Zapomnij
o Parmie tonącej w długach, o ogłoszonym bankructwie, o odwołanych meczach,
kiedy zawodnicy nie mieli czym na nie pojechać, wymaż z pamięci przykrości typu
dwukrotna sprzedaż klubu za jedno euro czy trzech właścicieli na przestrzeni
kilku miesięcy, z których każdy kolejny okazywał się gorszy od poprzedniego.
Zamknij oczy i odpręż się. Daj odpocząć swojej udręczonej piłkarskiej duszy.
Wspomnień czar
Przypomnij
sobie stare, dobre czasy. Wróć do lat dziewięćdziesiątych. Czujesz to? Stadion
wibrujący i kipiący od emocji. Rozanielony tłum, co rusz wpadający w zachwyt,
gdy na boisku czarowali Gianfranco Zola, Juan Sebastián Verón czy Hernán Crespo. Cofnij się do maja 1999 roku,
do finału Pucharu UEFA. Odnajdź w swych wspomnieniach akcję rozstrzygającą losy
pojedynku, Lilliana Thurama sunącego prawą stroną boiska, Veróna dośrodkowującego w pole
karne, doskonały, mylący rywala, ruch bez piłki Crespo i bombę Enrico Chiesy.
Tak, nie było czego zbierać z murawy, po Marsylii zostały tylko zgliszcza.
Czułeś
się wtedy kimś wyjątkowym. Szczęściarzem ze 170-tysięcznego miasteczka, który
nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Rzeczywiste przenikało się z nierzeczywistym,
zwykła codzienność z futbolową bajką, która zdawała się nie mieć końca. Twój
ukochany zespół nie bał się nikogo na Półwyspie Apenińskim, wszak bramki
strzegł wówczas Gianluigi Buffon, a obroną dyrygował Fabio Cannavaro. Drużyna
była wizytówką kraju w Europie, siała postrach na obcych stadionach i
kolekcjonowała trofea. Dwa Puchary UEFA, Puchar Zdobywców Pucharów, Superpuchar
Europy, a do tego puchary we Włoszech. Ile ich było łącznie w trakcie dekady, w
ciągu lat 1992-2002? Osiem. Osiem wspaniałych triumfów, które wryły się w twoją
pamięć po wsze czasy.
I
potem wszystko pękło niczym bańka mydlana. Nagle i niespodziewanie. To smutne,
co spotkało Parmę. Potęga budowana przez dekady przez człowieka, który zaczynał
w sklepie spożywczym, zdychała w jednym krótkim, kilkutygodniowym momencie.
Wydawało się, że Calisto Tanzi ma nosa do biznesu, wszak zza sklepikarskiej
lady wybił się do właściciela jednej z najprężniej działających firm na Starym
Kontynencie – w latach świetności zatrudniającej ponad 30 tysięcy ludzi w
parunastu państwach. Wydawało się - to właściwe słowo, gdyż Parmalat kończył z
14-miliardowym długiem, a prezydent z kilkunastoletnim wyrokiem skazującym.
Smród życia
Wróćmy
jednak do lat świetności przedsiębiorstwa, które zbiegły się z najlepszymi
czasami Parmy. Tanzi łożył wtedy na klub bez opamiętania. Ogromne sumy. Z
ligowego szaraczka pałętającego się przez wieki po niższych klasach
rozgrywkowych, szybko zrobił klub przez duże K. Cóż z tego – powiesz sobie w
duchu – skoro to wszystko zbudowano na fałszywych pieniądzach, na obietnicach,
które w gruncie rzeczy okazały się nieprawdziwe, jedynie słowami rzuconymi na
wiatr. To raptem garść pięknych futbolowych chwil, które i tak znikną niczym
łzy na deszczu – pomyślisz.
Mimo
to powinieneś wiedzieć, że każde, nawet najgorsze doświadczenie jest ważne.
Niesie ze sobą naukę, hartuje ducha i buduje charakter. Pamiętaj, że co cię nie
zabije, to cię wzmocni. Może i Parmalat upadł, lecz Parma przetrwała, nie
zatonęła, utrzymała się na powierzchni. Ogłosiła niewypłacalność, zmieniła
nazwę z AC na FC Parma – wszedł komisarz - i grała dalej w Serie A.
Cóż
z tego – stwierdzisz ponownie. Każdego roku zespół tracił swojego największego
gwiazdora. Odchodzili Crespo, Verón,
Buffon, Cannavaro, a potem Adriano, Adrian Mutu i Alberto Gilardino. Każdy kolejny
sezon wydawał się bledszym odbiciem poprzedniego, uśmiech na twojej twarzy
gościł coraz rzadziej, tak jak coraz rzadziej na boisku można było spotkać
gwiazdę z prawdziwego zdarzenia, piłkarza pełną gębą.
Westchnąłeś.
Wiem, wkrótce nastąpił spadek do drugiej ligi. Ciążyło to nad wami niczym
nieuchronne fatum w dowolnej chwili gotowe odebrać resztki nadziei jednym
chirurgicznym cięciem. Smród życia, odpowiesz, który ciągnął się za wami od
momentu upadku Parmalatu. Mimo wszystko spójrz na przyszłość, czyż nie ona jest
najważniejsza. Rok później twoi ulubieńcy są z powrotem w Serie A. Pojawił się
nowy szef, Tomasso Ghirardi. Rozumiem, okazał się diabłem w skórze anioła. Ale
nieszczęścia tak samo chodzą po klubach, jak i po ludziach.
Za ostatni grosz
Zanim
jednak zaczniesz wieszać na nim psy, przypomnij sobie z jakim mozołem budował
zespół. Owszem, nie był najlepszym skarbnikiem - kiedy przejmował drużynę jej
zadłużenie wynosiło 16 milionów, sprzedawał ją z przeszło dziesięciokrotnie
większym długiem – a jego pomysł na finansowanie nieudany i karygodny. Pomylił
się srogo, gdy w latach 2013-2014 próbował wyskubać trochę grosza, biorąc
udział w 450 futbolowych transakcjach, a potem oddelegowując zawodników do zaprzyjaźnionych
ekip z niższych lig. Sądził, że na tym zarobi, a wpędził tylko zespół w
tarapaty bez wyjścia - przecież nadal zarejestrowanych jest tam ponad dwustu
graczy. To on tymczasem sprowadził znane nazwiska, jak chociażby Antonio
Cassano, i to za jego schedy drużyna zajęła szóste miejsce w lidze.
I
tak rozpoczyna się twój prawdziwy koszmar, lokalna prasa pisze dziś o
najobrzydliwszych czasach w historii. To prawda, nie zapominaj jednak, że stal
hartuje się w ogniu. Tak ty po każdym niepowodzeniu stajesz się silniejszy. Już
żadna wichura, która będzie targała twoją ukochaną drużyną jeszcze
niejednokrotnie, nie będzie w stanie cię ruszyć. Słowem: jesteś gotowy na
wszystko.
Wskaż
mi drugi taki zespół, który po bardzo udanym sezonie wyrzuca się z europejskich
pucharów za niezapłacony podatek, który na przestrzeni paru miesięcy dwukrotnie
zmienia właściciela i sprzedaje się go za jedno euro. Gdzie mecze się odwołuje,
bo władz nie stać na opłatę dla firmy dostarczającej stewardów, a piłkarze nie
mają czym jechać na spotkania wyjazdowe, bo komornik zarekwirował klubowe
pojazdy. Gdzie zawodnicy, którym może i brakuje umiejętności, są niesłychanie
oddani sprawie i od czerwca ubiegłego roku grają za darmo. Nie mają w dodatku
na czym ćwiczyć, gdyż komornicy zajęli również sprzęt z siłowni, położyli łapę
nawet na ławkach trenerskich. Gdzie nie ma ciepłej wody, pieniędzy na prąd i
gaz, a w szatniach panuje bałagan, ponieważ personel sprzątający nie otrzymuje
wypłat. Gdzie w klubowej kasie zostało zaledwie 40 tysięcy euro.
Tak,
w Parmie wywrócono wszystko do góry nogami, panuje ustawiczne pomieszanie z
poplątaniem, nikt tam nie ma pojęcia, kto jest aktualnym prezydentem, skąd
pochodzi, czy ma kasę i ureguluje długi, czy nie posiada nic poza jałowymi
obietnicami, czy gracze są nadal w drużynie, trenują i czy pojadą na mecz. Tam
nie wiedzą nawet chyba, jaki mają dziś dzień, poza tym, że to kolejny dzień
kryzysu.
Gorzej być nie może
Spójrz
na to z innej strony – trudności i przeciwieństwa losu są po to, by je
pokonywać, a twój zespół najgorsze ma już za sobą. Nietrafione decyzje klubu
muszą kiedyś się skończyć. Parmie nie przytrafi się już drugi Rezart Taçi, Albańczyk, szef
nieznanej nikomu rosyjsko-cypryjskiej kompanii, który przez dwa miesiące
prezydentury ani razu nie pojawił się w klubowej siedzibie, a z piłkarzami oraz
trenerami nie zamienił choćby jednego słowa. Albo Giampiero Manenti, szachraj
aresztowany za wyłudzanie pieniędzy z fałszywych kart bankowych, wymachujący
świstkami świadczącymi o tym, że na drużynę przeznaczy sto milionów, których w
ostateczności nikt tam nie powąchał.
19
marca Parma ogłosiła bankructwo. To nie koniec świata, to tylko sekwencja
niefortunnych zdarzeń i zgraja nieodpowiedzialnych ludzi, konsekwencja ich
złych decyzji z przeszłości, której i tak nie zmienisz. Poczuj się oczyszczony.
Ten rozdział się kończy i następuje katharsis. Czujesz się odprężony,
niekoniecznie szczęśliwy, bo Parmę czekają ciężkie chwile. Wiesz jednak, że
kluby upadają po to, by powstać. Tak jak zrobiły to Fiorentina i Napoli. Masz
ponadto świadomość, że futbol to dyscyplina cykliczna. Znasz chyba słowa
pewnego słynnego koszykarza, te, że ponosił porażkę za porażką i to dlatego
odniósł sukces. Pomyśl, że dla twojego zespołu to czas porażek, za którymi
kiedyś być może stanie sukces.
Policzę
teraz do dziesięciu. Kiedy skończę, otworzysz oczy i przywitasz nową starą
rzeczywistości, która nigdy nie była łatwa. Pamiętaj, że koniec pewnej ery,
zawsze jest początkiem innej.
Świetny artykuł. Szkoda, że to wszystko tak się kończy. Klub z wielką historią, a jeszcze niedawno z wielkimi nazwiskami.
OdpowiedzUsuńOgromna szkoda zakończenia... muszę przyznać, że tęsknię z czasami kiedy włoskie kluby królowały na europejskich boiskach.
OdpowiedzUsuńTo już chyba trochę przeszłość
OdpowiedzUsuń