wtorek, 8 lipca 2014

Zagraj to jeszcze raz, Phil


Niczym wprawny iluzjonista czarował o siedmiu krokach do nieba, a swoją drużynę stworzył na iluzji silnej i konkurencyjnej ekipy, potrafiącej sięgnąć po pełną pulę. Ale w niej rzeczywiście silnych i mogących zagrać o pełną pulę jest raptem kilka ogniw. Po kontuzji Neymara i wykluczeniu Thiago Silvy iluzja Scolariego legła w gruzach. Choć oczywiście nie możemy powiedzieć, że szanse Brazylii w meczu z Niemcami będą tylko iluzoryczne.

To musiało być przedziwne uczucie dla Brazylijczyków - radość z awansu do półfinału pomieszana z opłakiwaniem najjaśniejszej gwiazdy. A w Kraju Kawy już dawno ukuto opinię, że kiedy Neymar gra dobrze, to dobrze również gra reprezentacja i na odwrót, gdy mu nie idzie, nie idzie już nikomu. To jak zależność, równanie, którego bez niego nie da się rozwiązać.

Ciemność, widzę ciemność

Ostatni raz nie wybiegł w podstawowym składzie „Canarinhos” niecałe trzy lata temu, dokładnie 41 spotkań wstecz. W ogóle od poprzedniego mundialu opuścił zaledwie sześć meczów kadry. Tamtejsi fani nie mają zatem zielonego pojęcia, jak gra ich ukochany zespół bez największego wirtuoza. Bo wiedzieć nie mogą.

Neymar na obecnych mistrzostwach bryluje we wszystkich ofensywnych statystykach swojej ekipy. Oddał 18 celnych strzałów, wykreował 13 sytuacji podbramkowych, 243 razy dotykał piłki na połowie rywali, najskuteczniej dryblował i był zawodnikiem najczęściej faulowanym przez przeciwników.

Nieobecność atakującego Barcelony powoduje, że Brazylia staje się mniej kreatywna i prawdopodobnie stworzy sobie mniej okazji strzeleckich - to on również najczęściej z graczy ofensywnych otwierał drogę do bramki swoim partnerom. Historia paru wcześniejszych mundiali pokazuje jednak, że drużyny mistrzowskie buduje się od tyłu. Równie istotne, co stwarzanie sytuacji, jest zapobieganie im. I tak jak przód bez Neymara, tak tył zespołu Scolariego bez Thiago Silvy będzie wyglądał znacznie mizerniej.

Nie można zatem dziwić się mieszanym reakcjom Brazylijczyków, ponieważ ich ulubieńcy jednym bojem stracili nie tylko własną „10”, lecz także kapitana. Linii defensywna złożona z nerwusa Davida Luiza oraz niefrasobliwca Marcelo, pozbawiona człowieka absolutnie kluczowego dla tej formacji, który w spotkaniu z Kolumbią popisał się największą liczbą odbiorów i wygranych pojedynków powietrznych, nie będzie czuła się zbyt pewnie w obliczu bardziej skomplikowanych posunięć niemieckiej machiny.

Drużyna mięśniaków i płaczków

Nawet jeśli określany przez media beksą, bojaźliwym kapitanem, który bał się podejść i wykonać jedenastkę, to zdaniem wielu ekspertów jego absencja może być znacznie widoczniejsza od nieobecności Neymara. W tej Brazylii w ogóle zdecydowanie więcej rzeczy nie gra bądź nie współgra zarówno na murawie jak i poza nią.

Tostão po meczu z Chile dla BBC opowiadał: „Tam nie ma pomocy, ponieważ brakuje nietuzinkowego rozgrywającego. Luiz Gustavo zostaje blisko obrony, Neymar porusza się w pobliżu Freda, a Oscar i Hulk biegają w bocznych sektorach boiska. Fernandinho, albo ktokolwiek na tej pozycji występuje, jest osamotniony niczym Robinson Crusoe, patrzący do przodu na piłkę, która przepływa obok niego”.

Andre Kfouri, dziennikarz ESPN, pisze z kolei: „Sektor, którego zadaniem jest harmonizowanie poczynań drużyny, robi coś zupełnie odwrotnego. Dzieli ją na dwie jednostki, porozumiewające się w odmiennych językach i poszukujące siebie nawzajem oraz wzajemnego porozumienia bez obecności jakiegokolwiek tłumacza”.

W tej reprezentacji więcej zresztą odnajdziemy mięśni, fizyczności i indywidualnej gry niż techniki, finezji czy siły zespołowej. W dodatku mięśniaków, którzy nie stronią od łez. Gwiazdorzy nie potrafią ich powstrzymać w trakcie śpiewania hymnu, nie umieli także powstrzymać się od nich po rzutach karnych z Chile – trzech z nich rzewnie płakało. „Big Phil” widząc to i chcąc nad tym rozemocjonowaniem zapanować, sięgnął po panią psycholog Reginę Brandao. Współpracuje z nią od dawna, m. in. przy okazji turnieju w Korei i Japonii.

Oliwy do ognia dolewają byli gracze i dziennikarze. Careca na łamach „The Guardian” stwierdził, że za dużo tam jest emocji. Łez w oczach Júlio Césara i pozostałych nie mógł zrozumieć również Cafu. Publicysta Antero Greco pisał zaś o reprezentacji zdenerwowanej, napiętej i zdesperowanej. Scolari winnych takiego stanu rzeczy znalazł błyskawicznie. Na prywatnym spotkaniu z żurnalistami mówił, że Ci wcale nie pomagają i że wywierają trudną do zniesienia dla piłkarzy presję. A to przez nią Brazylijczycy podchodzą w tak emocjonalny sposób do pojedynków.

A kind of magic

Słowa, które tam padły, i to że kazał w końcu zgromadzonym osobom iść w diabły, doskonale wpisują się w jego narrację. Niejako narrację prowadzenia ekip skonfliktowanych z nieprzychylnym otoczeniem. Najlepiej czuje się właściwie w zespołach krytykowanych i skazywanych na rychłą porażkę. Stawia własne drużyny w roli „nas” przeciwko światu. A swoich podopiecznych otacza opieką na jaką nie stać innego szkoleniowca. Sami zawodnicy opowiadają, że Scolari zawsze jest blisko nich i jest dla nich trenerem, liderem, przyjacielem oraz ojcem jednocześnie.

Na jednej z konferencji apelował: „Nie zapominajcie, że 18 miesięcy temu nikt w nas nie wierzył. Kilkanaście dni wcześniej nikt nie wierzył, że wyjdziemy z grupy. Nikt również nie wierzył, że przejdziemy 1/8 finału”. Kontuzja Neymara i absencja Thiago Silvy mogą paradoksalnie pomóc ekipie „Big Phila” w poradzeniu sobie z ciężarem oczekiwań, który musiał nieco zelżeć, bo w Kraju Kawy po spotkaniu z Kolumbią z pewnością lawinowo przybyło niedowiarków.

Bo o sukces w meczu z Niemcami ma powalczyć zespół, który od początku turnieju szokował futbolowych purystów. Równie brzydko grających, przetaczających się ślamazarnie przez kolejnych rywali, nie zachwycających wynikami ani tym bardziej stylem gry „Canarinhos” widziano tam dawno temu, przed dwudziestu laty. To reprezentacja starająca się zwyciężać za wszelką cenę, bez względu na sposób, nie stroniąca od występów brudnych, twardych i ostrych – w konfrontacji z Kolumbią faulowała 31 razy, to najwięcej przewinień jakie popełniła w ciągu 90 minut od 1966 roku – której ofensywny potencjał skupiał się głównie w osobie tego, którego teraz zabraknie, czyli Neymara.

I bez niego cały misterny plan selekcjonera wziął właśnie w łeb, rozbił się na kolumbijskiej skale. By zmienić cokolwiek przed półfinałowym bojem w grę wchodzą jedynie korekty personalne lub modyfikacja ustawienia. Ale nikt ani nic nie zastąpi tej dozy fantazji, nieszablonowości i piłkarskiej magii, którą oferował Neymar.


Brazylia pojedynkowała się z Niemcami na mundialu tylko raz. W finale mistrzostw w Japonii i Korei wygrała z nimi 2-0. Dokonała tego pod wodzą Scolariego, który tym razem może tylko pomarzyć, by na boisku objawił mu się Ronaldo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz