czwartek, 9 lutego 2012

Jak płotka stała się rekinem


Transfery Carlosa Teveza i Javiera Mascherano do Corinthians Sao Paulo w 2005 roku za łączną sumę 27 milionów euro były szokiem dla środowiska piłkarskiego w Brazylii. Teraz potencjalny transfer niechcianej gwiazdy Manchesteru City do Coritnhians za 45 mln euro nie szokuje już nikogo. W ciągu tych kilku wiosen brazylijska Serie A przebyła, bowiem drogę od nic nieznaczącej płotki do futbolowego rekina.

Jeszcze wczoraj biedna i skorumpowana liga była największym na globie eksporterem młodocianych perełek, które masowo emigrowały za granicę, najczęściej na Stary Kontynent. Źle zarządzane kluby nie wytrzymywały konkurencji z zamożnymi europejskimi ekipami. Ustępując pod względem finansowym nie mogły zaspokoić żądań i zachcianek najcenniejszych piłkarzy. Z roku na rok odsetek utalentowanych zawodników malał, a poziom ligi wyraźnie mizerniał.

Dziś to już głęboko zakopana przeszłość. Państwo przeżywa niewiarygodny rozkwit ekonomiczny. Jest jednym z najszybciej rozwijających się na kuli ziemskiej, obecnie szóstą najpotężniejszą na świecie gospodarką. Wraz z powszechnym progresem, pięknieją rozgrywki piłkarskie. Campeonato Brasileiro Serie A należy do czołówki najzamożniejszych lig (ustępuje tylko Premiership, Primera Division, Bundeslidze, Serie A i Ligue 1).

Co zatem było przyczyną tak radykalnej metamorfozy ? Wróćmy do 2003 roku.

Spełniony sen pasjonata piłki nożnej

Wówczas urząd prezydenta objął Luiz Inacio Lula da Silva, wielki fan sportu, który za punkt honoru obrał sobie naprawę futbolu w Brazylii. Jego reformy stały się głównym katalizatorem odrodzenia tej dyscypliny. Wprowadził drakońskie prawo, nakazujące federacji oraz zespołom transparentność finansów; wprowadził Kartę Kibica, która zawiera przepisy dotyczące bezpieczeństwa i higieny na stadionach; zreformował same rozgrywki, dzięki czemu zapanowały jasne i sprawiedliwe zasady wyłaniania mistrza.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Na przestrzeni, zaledwie paru lat uboga i zacofana brazylijska Serie A przeobraziła się w majętną, prestiżową i atrakcyjną. Przede wszystkim przestała być naczelnym eksporterem zdolnych graczy. W 2010 sprzedano o 14 % mniej futbolistów względem roku 2009. Młode gwiazdy, jak Neymar, Ganso czy Leandro Damiao chętnie zostają w swoich macierzystych drużynach, gdyż pobierają pensje porównywalne z europejskimi.

Tendencja masowych emigracji nie tylko się zastopowała i zmalała, ten trend kompletnie się odwrócił. Do kraju w 2011 roku przybyło 707 piłkarzy, podczas gdy w pięciu poprzednich latach wróciło jedynie 311. Symbolem i początkiem zmian okazało się przyjście Ronaldo do Corinthians. Stary, zniedołężniały, wyniszczony przez kontuzje zawodnik otrzymał gażę, o jakiej w Europie mógłby wyłącznie pomarzyć. Po nim przyszła kolej na Adriano, Elano, Deco, Freda, Luisa Fabiano, Jo, Liedsona, Belettiego oraz Denilsona. Prawdziwym hitem był transfer Ronaldinho do Flamengo. Wskutek tych przemian po raz pierwszy od wieków drużyna narodowa na Copa America posiadała w swej kadrze siedmiu reprezentantów z rodzimej ligi.

Futbol w okowach biznesu

Piłka nożna w Brazylii wspięła się na wyższy poziom komercjalizacji, stała się dochodowym biznesem dla telewizji i różnego rodzaju prywatnych firm. Kluby - prowadzone przez kompetentnych ludzi, na wzór europejskich korporacji - bogacą się na rozmaite sposoby. Pierwszym źródłem są pokaźne sumy otrzymywane w zamian za prawa do transmisji. Umowa podpisana na trzy kolejne lata wiąże się z zyskiem 930-u milionów dolarów (lepiej płacą jedynie w Anglii, Hiszpanii, Niemczech, we Włoszech oraz Francji). Co więcej, pięć największych ekip dostaje osobne wynagrodzenia (m. in. Corinthians, które zgrania rokrocznie 50 mln euro).

Drugim źródłem dochodów są reklamy na koszulkach. Wspomniany zespół z Sao Paulo zgarnia 27 mln euro za sezon (piąty wynik na świecie). Zeszły rok zakończyli z 24-milionowym zyskiem, co dałoby 11 pozycję w Premiership. Za sprawą olbrzymich wpływów z telewizji i reklam wydatki na nowych graczy w 2010 wzrosły o 63% w stosunku do lat poprzednich. W bieżącym sezonie drużyny przeznaczyły na nowych futbolistów 75 milionów euro (dziewiąte miejsce na globie), a w ciągu dwóch ostatnich lat wydały 176 mln (w ubiegłych pięciu raptem 144).

Zupełnym novum jest przynależność piłkarzy nie tylko do klubów, ale również do prywatnych sponsorów. Proceder zdelegalizowany na Starym Kontynencie, w południowej części Ameryki stanowi podstawowe źródło utrzymania wielkich gwiazd. 80 procent 5-milionowego kontraktu Ronaldinho pokrywa zakład farmaceutyczny Unimed. Inny zakład farmaceutyczny – Neo Quimica – pokrywa koszty umowy Liedsona, a teraz czyni zakusy na Teveza (który, notabene, w 40% należy do Irańskiego biznesmena Joorabchiana). 40 procent praw do Neymara posiada agencja Dis. Korporacje takie jak Media Sport Investment czy Traffic Group wykupują procentowy udział w zawodnikach, opłacają ich kontrakty i uzyskują profity przy sprzedaży. Tym samym, zespoły mogą proponować graczom pieniądze adekwatne do standardów europejskich.

Nieodległa piłkarska potęga ?

Brazylijski futbol wkracza dopiero w początkową fazę rozwoju. Przyszłość rysuje się w kolorowych odcieniach. W 2013 Brazylia zorganizuje Puchar Konfederacji, w 2014 będzie gospodarzem Mistrzostw Świata, w 2015 zawładnie Ameryką Południową dzięki Copa America, a w 2016 będzie na oczach całego świata, gdyż w Rio de Janeiro odbędą się Igrzyska Olimpijskie.

Brazylijska piłka wkracza także dopiero w początkową fazę komercjalizacji. Coraz więcej firm inwestuje w drużyny, finansują umowy zawodników, wobec czego do kraju stale napływają znakomici piłkarze, którzy niegdyś z niego uciekali. Oglądalność oraz popularność ligi wciąż rośnie. Między federacją brazylijską a chińską zawiązuje się obopólna współpraca. Mecze odbywają się o 22, tak aby Chińczycy mogli je chłonąć wraz z porannym śniadaniem. Mundial da państwu nowe stadiony i całkowicie odświeżoną infrastrukturę sportową. Już dzisiaj Brazylia biję pogrążoną w kryzysie i recesji Europę pod względem ekonomicznym, czas więc na futbol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz