ciągle myśli o samodzielnej pracy.


Wciąż powtarza, że jego kariera jeszcze na dobre się nie zaczęła, że stale uczy się trenerskiego rzemiosła i ten sezon jest dla niego niczym ostatni rok na studiach. Daje sobie trzy lata, by rozpocząć pracę na własny rachunek. Kto wie, czy nowy rozdział, który wówczas otworzy, nie będzie dla niego równie zaskakujący i obiecujący. Wszak Andy Warhol stwierdził, że w przyszłości każdy będzie sławny przez 15 minut. A Ian Cathro nie miał jeszcze nawet swoich pięciu minut.  

3 komentarze: