czwartek, 10 stycznia 2013

Uzbekistanu sny o potędze



Nadludzki rekord Lionela Messiego w liczbie strzelonych goli. Bezprecedensowa dominacja reprezentacji Hiszpanii na turniejach rangi mistrzowskiej. Łut szczęścia i niespodziewany triumf Chelsea Londyn w Lidze Mistrzów. Rok 2012 w świecie futbolu był wyjątkowy z co najmniej kilku względów. Nie zabrakło w nim wydarzeń wartych zapamiętania. To był także wyjątkowo udany rok dla piłkarstwa w Uzbekistanie.

Tamtejszą drużynę narodową zaledwie parę małych kroków dzieli od historycznego wyczynu – awansu na Mistrzostwa Świata. Na trzy kolejki przed końcem ostatniej rundy eliminacji strefy azjatyckiej prowadzą w grupie. A w zanadrzu mają konfrontacje z najsłabszym rywalem – Libanem. Gorące brazylijskie boiska są już, więc na wyciągnięcie ręki.

Déjá vu ?

Dla kraju, którego gablota z pucharami świeci pustkami, a każde najdrobniejsze osiągnięcie sportowe jest świętowane z wielką pompą, to doprawdy duża sprawa.

Choć obecnie w sercach fanów muszą siedzieć odczucia łudząco podobne do tych z 2006 roku. Wtedy to reprezentacja dosłownie otarła się o Mundial. Wystarczyło wygrać barażowe pojedynki, najpierw z Bahrajnem, a potem z Trynidadem i Tobago, by zapewnić sobie udział w turnieju. Szansa została jednak zaprzepaszczona, a głównym winowajcą obwołany japoński sędzia Yoshida.

Zamiast nakazać ponowne wykonywanie rzutu karnego, ze względu na przedwczesne wbiegnięcie zawodników w pole karne, przyznał rzut wolny pośredni dla Bahrajnu. Jego fatalny błąd doprowadził do sporego zamieszania. Burzliwe dyskusje toczyły się na najwyższym szczeblu FIFA. W końcu, anulowano wynik pierwszego, zwycięskiego dla Uzbekistanu 1:0 meczu. Powtórzone zaś spotkanie przyniosło tylko bramkowy remis, a rewanżowy bezbramkowy bój dał awans przeciwnikowi.

Mimo wszystko w krótkich, niespełna dwudziestoletnich, dziejach futbolu uzbekistańskiego można zaobserwować powolny, aczkolwiek dostrzegalny progres. W niedawnym Pucharze Azji reprezentacja wtargnęła do strefy medalowej (ostatecznie zajęła czwarte miejsce). Dwa poprzednie turnieje kończyła w ćwierćfinałach. Wcześniej odpadała już w fazie grupowej.

W piłce młodzieżowej ostatnimi czasy również odnajdziemy kilka znaczących triumfów. W zeszłym roku drużyna do lat 16 sięgnęła po mistrzostwo kontynentu. W 2010 ekipa do lat 17 dotarła do ćwierćfinału Mistrzostw Świata. A dopiero w 2003 pierwsza uzbekistańska młodzieżówka debiutowała na międzypaństwowym turnieju organizowanym przez FIFA.

W ubiegłych sezonach parę ładniejszych chwil odnotowano także w piłce klubowej. FC Bunydkor i FC Pakhtakor czterokrotnie docierały do fazy półfinałowej azjatyckiej Ligi Mistrzów. Parę miesięcy temu, w październiku, Nasaf Quarshi zdobyło AFC Cup -odpowiednik naszej Ligi Europy.

Sukcesy rangi narodowej

W Uzbekistanie osiągnięcia sportowców zyskują kompletnie inny wymiar. Niebotyczna presja ze strony władz oraz stale zaostrzana rywalizacja z sąsiadującymi krajami powoduje, że jakakolwiek porażka traktowana jest w kategoriach ujmy narodowej, czyniącej nieodwracalne szkody na rzecz wizerunku państwa w świecie. Nieważne w jakiej dyscyplinie - czy to będzie piłka nożna, boks bądź judo - z Tadżykistanem, Kirgistanem albo Kazachstanem przegrać po prostu nie można.

Politycy wszelkie mniejsze lub większe sportowe triumfy starają się przekuć we własne sukcesy. Prezydent Islam Karimov, po zwycięstwach Nasaf Qarshi w AFC Cup, wygłosił płomienną perorę, sławiącą wyczynowców. Bez cienia wątpliwości głosił: „Dokonania naszych sportowców promują na całej kuli ziemskiej naszą młodą, rosnącą w siłę republikę”.

W tym azjatyckim kraju z łatwością tworzy się propagandę sukcesu, która częstokroć bywa zwykłą przykrywką dla poważnych problemów, tj. korupcja czy biedota. Media chętnie informowały o tym, że zawodnicy i trenerzy Nasaf Qarshi za wygranie pucharu otrzymali premie i darmowe mieszkania. Mówiło się, że członkowie drużyny siedemnastolatków, którzy podbili kontynent na młodzieżowych mistrzostwach, zostali zwolnieni z obowiązku podejścia do egzaminów uniwersyteckich i opłaty czesnego.

Z łatwością kreuje się również bohaterów narodowych, jak Ravshan Irmatov, międzynarodowy arbiter, który poprowadził mecz otwarcia Mundialu w RPA. Jego plakaty dało się wówczas zobaczyć w każdym zakątku Uzbekistanu, część widniała nawet w rządowych biurach.

Klub kuriozum

Prawdziwym oczkiem w głowie polityków stał się FC Bunyodkor Taszkient. Klub wyrosły piorunująco na milionach dolarów, oferujący horrendalne pensje, sprowadzający znane w świecie futbolu nazwiska, budujący luksusowe stadiony i ośrodki treningowe.

W ciągu zaledwie siedmiu lat swego istnienia zdążył awansować z amatorskiej drugiej ligi do pierwszej, czterokrotnie zdobyć mistrzostwo, trzykrotnie krajowy puchar i dwa razy dofrunąć do półfinału azjatyckiej LM.

Na przełomie sezonów 2008/2009 i 2009/2010 drużyna była u szczytu sławy. W składzie posiadała mistrza świata z Korei Południowej i Japonii – Rivaldo oraz najlepszego według plebiscytu gracza Azji – Servera Djeparova. Na ławce trenerskiej zasiadali: najpierw Zico, a potem sam Luiz Felipe Scolari. Niewiele brakowało, by jej szeregi zasilił Samuel Eto’o. „Moja głowa zaczęła wirować, kiedy usłyszałem, że dają mi 25 milionów dolarów za 2-3 miesiące gry” – zwierzał się Kameruńczyk, który ostatecznie wylądował w Interze Mediolan.

Fanaberiom paskudnie bogatych włodarzy zespołu nie było końca. Gdy w 2008 oddali do użytku nowiusieńki 15-tysięczny obiekt, to nieco później okazał się on niewspółmierny do ich ambicji. Postanowili  wybudować następny, okazalszy, kosztujący 150 baniek, mieszczący 35-tysięcy widzów.

To jednak nie wszystko. FC Barcelonie zapłacili dziesięć milionów euro za dwa sparingi. Dodatkowe miliony dali Messiemu, Puyolowi, Inieście i Fabregasowi za to, że ci odwiedzili siedzibę klubu, pokazali się publicznie w koszulkach drużyny oraz wzięli udział w sesjach treningowych tamtejszej akademii piłkarskiej.

Wpływy ponad wszystko

Za błyskawicznymi dokonaniami ekipy z Taszkientu stała firma Zeromax. Korporacja zarejestrowana w Szwajcarii, prawdziwy finansowy moloch centralnej Azji, który czerpał korzyści z ropy, gazu oraz przemysłu bawełniczego. Który kontrolował spółkę Uzgazoli, zrzeszającą niemal wszystkie stacje benzynowe, rozsiane po caluteńkim państwie. Jego wpływy docierały aż do samej rodziny prezydenckiej. W zarządzie zasiadała córka prezydenta, Gulnara Karimova.

Dzięki temu droga Bunyodkoru od zera do futbolowej potęgi stała się prostsza niż gdziekolwiek indziej. Tymczasem w 2010 roku nad zespołem zgromadziły się czarne chmury. Właściciel – Miradil Djalalov - został oskarżony o oszustwa podatkowe i wtrącony do więzienia. Przedsiębiorstwo upadło, lecz – paradoksalnie - sytuacja Bunyodkoru nie zmieniła się w ogóle.

Majętna dotychczas liga, w ostatnich latach straciła bardzo wiele. Zamożni, prywatni dobroczyńcy - z wątpliwą reputacją - wspierający kluby, trafili do zakładów karnych. Od tego momentu biedniejsze z dnia na dzień drużyny, traciły najważniejszych graczy. Swoją dawną pozycję zachowały wyłącznie te, których koneksje okazały się najkorzystniejsze.

Dziś liga musi borykać się z zupełnie nieznanymi dla niej problemami. Drastycznie spadło zainteresowanie miłośników rozgrywek. Dziennikarz lokalnej gazety opowiada: „Niewielu kibiców przychodzi teraz na mecze. Większość lepszych zawodników wyjechało, bo zespoły nie mogły zapewnić im atrakcyjnych wynagrodzeń. Największą jednak przeszkodzą w odzyskaniu zaufania fanów stanowi wszechobecna korupcja”.

Dobre imię ligi zostało nadszarpnięte przez częste zarzuty wobec właścicieli ekip, maczających palce przy ustawianiu spotkań. Ligową scenerię pogrążyła przewidywalna do bólu rywalizacja. Od 2002 po tytuły mistrzowskie sięgają dwa najbardziej wpływowe kluby ze stolicy – wspomniany Bunyodkor i Pakhtakor. „Kiedy zdobywcy dwóch pierwszych miejsc są doskonale znani, nawet zanim rozgrywki zdążą wystartować, to kogo może ona ciekawić?” – pyta się ironicznie szkoleniowiec Berador Abduraimov.

Frustracja wśród sympatyków futbolu stale się pogłębia. Coraz częściej ich skrywana gdzieś w głębi złość, wypływa na powierzchnię. Wówczas organizują się w grupy i dają upust swej wściekłości na stadionach i ulicach miast. W sierpniu ubiegłego roku, po jednym z pojedynków, w mieście Guzar doszło do starć z policją. Ponad trzy tysiące ludzi doprowadziło do zamieszek w całym miasteczku, a służby potrzebowały więcej niż dobę na przywrócenie porządku.

Polityczne zagrywki

Do tej pory władzom skutecznie udawało się niszczyć manifestacje kibicowskie w zarodku. Nie rozlewały się one na okoliczne mieściny. Nie nabierały cech politycznych. Prezydent Karimov prowadzi rządy twardej ręki, a sposób w jaki sprawuje władzę uznaje się za jeden z najbardziej represyjnych na globie.

To tam najczęściej narusza się prawa człowieka. Dziennik El Pais pisał, że „Uzbekistan jako naruszyciel praw człowieka jest na poziomie Korei Północnej i Birmy”. W państwie nie ma czegoś takiego, jak wolność prasy. Media są ściśle kontrolowane, a krytykowanie rządzących surowo zabronione. Nawet zagraniczni żurnaliści, odwiedzający miejscowe zespoły piłkarskie, nie mogą napisać ani słowa o ich włodarzach.

Zakazano formowania ugrupowań opozycyjnych, działaczy na rzecz praw człowieka wpakowano do więzienia, a w systemie sądownictwa powszechnie używa się tortur. Wedle niektórych przerażających raportów w 2002 dwóch opozycjonistów ugotowano na śmierć. W 2005 służby porządkowe otworzyły ogień do prostujących w Andiżanie. Śmierć poniosły setki.

Prezydent i parlamentarzyści w ogóle nie zaprzątają sobie tym głowy. Choć w Uzbekistanie około 40% społeczeństwa żyje w skrajnym ubóstwie, to dla polityków ważniejsze są sprawy sportowe. Karimov w 2007 roku wygrał kolejne wybory i został wybrany na trzecią kadencję. Pozostali pretendenci nie prosili o kandydaturę, a ich działalność ograniczyła się tylko do wystąpień, w których chwalili dotychczasowego prezydenta.

Islam Karimov od kilkunastu lat wznosi swój polityczno-sportowy pałac na ruinach życia społecznego. Jeśli reprezentacja Uzbekistanu awansuje na Mundial, to nigdy nie będzie bardziej zdeterminowany, by własny pałac wreszcie ukończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz