poniedziałek, 26 stycznia 2015

Palestyńska wojna (futbolowa)

Młodzi chłopcy, wszyscy poniżej 15 roku życia, uganiali się za piłką na plaży w Strefie Gazy, gdy pierwszy pocisk uderzył. Zaczęli uciekać. Drugie uderzenie zabiło czterech z nich. 9-latek, dwóch 10-latków i 11-latek należeli do rodziny Bakr. Miesiąc później przyjaciele i najbliżsi na tej samej plaży zorganizowali symboliczny mecz. Bo futbol w Palestynie to coś więcej niż sprawa życia i śmierci.

To był pierwszy tak poważny turniej Palestyny, odkąd dołączyli w 1998 roku do szeregów FIFA. Przegrali wszystkie trzy pojedynki w fazie grupowej, zdobyli raptem jedną bramkę, ale mogą się uważać za największych zwycięzców tegorocznego Pucharu Azji. To piłkarska opowieść, w której nie o samo wygrywanie chodzi.

Nie jesteśmy terrorystami

To walka w duchu uczciwej sportowej rywalizacji o wyższe cele – o suwerenność, rozpoznawalność w świecie i własną tożsamość narodową. „To dla nas bardzo ważne, nawet jeśli nie zmieni to naszej sytuacji. Pokazuje bowiem, że na świecie – przynajmniej w Azji – rozpoznaje się Palestynę” – o udziale swojej ojczyzny w azjatyckich mistrzostwach opowiadał na łamach „The Guardian” Ibrahim Alyan, student.

Połowa planety nie uznaje jej niepodległości, druga połowa jeszcze się nie zdecydowała. ONZ traktuje ją jako państwo-obserwatora, przyznając niepodległość wyłącznie w strukturach swojej organizacji. Część akceptuje jedynie Palestyńskie Władze Państwowe, a nie państwo palestyńskie. Futbol ma tam zatem znacznie szerszy wymiar. Bo miejscowi podkreślają, że nie ma u nich piłki bez polityki oraz polityki bez piłki. To wielowymiarowa, nierozerwalna całość, to nie tylko spotkania, punkty, gole, to również życie i sytuacja kraju.

Nadim Barghouti, obrońca, w 2011 roku mówił: „Ludzie znają Palestynę dzięki reprezentacji. To najlepszy sposób, by udowodnić reszcie świata, że jesteśmy ludźmi. Nie jesteśmy terrorystami. Niegdyś wszyscy myśleli, że Palestyńczycy rzucają kamieniami. Uważam graczy za żołnierzy bez broni. Gramy o naszą wolność ”.

Reprezentacja pod okupacją

Jest na tym łez padole taka kraina, gdzie zawodnicy drużyny narodowej trenują oddzielnie, niby w tym samym państwie, lecz nie widują się na co dzień, spotykają się i ćwiczą razem najczęściej dopiero przed turniejami jak ten na Malediwach czy Puchar Azji w Australii. Jest taki rejon, gdzie piłkarze oraz trenerzy każdego dnia muszą mierzyć się z problemami niewyobrażalnymi dla reszty świata.

Treningi są nader często odwoływane, gdyż graczy przetrzymuje się przez wiele godzin w punktach kontrolnych. Dostanie się z przybrzeżnej, niezależnej Stefy Gazy do śródlądowego, nadzorowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu stało się niemal niemożliwe. Selekcjoner, Ahmed al-Hassan zwierzał się wywiadzie dla „Washington Post”: „Nie potrafię zebrać ich w jednym miejscu. Ci ze Strefy Gazy nie docierają do Zachodniego Brzegu i na odwrót. Mam podopiecznych w innych ligach, którzy nie mogą tutaj się zjawić”.

„Jesteśmy jedynym zespołem na Ziemi, który gra, będąc pod okupacją” – żalił się Abdelhamid Abuhabib. Zawodników nie wypuszcza się bowiem poza tereny kraju, pod byle pretekstem odmawia się im wiz i podróży zagranicznych. Palestyna nie posiada choćby jednego lotniska, toteż zdani są oni na łaskę lub niełaskę sąsiednich państw.

W czerwcu 2004 roku jechała do Uzbekistanu jako lider grupy eliminacyjnej do mistrzostw w Niemczech. Kilka dni przed meczem pozwolenia na wyjazd nie otrzymało jednak paru kluczowych futbolistów. Ledwo udało się im uzbierać jedenastkę, dlatego reprezentacja przegrała gładko 0-3. W 2007 została wykluczona z kwalifikacji do mundialu w RPA, ponieważ nie pozwolono jej wyjechać na spotkanie z Singapurem. W 2008 zawodnicy nie mogli udać się na turniej do Indii, który wyłonił uczestnika Pucharu Azji. Na mecz eliminacyjny do Igrzysk Olimpijskich w Londynie z Tajlandią rozgrywany na Zachodnim Wybrzeżu nie przybyło ośmiu kadrowiczów ze Strefy Gazy, czyli połowa podstawowego składu. A ówczesny szkoleniowiec, Mokhtar Tilili, na stadion dojechał dopiero na dzień przed spotkaniem.

Piłkarze-terroryści

Kiedy te metody nie skutkują, piłkarzy z niewiadomych przyczyn zatrzymuje się na granicy izraelskiej, czasami katuje, okalecza albo po prostu morduje.
Mahmoud Sarsak, członek drużyny olimpijskiej, miał być gwiazdą Palestyny. Dzisiaj prowadzi budkę z żywnością w Londynie, gdzie sprzedaje falafele. W 2009 został aresztowany oraz skazany na trzyletnią odsiadkę bez postawienia zarzutów i procesu. Podejrzewano, że był powiązanym z islamską organizacją bojownikiem, który niegdyś podłożył bombę, raniąc wojskowego. Później podejrzenia okazały się bezpodstawne.

W więzieniu był bity i torturowany. Przez dziewięćdziesiąt dni głodował. Uwolniono go, gdy stracił połowę swojej wagi, a w jego sprawie interweniowali Sepp Blatter oraz Michel Platini. Z aresztu wyszedł jako kaleka. O ponownej grze w piłkę nie ma mowy.

Uprawiać futbolu nie będą już nigdy również dwaj podobno uzdolnieni juniorzy. W ubiegłym roku izraelscy żołnierze kilkakrotnie postrzelili ich w nogi oraz ręce, strzelali bez ostrzeżenia. Jednego z młodzieńców uderzyli w głowę kolbą karabinu, złamali nogę i zranili w obie stopy. Drugi otrzymał paręnaście kulek w ręce oraz kolana. Oprawcy znęcając się nad nimi, cały czas ponoć sobie żartowali i zanosili się śmiechem. Stwierdzili potem, że dwóch młodych mężczyzn niosło ze sobą ładunek wybuchowy.

Sześć lat temu podczas operacji „Płynny Ołów” wymierzonej w członków Hamasu zginęło trzech graczy. Wcześniej we własnym mieszkaniu, w który trafił pocisk, zmarła legenda palestyńskiego futbolu Ahed Zaqout. W 2004 roku oddziały izraelskie zamordowały utalentowanego pomocnika  Tariqa al Quoto.

Pogorzelisko

Kiedy Palestyna wygrywając turniej w Malediwach, zapewniła sobie udział w Pucharze Azji, kraj szalał ze szczęścia. Dwa miesiące później konflikt izraelsko-palestyński rozgorzał na nowo. Pochłonął ponad dwa tysiące istnień, w tym 26 sportowców.

Występując w Palestynie nie chodzi tylko o strzelanie goli, ale także o przetrwanie. Tam śmierć może dosięgnąć każdego, nawet dzieci uganiające się za piłką na plaży. Palestyńczycy zmagają się zatem z problemami gdzie zagrać, z kim i czym, czy będzie bezpiecznie, czy wrócą do domów w jednym kawałku. Życie graczy wygląda tak, jakby na szali postawić wolność i radość, którą czerpią z samej gry oraz śmierć od kuli bądź pod gruzami. Szala często przechyla się to w jedną, to w drugą stronę, rzadko kiedy panuje równowaga i spokój.

Bombardowania i ataki rakietowe są na porządku dziennym. Z tego powodu reprezentacja swoje mecze rozgrywa najczęściej poza granicami państwa. Na wyremontowanym w 2008 roku stadionie narodowym w Al-Ram odbyły się zaledwie dwa spotkania. Arenę w Strefie Gazy zbombardowano w 2006 roku i do tej pory na środku boiska zieje gigantyczny krater. Były plany, żeby obiekt odbudować, lecz w 2012 został ponownie ostrzelany.

Wróg u bram

W Palestynie wszyscy wiedzą, kto stoi za atakami. Tamtejsze władze wystosowały nawet prośbę do FIFA – na razie bezskuteczną - by ta przyjrzała się naruszeniom, jakich dopuszcza się ich sąsiad. Ich zdaniem Izrael nie chce reprezentacji i piłki nożnej w tym kraju, tak jak nie chce odrodzonej Palestyny. A Izrael z kolei utrzymuje, że tamtejsi zawodnicy używają futbolu tylko jako przykrywki, bo w rzeczywistości wspierają każdy akt agresji wymierzony w niego.

Wojna izraelsko-palestyńska ma zatem jeszcze jeden wymiar - ten piłkarski. Mówi się, że to Żydzi stoją za śmiercią Aheda Zaqouta. Tak samo zresztą, jak za wtrąceniem do więzienia Mahmouda Sarsaka, ponieważ bali się, że stanie się on sportowym bohaterem. Inne raporty donoszą podobno o procederze niszczenia palestyńskich klubów, wstrzymywania przyjazdu drużyn zmierzających do Palestyny oraz niewypuszczania poza granice na ważne spotkania kluczowych zawodników.

Palestyńczycy wszędzie dookoła poszukują wrogów, ale sami sobie również nie ułatwiają sytuacji. Na turniej do Australii nie poleciał Sameh Mar’aba, gdyż został zatrzymany na osiem miesięcy za pomaganie Hamasowi. Zeznał, że w Katarze przyjął dużą sumę pieniędzy, telefon komórkowy oraz wiadomości, które miał przekazać potem aktywistom organizacji w mieście Qualqilya na Zachodnim Brzegu.

Palestyna podzielona jest ponadto między dwie frakcje polityczne – wspomniany Hamas rządzący w Strefie Gazy oraz Fatah urzędujący na Zachodnim Wybrzeżu. Dwie oddzielne części tego samego maciupeńkiego państwa posiadają niezależne od siebie rozgrywki, innych piłkarzy, odmiennych trenerów, sędziów i zarząd.


Zapętleni w piekielnej rzeczywistości nieustannych, krwawych konfliktów, zamachów bombowych, porwań i zabójstw, występują jedynie wtedy, kiedy w powietrzu nie fruwają rakiety, w czasie wolnym od wojen – pełnych sezonów w ligach istniejących od końca lat siedemdziesiątych rozegrano nie więcej niż kilkanaście - gdy uda się zebrać zespół i wyjechać za granicę na mecz. To ekipa doświadczona piętnem potwornej realności jak żadna inna, przed którą ciągle piętrzą się przeszkody, a przeciwnościom losu nie ma końca. W tej przerażającej historii rodem z jakiegoś horroru, pojawiło się jednak parę piękniejszych chwil. Udział w Pucharze Azji pokazał, że w tym niemającym sensu pokazie przemocy, niezależnie od racji jednych i drugich, choć raz wygrał futbol.

1 komentarz:

  1. Fajnie, że nawet w krajach dotkniętych wojną ludzie próbują grać w piłkę:)

    OdpowiedzUsuń