poniedziałek, 8 października 2012

Kariera przerwana strzałem



„Poszedłem do toalety. Człowiek, który mnie zaatakował stał obok. Odwrócił się, wyjął pistolet i przystawił mi go do głowy. Spytał się tylko za kogo się uważam. Powiedział, że nie jestem lepszy od wszystkich. Stwierdził, że okradam Meksykanów i, że wkrótce mnie zabije” – w tym momencie urywa się relacja Salvadora Cabanasa. O 5:18 padł strzał.


Leżącego we krwi piłkarza odnalazła żona. Został postrzelony w głowę z broni palnej w łazience lokalu „Bar Bar” w mieście Meksyk 25 stycznia 2010 roku.

Sprawcą zajścia okazał się handlarz narkotyków Jose Jorge Balderas Garza, zwany „JJ”. Kamera zarejestrowała, że siedział stolik obok ofiary. Pracownicy baru z łatwością zidentyfikowali samochód, którym jeździł oraz eskortujące go srebrnego Seata i beżowego Nissana. Od kliku lat odwiedzał lokal wraz z najbliższym współpracownikiem oraz ochroniarzami. O 5:10 poszedł do toalety, a kilka minut później wyszedł, w pośpiechu opuścił bar i odjechał czarnym Dodgem.

Tymczasem Salvador walczył o życie. Kiedy przywieźli rannego do szpitala był świadomy. Nic nie pamiętał, pytał gdzie go zawieźli i dlaczego. Lekarze przeprowadzili skomplikowaną operację. Wycięli część czaszki, by zmniejszyć ciśnienie spowodowane obrzękiem mózgu, lecz kula pozostała w głowie.

„Nie wyciągnęliśmy pocisku z głowy, gdyż znajduje się on w miejscu, z którego wydobycie mogłoby wyrządzić znaczne szkody. Zatrzymaliśmy krwawienie i usunęliśmy skrzepy. Stan Salvadora Cabanasa jest ciężki, ale stabilny” – wyjaśnił dr Francesco Martinez, nadzorujący zabieg. Następnie dodał: „Piłkarz cierpi na niebezpieczny uraz głowy. Nie możemy zagwarantować, że jego życie nie jest zagrożone. Pozostaje świadomy, natomiast ma problemy z sercem, które próbujemy ustabilizować”.

Neurochirurg Carlos Codas, uczestniczący w operacji, orzekł: „To cud, że po tym, co się wydarzyło Salvador jeszcze żyje. Zabrakło dosłownie milimetrów i kula naruszyłaby istotne obszary mózgu”.

Mimo to prognozy na przyszłość nie należały do optymistycznych. Nikt nie dawał zawodnikowi szans na powrót do wyczynowego uprawiania sportu. Rehabilitacja z kolei zdaniem doktorów musiałaby trwać lata, zanim przyniosłaby jakiekolwiek rezultaty. „Naszym głównym celem było utrzymanie go przy życiu. Dopiero potem przyglądaliśmy się opcjom, które dałyby możliwość prawidłowego funkcjonowania całego organizmu” – zwierzał się dr Martinez.

Istniało duże prawdopodobieństwo, że po zabiegu gracz będzie cierpiał na epilepsję bądź pozostanie w stanie wegetatywnym. Lisandro Olmos, lekarz Cabanasa w klinice w Buenos Aires, podkreślił: „Takie uszkodzenia statystycznie w 80 procentach przypadków kończą się natychmiastową śmiercią. Zaledwie trzy procent pacjentów, którzy przeżyją, uzyskają pomoc medyczną i przejdą kurację odzyskują dawny poziom sprawności”.

Piłkarz zaskoczył wszystkich błyskawicznymi postępami. Po tygodniu od zdarzenia mógł mówić. Kilkanaście dni później zaczął chodzić, jeździć na rowerze i wykonywać pierwsze ćwiczenia. Został przeniesiony z oddziału intensywnej terapii do centrum neurorehabilitacji. Po cichu marzył o zwykłych treningach i wyjeździe z Paragwajem na mundial do RPA.

Jednakże jego forma wciąż daleka była od ideału. Według lekarzy nadal cierpiał na powikłania neurologiczne: „On wie, że nazywa się Salvador Cabanas, jest futbolistą i ma dwóch synów. Umie rozpoznać rodziców oraz nazwać ich po imieniu. Aczkolwiek w dalszym ciągu pozostaje zdezorientowany. Nie wie, co się z nim dokładnie stało. Nie potrafi zapamiętać co robił wczoraj lub jadł na śniadanie. Neurologiczny powrót do pełnej sprawności może potrwać rok, dwa, a nawet trzy lata”.

Niecałe cztery miesiące od operacji zaczął grać w piłkę w argentyńskiej klinice. Poczynił gigantyczne postępy, lecz umiejętności motoryczne ciągle wymagały poprawy: „Naprawdę widać u niego ogromny progres. Na przykład, teraz umie podać na lewo i prawo, a w początkowej fazie leczenia tego nie potrafił” – zauważył dr Olmos.

W lutym 2011 Cabanas rozpoczął ćwiczenia z mistrzem Paragwaju Libertad. Brał udział w sesjach treningowych, ale nie był jeszcze w stanie występować w meczach. W czerwcu trenował z reprezentacją. Medyk kadry narodowej zauważył: „Fizycznie Salvador wygląda dobrze. Brakuje mu jedynie ogrania, minut spędzonych pośród profesjonalnych graczy”.

15 kwietnia bieżącego roku - po dwóch latach, dwóch miesiącach i dwudziestu dniach - Salvador Cabanas oficjalnie wrócił na boisko. Zagrał 41 minut dla trzecioligowego 12 de Octubre. Klubu, w którym rozpoczynał przygodę z futbolem.

Jego droga do tego, by móc ponownie wybiec na murawę była długa, mozolna i wyboista. Wśród codziennego znoju, wielogodzinnych ćwiczeń nie zabrakło wydarzeń przykrych, takich jak: kłótnie z agentem o pieniądze, czy długotrwały proces o odszkodowanie od zespołu Club America. Ponad dwa lata w trakcie, których wysłuchiwał, że już nie będzie mógł normalnie biegać i cieszyć się futbolem. Z kulą w mózgu, na przekór wszystkim, wrócił.

Choć media okrzyknęły piłkarskie odrodzenie Salvadora prawdziwym cudem, to on sam bagatelizował całą tę sytuację, twierdząc: „Jestem piłkarzem. Muszę więc grać w piłkę. Na pewno nie rozważałem rezygnacji z futbolu, ponieważ to moja praca. Zawsze myślałem o powrocie i nie przestałem w to wierzyć”. Kiedy został postrzelony doktor uznał, że już nie założy klubowej koszulki: „Powiedzieli mi, że to po prostu niemożliwe. Odpowiedziałem, że się mylą. Rozmawiałem z żoną i rodzicami, stwierdziłem, że wrócę. Nigdy w siebie nie zwątpiłem”.

W tej urzekającej historii nie brakuje niestety bolesnych faktów. „Prawdę powiedziawszy jest tutaj z przyczyn ludzkich, a nie piłkarskich. Chcemy, aby stale się rozwijał i poprawiał, ale nie jest już tym Salvdorem, co wcześniej. Zaczynając z nami treningi ledwo mógł poruszać lewą ręką i nogą, tracił także orientację na murawie” – opowiadał Rolando Chilavert, trener Cabanasa w 12 de Octubre.

Choć znowu regularnie wybiega na  murawę, to prawdopodobnie nigdy nie odzyska dawnej formy. Jak znakomitym wówczas był zawodnikiem świadczą jego osiągnięcia: król strzelców ligi chilijskiej i meksykańskiej, dwukrotny król strzelców Copa Libertadores, najlepszy gracz Paragwaju i Ameryki Południowej w 2007. Pięknie rozwijająca się kariera została brutalnie przerwana, w momencie, gdy piłkarz znajdował się na fali wznoszącej. Lada dzień miał wyjechać do Anglii do Sunderlandu. Potem jako kluczowy napastnik – najskuteczniejszy strzelec reprezentacji w eliminacjach – miał poprowadzić Paragwaj do sukcesu na Mistrzostwach Świata w RPA.

Podczas jednej nocy stracił bardzo wiele, jednak może mówić o szczęściu w nieszczęściu. Od 2006 roku w Meksyku w wyniku wojen gangów na ulicach zginęło przeszło 50 tysięcy ludzi. Nie brakowało drastycznych przypadków odnalezienia dziewięciu wiszących zwłok pod mostem w Monterrey, uciętych ludzkich głów leżących na plaży w Acapulco, czy 35 ciał porzuconych przy autostradzie do Veracruz. Cabanasa milimetry dzieliły od tego, żeby stać się kolejną z ofiar gangów. Jeden strzał oddany 25 stycznia 2010 o godzinie 5:18 przerwał jego karierę, lecz nie pozbawił życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz