poniedziałek, 22 października 2012

Piłkarska Kolumbia wychodzi z cienia



2 lipca 1994 roku w godzinach porannych reprezentant Kolumbii Andres Escobar wyszedł z nocnego lokalu. Poszedł do zaparkowanego auta. Nagle pojawiło się trzech mężczyzn. Zazwyczaj spokojny piłkarz, stracił panowanie nad sobą i wdał się w sprzeczkę. Dwóch z napastników wyjęło pistolety i wystrzeliło dwanaście kul w klatkę piersiową Escobara. Jeden z nich wrzeszczał „gol” za każdym razem, gdy pociągał za spust. Escobar zmarł 45 minut później.


Motywy zbrodni do dziś są niejasne. Wedle jednej z licznych teorii Andres Escobar został zabity na zlecenie syndykatów hazardowych, wściekłych, że jego samobójcza bramka na mundialu w USA, kosztował ich miliony. Szokująca hipoteza wcale nie musi być daleka od prawdy. Futbol kolumbijski przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych łączyły ścisłe powiązania z kartelami narkotykowymi. Przede wszystkim dzięki strumieniowi pieniędzy płynącemu wprost od gangów tamtejsza piłka zawdzięczała swój rozwój.

Najsłynniejszy z ówczesnych baronów narkotykowych – Pablo Escobar – finansował transfery i kontrakty zawodników, sprowadzał zagranicznych szkoleniowców. Zanim zaczął inwestować gotówkę w swój ukochany klub, Atletico Nacional, wybudował sieć boisk wokół rodzinnego miasta, zapewniając dzieciakom żyjącym w skrajnym ubóstwie, szansę na zaistnienie w futbolu oraz lepszą przyszłość.

Pablo Escobar nie był jedynym baronem, który pompował kasę w tę dyscyplinę. Pod koniec lat osiemdziesiątych szajki narkotykowe kontrolowały większość zespołów i walczyły między sobą o wpływy. Usiłowały wywierać presję na graczy oraz trenerów, wybierać obsadę sędziowską i ustawiać mecze. Tylko tam powiedzenie, że piłka nożna jest czymś więcej niż sprawą życia i śmierci, nabrało literalnego znaczenia.

W 1989 Atletico Nacional sięgnęło po puchar Copa Libertadores. Nieco później Urugwajski arbiter zeznał, że ludzie Escobara zmusili go do przychylnego sędziowania kolumbijskiej ekipie. W następnym roku zmarł. Danie, które zamówił w restauracji, wymieszano z trutką na szczury.

Inne ważne spotkanie pomiędzy Atletico Nacional a America de Cali arbiter poprowadził na korzyść tych drugich. Escobar zlecił odnalezienie sędziego i wykonanie wyroku. Rozgrywki ligowe wstrzymano na caluteńki sezon, ale niewiele to pomogło.

W 1990 po pojedynku Independiente Medellin – America de Cali dwóch bandytów wpakowało dwadzieścia kul w ciało arbitra, krzycząc: „To cię nauczy odwoływać bramki zdobyte przez Medellin”. Potem dwóch bramkarzy zastrzelono, ponieważ wpuścili głupie gole. Tylko tam, więc jakiekolwiek reguły i prawa mało znaczyły, gdyż tak naprawdę żadne z nich nie obowiązywały.

W krainie przesiąkniętej handlem narkotykami, porwaniami i morderstwami, przemocą oraz wszechobecną nędzą, rządy sprawowało bezprawie. Macki karteli sięgały wszędzie, nie tylko w świat futbolu, lecz także w niemal każdą dziedzinę życia Kolumbii. W 1990, kiedy reprezentacja zajmowała czwarte miejsce w rankingu FIFA i brała udział w mundialu, zamordowano wszystkich trzech kandydatów na prezydenta. Ich zastępca, Cesar Gaviria, przeżył wyłącznie dlatego, że nie wsiadł do samolotu, który potem zestrzelono. Według policyjnych źródeł w owym czasie w samym Medellin żyło około czterystu płatnych zabójców.

  


Tylko tam w narkotykowy szwindel zamieszani byli nawet piłkarze, reprezentanci drużyny narodowej. Faustino Asprillę, podczas występów w Anglii w Newcastle United, policja wiązała ze sprawą handlu kokainą. Rene Higuita spędził siedem miesięcy w więzieniu, bo uczestniczył w uprowadzeniu.

Synonimem boiskowego geniusza i ryzykanckiego sposobu bycia poza murawami stał się Albeiro Usuriaga. Napastnik, którego trafienia decydowały o awansie Kolumbii na mundial w 1990 oraz o wygraniu Copa Libertadores przez Atletico Nacional, w życiu prywatnym wziął sobie do serca stare porzekadło rockandrollowców - żyj szybko, umieraj młodo. W 1988 został zawieszony za zażywanie kokainy, dwa lata później przyłapany na kradzieży. Pewna opowieści mówi, że przez trzy godziny uciekał glinom skradzionym Mercedesem. Selekcjoner Francisco Maturana nie powołał Usuriagi na mistrzostwa do Włoch, twierdząc: „Nigdy nie wiadomo, co się dzieje w jego głowie”. Koniec zuchwałego życia gracza nastąpił w 2004. Zastrzelono go w niewyjaśnionych okolicznościach w nocnym lokalu.

Najważniejszym wydarzeniem dla Kolumbii lat dziewięćdziesiątych były Mistrzostwa Świata w Stanach Zjednoczonych. Reprezentacja, wypełniona po brzegi szatni gwiazdami pokroju Carlosa Valderramy, Asprilli, Adolfo Valencii czy Freddiego Rincona, jechała na turniej jako jeden z głównych faworytów. Przed mundialem w 34 spotkaniach poniosła ledwie jedną porażkę. Rozbiła m. in. Argentynę w Buenos Aires 5:0.

Cały naród żył nadzieją na sukces, a gangi zacierały ręce, zwietrzając szansę na niebywały zarobek z zakładów bukmacherskich. By mieć pewność, że zawodnicy dadzą z siebie dosłownie wszystko, porywały ich bliskich, wysyłały groźby śmierci. „Przed turniejem wielu z nas otrzymywało pogróżki, co się stanie, jeśli coś pójdzie źle. Każdy z nas strasznie się bał. Po przegranej z Rumunią, presja, aby pokonać USA, stawała się nie do zniesienia” – zwierzał się Rincon.

Dzień przed pojedynkiem ze Stanami Zjednoczonymi, ktoś włamał się do hotelowego systemu telewizyjnego i w pokojach odtworzył informację, że jeśli w najbliższym meczu zagra Gabriel Gomez, wszyscy piłkarze zostaną zabici. Gomez nie wystąpił, lecz nie uchroniło to drużyny przed klęską.

Dla Kolumbii mistrzostwa skończyły się wcześniej, niż się spodziewano. Brak awansu do dalszej rundy dla sporej liczby zawodników mógł być gwoździem do trumny. Toteż większość z nich wolała pozostać na urlopach w USA, odkładając powrót do ojczyzny na później. Wyłamali się jedynie Rincon oraz Escobar. Ten drugi jeszcze tego samego miesiąca miał podpisać kontakt z AC Milanem. Zginął tydzień po powrocie do kraju, obarczony winą za klęskę.

To był punk kulminacyjny, symboliczne dla tamtejszego futbolu zajście, które stało się początkiem jego końca. Po tym tragicznym zdarzeniu zagraniczni trenerzy wyemigrowali, piłkarze żyli w przerażeniu, a władze zaostrzyły prawo względem karteli narkotykowych. Te z kolei wycofały się ze sponsorowania zespołów. Dotychczasowa niezachwiana symbioza, przynosząca obopólne korzyści, uległa przerwaniu.

