Za
upadkiem Islandii stało kilkunastu skorumpowanych bankierów. Każdego roku na
łapówki idzie przeszło bilion dolarów. W ten kręcący się wokół nieuczciwego
pieniądza świat, doskonale wpisuje się FIFA. Moloch, gdzie korupcja jest
powszednia niczym chleb. Jeśli dotychczas nawiedzały go chwilowe i lekkie
wstrząsy, to ostatnie afery korupcyjne przypominają prawdziwy kataklizm.
Korupcja
sięgnęła tam samego szczytu. Od października 2010 roku ośmiu członkom Komitetu
Wykonawczego – wyżej jest tylko prezydent organizacji – postawiono zarzuty łapówkarstwa.
Siedmiu z nich wycofało się z komitetu, a jeden został zawieszony.
Przewrót pałacowy
W
maju 2011 roku, na miesiąc przed wyborami prezydenckimi w FIFA, Mohammed bin
Hammam wylądował swoim prywatnym samolotem na Trynidadzie i Tobago. Milion
dolarów, które wziął ze sobą, miało wystarczyć, by przekupić zwierzchników
federacji karaibskich i jednocześnie zapewnić mu wygraną w zbliżającym się
głosowaniu. Każdemu zaoferowano czterdzieści tysięcy, umieszczone w specjalnych,
brązowych kopertach. Nad wszystkim czuwał Jack Warner, boss strefy CONCACAF.
Dziś,
ani jednego, ani drugiego nie ma już w szeregach międzynarodowej instytucji futbolowej.
Spotkanie w stolicy Trynidadu i potajemne konszachty wyciekły bowiem do mediów.
Śledztwo procederu, w który zamieszanych było ponad dwudziestu szefów związków
piłkarskich, prowadzone przez eksdyrektora FBI, Louisa Freeha, doprowadziło w
końcu do Katarczyka i Trynidadczyka.
Pierwszy
zrezygnował z ubiegania się o fotel prezydencki na 24 godziny przed wyborami i
dwukrotnie dostał dożywotni zakaz na pełnienie jakichkolwiek funkcji w
związkach sportowych. Drugi podał się do dymisji.
Karaibska robota
Jack
Warner przez przeszło dwie dekady sprawował swój urząd prezydenta strefy
CONCACAF z nadgorliwą wręcz dbałością o własne interesy. Dochodzenie
dziennikarzy miejscowej gazety „Sunday Express” wykazało, że używał on swoich futbolowych
i politycznych znajomości do budowy rodzinnego imperium, obecnie wycenianego na
200 milionów dolarów.
Fortuna,
której się dorobił, pochodziła w większości z kasy federacji piłkarskiej
Trynidadu i Tobago oraz ze skarbca FIFA. Trynidadczykowi pieniądze z praw do
transmisji - otrzymywał je za symbolicznego dolara - i biletów na mistrzostwa
służyły do rozwoju własnych biznesów. Posiadał kilkanaście przedsiębiorstw, w
których się zatrudniał i na konta, których dokonywał przelewów.
Najnowocześniejsza
baza piłkarska na Trynidadzie, duma kraju, wybudowana za 26 mln dolarów,
składająca się ze stadionu, centrum konferencyjnego, hotelu i basenu, nie
należała do tamtejszego związku. Została bowiem postawiona na ziemiach będących
w posiadaniu rodziny Warnerów.
Przekrętu
życia dokonał jednak przed mundialem w Niemczech. Jego osobisty księgowy
założył wtedy spółkę o nazwie LOC Germany 2006 Ltd – Warner był jej prezesem -
która miała wspierać jadącą na mistrzostwa w glorii reprezentację Trynidadu.
Zdaniem lokalnych żurnalistów na rachunek firmy przelano setki milionów
dolarów. Sama kampania, sponsorująca drużynę narodową, pochłonęła około dwustu
milionów. Tymczasem, wyciągi z kont wykazały, że gdzieś przepadła połowa tej
sumy. Oszukano nawet zawodników kadry, którzy nigdy nie uzyskali obiecanych im
wynagrodzeń.
W sieci powiązań
Kiedy
Warner w latach dziewięćdziesiątych został mianowany szefem swojego regionu, żarliwie
popierał Seppa Blattera w wyborach prezydenckich – załatwił mu podobno
trzydzieści głosów. To nie Szwajcar jednak odegrał kluczową rolę w ujawnieniu
spisku, mającym go obalić.
Trynidadczyk
wpadł, bo oprócz obciążających zeznań świadków - zwierzchników federacji - do
akcji wkroczył Chuck Blazer, który tym razem nie zamiótł, swoim zwyczajem,
sprawy pod dywan. Obu panów od dawna łączyły silne więzy i wspólne interesy.
Gdy Amerykanin pomógł zasiąść Warnerowi na fotelu prezydenta strefy CONCACAF,
ten zrewanżował się i uczynił go sekretarzem generalnym. A będąc pod parasolem
ochronnym Szwajcara, kręcili lody w najlepsze.
Blazer
pobierał dodatkową pensję i premie od Karaibskiej Unii Piłkarskiej, niezależnej
od futbolowego regionu Ameryki Północnej, za którą stał wspomniany Warner.
Życie sekretarza kosztowało krocie, od 1998 roku na prywatne cele przeznaczył
15 milionów dolarów.
Luksusowe
apartamenty w Nowym Yorku, Miami i na Bahamach, odnowiony za 80 tysięcy funtów
zabytkowy model Mercedesa, garażowany i zarejestrowany w Szwajcarii – na to
wszystko stać było Amerykanina. Nazywany „Panem 10%”, bo tyle prowizji inkasował
od intratnych umów zawieranych w jego rewirze. Postawiono mu zarzut defraudacji
21 milionów dolarów. W ciągu ostatnich pięciu lat wypłacił sobie prawie
dziesięć milionów bonusów, w samym 2010 roku przyjął około dwóch milionów.
Persona non grata
FIFA
to środowisko, gdzie wszystkich wiążą wzajemne powiązania, a każdy wysoko
postawiony oficjel wspiera jak tylko może innego wysoko postawionego oficjela.
Wielu z nich łączyła mocna zażyłość, ale tym razem służalczy charakter Blazera
wziął górę i przyjaciel doniósł na przyjaciela. Jack Warner – niegdyś bliski
znajomy i współpracownik Blattera – nagle stał się persona non grata.
Na
tym jednak cyrk na Karaibach się nie skończył. O tym jak ciężko wkupić się w
łaski grubych szych świata piłkarskiego i jeszcze trudniej się im sprzeciwić,
przekonał się Lisle Austin.
Kiedy
Warner rezygnował z posady prezydenta, na jego miejsce wskoczył pochodzący z
Barbadosu Austin. Rządy zaczął w najgorszy możliwy dla siebie sposób, od
niefortunnego wywalenia Blazera. W odpowiedzi Amerykanin zakazał mu wstępu do
biura organizacji. Ten skierował sprawę do sądu i ją wygrał. Wtedy wkroczyła FIFA,
która zawiesiła nowego bossa w obowiązkach, tłumacząc, że nie powinien używać
sądów cywilnych w rozwiązywaniu wewnętrznych sporów. Mówiąc dobitniej: brudy
mogą być prane wyłącznie we własnym otoczeniu, a sam Austin sprawiał
niepotrzebne kłopoty.
Jego
prawnik, Barry Blum, całe zamieszanie komentował przed kamerami, dając upust
swej złości: „Postępowanie FIFA to pokazowy proces rodem ze Związku
Radzieckiego lub z faszystowskich reżimów. Ona stawia się ponad prawem, a prawa
jednostki są nieistotne”.
Cichym ścigałem ich lotem
Manipulowanie
głosami przy wyborze gospodarzy kolejnych mundiali, sprzedaż praw do transmisji
po zaniżonej cenie, podejrzane umowy i wielomilionowe łapówki – jeszcze nigdy w
szeregach FIFA nie było równie gorąco. Pięścią w stół uderzył w końcu Sepp Blatter
i zapowiedział gruntowne zmiany. Przeciwko korupcji miał wytoczyć naprawdę
ciężkie działa. Tymczasem ich siła rażenia okazała się nie większa niż pistolecików
na wodę. A instytucja futbolowa po prostu niereformowalna.
Najpierw
współpracę podjęła z nią Transparency International, międzynarodowa organizacja
badająca i zwalczająca korupcję, ale chwilę później wycofała się, rozczarowana
postępowaniem rządzących. Potem powołano niezależną komisję, której działania
również spełzły na niczym.
Alexandra
Wrage, antykorupcyjna konsultantka, której zadaniem było oczyszczenie związku,
zrezygnowała z pracy po zaledwie dwunastu miesiącach. Przed kamerami ESPN wyjaśniała:
„FIFA pozostaje zamkniętym środowiskiem, które napędza własne problemy od
środka. Nie miałam wpływu na nic. To najmniej produktywny projekt, w jakim
brałam udział”.
Jej
propozycje zostały odrzucone jedna po drugiej. Zmianom proponowanym w celu
usprawnienia skostniałej federacji piłkarskiej sprzeciwiła się sama góra.
Kategorycznie odrzuciła możliwość ujawnienia całkowitego wynagrodzenia oraz premii,
twierdząc, że opinia publiczna nie ma prawa znać ich pensji. Nie zgodziła się
ponadto, aby na doroczne zjazdy wpuścić obserwatorów z zewnątrz. Nie spodobała
się im także sugestia, aby wprowadzić ograniczenia wiekowe dla działaczów i
zwiększyć zatrudnienie kobiet.
Pomysłodawca
inicjatywy „ChangeFIFA”, David Larkin, postępowania instytucji nazwał farsą: „Jeśli
zapytać ekspertów antykorupcyjnych z całego świata, to żaden nie uznałby reform
FIFA za poważne. Ona zignorowała nawet propozycje swoich osobistych doradców” – opowiadał dla niemieckiej stacji DW-TV.
„To
śmieszne, że FIFA cieszy się ze statusu organizacji sportowej non-profit.
Obecnie to przedsiębiorstwo kierowane przez złodziejskich baronów, którzy nie
mają poszanowania dla etyki i uczciwości. Władza to wszystko, co ich interesuje”
– stwierdził w wywiadzie dla „The Independent” Barry Blum, prawnik Austina.
Andrew
Jennings - reporter śledczy, od lat zajmujący się ciemną stroną sportu, węszący
nieustannie w królestwie Seppa Blattera i wywlekający na wierzch kolejne krętactwa,
znany z tekstów obnażających nieuczciwe praktyki w FIFA oraz programu
telewizyjnego „FIFA’s Dirty Secrets” - jest zdania, że pod tą przykrywką farsy,
kryje się chytry plan Szwajcara. „Reformy
Blattera, zainicjowane i kontrolowane przez niego pomimo głośnych skandali
korupcyjnych, są bez znaczenia. Miały one pomóc jedynie w utrzymaniu go przy władzy”
– oświadczył na łamach „The Independent”.
Pieniądze lubią ciszę
Jeżeli
słowa Jenningsa przyjmiemy za prawdziwe, to Blatter osiągnął właśnie pełnię
szczęścia. W komitecie nie zasiada już, choćby jedna osoba, która mu się swego
czasu sprzeciwiła. Wzburzenie i krytyka ucichły, podobnie jak korupcyjne
wpadki.
Majstersztykiem
Szwajcara było wyciszenie afery szytej naprawdę grubymi nićmi jeszcze z
ubiegłego wieku. Firma ISL między 1992 a 2000 rokiem regularnie płaciła łapówki
oficjelom FIFA w zamian za kontrakty i umowy warte miliony. Skończyło się na
rezygnacjach João Havelange’a
i Ricardo Teixeiry oraz dwu i pół milionowej rekompensacie. A w cały „deal”
mogło być zamieszanych znacznie więcej osób.
A
korupcja? Nieuczciwa gotówka, której obrót w szeregach FIFA raczej się jeszcze
nie zakończył? A czy można z tym wygrać? – zada pytanie Blatter. Wziąwszy pod
uwagę opinię twórców dokumentu „Sieć, czyli jak wygrać z korupcją”, którzy
stwierdzili, że łapówkarstwo jest niejako wpisane w zachłanną i pazerną naturę
człowieka, nie ma na to najmniejszych szans. A chciwość działaczów nie zna
granic. Nicolás Leoz, w
trakcie wyborów gospodarza mundialu 2018, w zamian za głos na Anglię zażyczył
sobie tytułu szlacheckiego.
Witam! Ciekawy artykuł. Zaczynam blogowanie i szukam inspirujących blogów o piłce nożnej. Zapraszam do mnie i jako starszego kolegę "po fachu" proszę o jakieś słowa, czy idę w dobrym kierunku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i jeszcze raz zapraszam :)
http://pilkatotwojapasja.blogspot.com/
Siema, fajny blog. Zapraszam na swojego http://boisko.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam, licze na jakies podpowiedzi. Pozdrawiam
Witam zapraszam do współpracy z cafejka.com , proszę o mail na brylowskiadam@o2.pl
OdpowiedzUsuńNiestety, tam gdzie są duże pieniądze, jest i korupcja, w UEFIE jest po prostu w miare dobrze zamiatana pod dywan ;)
OdpowiedzUsuńProblem jest w tym, że nad FIFĄ nie ma żadnego ciała arbitrażowego, a do tego są instytucją ponadnarodową, co powoduje, że tym ciężej zwalcza się w niej korupcję
OdpowiedzUsuń