piątek, 26 listopada 2010

Manifest antypiłkarski


Współczesny futbol coraz bardziej mnie nudzi. Nie chodzi mi bynajmniej o poziom meczów, a o pewien schematyzm, rutynę, która panuje w piłce. Z sezonu na sezon te same drużyny walczą między sobą o najważniejsze trofea. Największe kluby skupiają w swoich kadrach najlepszych piłkarzy, a przepaść między nimi a tymi mniejszymi wyraźnie rośnie. Przyczyn postępującej degrengolady jest wiele, ale niewielu robi z tego problem.

Najważniejszym wyznacznikiem obecnej piłki jest pieniądz. UEFA oraz stacje telewizyjne sprzedają każdy mecz niczym produkt w supermarkecie: ładnie rozreklamowany i szumnie zapowiedziany, starannie wykonany, czeka na półce w promocyjnej cenie dla każdego żądnego, widowisk najwyższych lotów, kibica. W takim spektaklu ma się dziać jak najwięcej, jak najintensywniej. Akcje rozgrywane z prędkością światła, grad bramek, brutalna gra, pomyłki sędziowskie, a to wszystko promowane znanymi markami oraz nazwiskami wielkich gwiazd światowego futbolu. Przeciętny kibic, w obliczu wszechobecnie panującego konsumpcjonizmu, daje się nabrać za każdym razem. Nieważne, że od lat grają te same drużyny, te same nazwiska, ci sami trenerzy. Gdzie te czasy, gdy małe, biedne i niedoceniane kluby potrafiły sprawić niespodziankę nie tylko w pojedynczych meczach. Często ogrywając wielkie firmy dochodziły do finałów rozgrywek bądź plasowały się wysoko w tabeli.

Garść statystyk

Zacznijmy od Ligi Mistrzów. Jednak, czy to rzeczywiście jest „liga mistrzów” ? Przecież w obecnym sezonie w tymże pucharze gra Sporting Braga, czyli drużyna która ani razu nie była mistrzem Portugalii. W ostatnim dziesięcioleciu, aż czterokrotnie puchar zdobywały drużyny nie będące mistrzami swoich krajów. Abstrahując od samej nazwy, patrząc na wszelakie statyki łatwo można zauważyć, że nie ma chyba bardziej skomercjalizowanego i skostniałego pucharu. Wystarczy sprawdzić ile drużyn spoza trzech najsilniejszych i najbogatszych lig świata (Premiership, Primer Division, Serie A) dochodziło co najmniej do ćwierćfinału. Na 80 miejsc ćwierćfinałowych tylko 24 były obsadzone spoza drużyn z Anglii, Hiszpanii i Włoch. Zaś do półfinałów dochodziło tylko sześć zespołów (Bayern, Bayer, Lyon, Monaco, Porto i PSV), a dwa wygrywał turniej (Bayern – 2001, Porto – 2004).

Niezwykle schematyczne stały się także najsilniejsze ligi. W Premiership od 15 lat mistrzostwo dzielą między sobą Manchester United, Arsenal i Chelsea. Zaś w latach 2006-2009 w pierwszej czwórce zawsze były takie zespoły jak: Man Utd, Chelsea, Arsenal, Liverpool – zmieniała się tylko kolejność.

W Hiszpanii w ostatnich 20 latach zaledwie trzem klubom udało się przełamać hegemonię Barcelony i Realu (Atletico w 1996, Deportivo w 2000 i Valencii dwukrotnie: w 2002 i 2004 roku). Zaś w ostatnich 6 latach niemal każdy sezon kończył się mistrzostwem bądź wicemistrzostwem Realu i Barcelony (wyjątek stanowi sezon 2007-2008 kiedy to Barcelona zajęła trzecie miejsce, a tuż przed nią uplasowało się Villarreal).

Nawet w Serie A, gdzie po aferze „calciopoli” mogło by się wydawać, że zmieni się porządek tamtejszej ligi, poza „wielką trójką” mistrzostwo zdobywały tylko – Sampdoria w 1991, Lazio w 2000 i Roma w 2001 roku.

Przyczyny zła

Wszystkie te statystki jasno wskazują, że obecnie sukces w sporcie mogą odnieść tylko najbogatsi. Samonapędzająca się koniunktura piłkarska prowadzi do coraz większego przepływu pieniędzy w jej obrębie, co w efekcie prowadzi do nadmiernego skomercjalizowania. Kiedyś w piłce nożnej można było zrobić biznes, teraz natomiast to piłka jest biznesem. Coraz więcej klubów jest w rękach szejków i bogaczy, którym pozwala się na wszystko. Nieograniczone pożyczki i czas ich spłaty, niebotyczne budżety transferowe, olbrzymie gaże dla piłkarzy.

Obecnie lepiej jest przepłacić za zawodnika ze znanym nazwiskiem, który „spłaci się” w ciągu kilku tygodni (sprzedaż koszulek, reklamodawcy itd.) niż wychować młodego piłkarza, w którego rozwój trzeba zainwestować, a i tak nie wiadomo czy będzie wystarczająco dobry. Dlatego niewiele jest klubów, które stawiają na „rodaków” i dochodzi do takich absurdów, że „włoski” klub Inter zdobywa Ligę Mistrzów przy niemalże zerowym udziale Włochów (wyjątek: niewiele grający Materazzi).

Z drugiej strony, skoro mamy większe pieniądze w piłce to rozwijać powinny się także te mniejsze kluby. Niestety, niezwykle wysokie kontrakty zawodników zmuszają zespoły do posiadania olbrzymich budżetów, wspieranych dzięki reklamodawcom, wpływom z transmisji meczów, czy biletów. Wszystko to prowadzi do tego, że niewielkie zespoły mają dużo mniejsze budżety, bowiem dostają mniej od sponsorów; wszyscy bardziej utalentowani zawodnicy, kuszeni ogromnymi pieniędzmi, przechodzą do tych możnych, a więc wpływ ze sprzedaży zawodników również jest mniejszy. Posiadają one mniej okazałe stadiony i bazy treningowe, a do niedawna panował jeszcze absurdalny system podziału pieniędzy z praw do transmisji - największe kluby otrzymywały nieproporcjonalnie więcej (taki system nadal obowiązuje np. w Hiszpanii, gdzie Real i Barcelona otrzymują ok. 80% wynagrodzeń).

Lepsze jutro ?

Z przykrością muszę stwierdzić, iż proces komercjalizacji futbolu jest już na takim etapie, że raczej niemożliwym będzie przywrócenie dawnego stanu rzeczy. Jednak proces ten można z pewnością spowolnić, dać choć trochę szansy tym średniozamożnym klubom.

Z dużym optymizmem patrzę na reformy szykowane przez Platiniego. Wprowadzenie systemu 6+5 (6 zawodników z danego kraju i maksymalnie 5 obcokrajowców w podstawowej jedenastce), a także wymóg rentowności klubów, które będą musiały pokrywać 75% budżetu bez wpływów bogatego właściciela.

Mam nadzieję, że jest to tylko zalążek reform szykowanych przez prezydenta UEFA. Współczesna piłka idzie w złym kierunku, wymaga niezbędnych i gruntownych zmian, abyśmy w przyszłości nie musieli stale oglądać pojedynków tych samych drużyn. W przeciwnym wypadku to ja już wolę pisać, krytykować, żalić i smucić się, a każde - nadęte do rozmiarów przepychu serwowanego w Dubaju - widowisko sportowe, pominąć. Wyłączyć, nabrać dystansu i z przymrużeniem oka spojrzeć na  te wszystkie hordy egzaltujące skomercjalizowane i sztampowe mecze piłkarskie.

2 komentarze:

  1. Brawo Kamil, pierwsze "koty za płoty"
    Ciekawe jak blog będzie rozwijał się dalej.

    Mógłbyś nieco więcej napisać o tym jak powinien się rozwijać foootbal aby byl mniej komercyjny i przewidywalny.

    RSS+1

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za pierwszy, historyczny komentarz :)
    Oprócz wspominanych w artykule reform Platiniego proponuję:
    - ustalenie górnej granicy transferów (nie jestem w stanie powiedzieć ile, ale na pewno dużo mniej niż ponad 90 mln euro, które Real zapłacił za Ronaldo Manchesterowi)
    - ograniczenie niebotycznych zarobków zawodników (na wzór amerykańskiej ligi można wprowadzić przepis o ujednoliconych zarobkach większości piłkarzy + plus wyższe kontrakty dla trzech "gwiazd", np. w Red Bull NY więcej zarabiają Henry i Marquez)
    - dodatkowe premie dla klubów promujących wychowanków, wprowadzenie wymogu na wzór ligi angielskiej o ilości młodych zawodników - minimum 7 w kadrze.

    OdpowiedzUsuń