Piłka kolumbijska na długie lata pogrążyła się w kryzysie. Wprawdzie drużyna narodowa w 2001 jako gospodarz wygrała Copa America, ale o tym kuriozalnym turnieju, który mógł w ogóle się nie odbyć, niewielu chce pamiętać. Kilkanaście dni przed Copa America największa marksistowska grupa rebeliancka w kraju, zwana FARC, porwała wiceprezydenta i zagroziła uprowadzeniem argentyńskich graczy, m. in. Hernana Crespo i Diego Simeone. Z udziału w turnieju zrezygnowała Argentyna, a Brazylia przyjechała trzecim garniturem.

Miejscowy futbol nadal, pomimo zintensyfikowanych działań rządu, zanurzony był w odmętach korupcji i przemocy. W 2006 zastrzelono napastnika, reprezentanta, Elsona Becerrę. W tym samym roku zabito trenera Envigado, a w następnym kolejnego z zawodników.

Klubom - pozbawionym podstawowego źródła dochodów, czyli środków pochodzących od karteli narkotykowych - w oczy zajrzało widmo bankructwa. Dwa sezony temu czternastu z osiemnastu pierwszoligowców groził upadek. Ich zadłużenie wynosiło łącznie ponad 70 milionów dolarów. Drużyny nie wypłacały pieniędzy graczom, a Ci odmawiali wyjazdów na mecze. Większość zespołów zaakceptowało plan restrukturyzacji finansów, by uniknąć likwidacji. Niektóre chciały odciąć się od mafijnej przeszłości. Prezes Millionarios zapowiedział, że odda tytuły zdobyte nieuczciwie w latach osiemdziesiątych.

Inne wciąż jednak utrzymują kontakty z szajkami. Niedawny skandal i dochodzenie wykazały, że cztery ekipy służyły gangom jako pralnie brudnej forsy. Rozważano zawieszenie Independiente Santa Fe przez, które przepłynęło przeszło półtora miliarda dolarów, mających nielegalne źródło. Od 2002 klub regularnie otrzymywał torby wypchane mamoną, należące do Julio Alberto Lozano. Obecnie najpotężniejszego barona narkotykowego w państwie, który do USA i Europy przemycił 960 ton kokainy.

Przypadek Independiente nie jest odosobniony. Śledztwo wśród właścicieli zespołów stale się toczy. Jednego z nich, posługującego się paszportem Gwatemali, zatrzymano w Buenos Aires. W Bogocie policja przejęła ponad sto milionów dolarów, upchniętych w bagażnikach samochodów. Następnego dnia z finansowania klubu z Bogoty wycofał się jego największy dobroczyńca. 



Niegdyś czołowa liga na kontynencie, dziś przeżywa potężny kryzys, z którego nie widać wyjścia. Impas pomiędzy kartelami a rządem trwa w najlepsze, a gangsterskie porachunki zbierają krwawe żniwo. Tymczasem na nieboskłonie - zdawać by się mogło - chylącej się ku upadkowi kolumbijskiej piłki pojawiła się nowa zadziwiająca, konstelacja gwiazd. Utalentowana generacja, stawiająca coraz śmielsze kroki w Europie, zupełnie wolna od narkotykowych powiązań.

Falcao i spółka szturmem zdobywają kolejne boiska eliminacyjne i są na najlepszej drodze do awansu na mistrzostwa w Brazylii. Kolumbijskie perełki podbijają europejski futbol i lada dzień o takich graczach, jak James Rodriguez, Jackson Martinez, Freddy Guarin, Pablo Armero, Juan Camilo Zuniga czy Juan Guillermo Cuadrado może być niesamowicie głośno.

Najludniejsze obok Brazylii państwo Ameryki Południowej, a zarazem najbardziej niebezpieczne, gdzie w samym Medellin w 2011 w wojnach gangów na ulicach zginęło prawie cztery tysiące ludzi, powoli wychodzi z cienia. Kolumbia o przyszłość nie musi się martwić. Przynajmniej o tę piłkarską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz