Jedni
padają jak muchy po 45 minutach gry przy trzydziestostopniowym upale na
stadionie z zamkniętym dachem. Dla innych takie warunki oznaczałyby czystą
przyjemność. Grali tam, gdzie grać po prostu się nie dało. A ich najpodlejszym
wrogiem był brak tlenu. Nauczeni doświadczeniem wiedzą, że ludzkie wyobrażenie o
boskim porządku świata jest mylne. Piekło nie znajduje się głęboko pod ziemią,
ale gdzieś w górze, na wysokości kilku tysięcy metrów. A na imię mu La Paz lub
Quito.
Nieznośna lekkość bytu
Ekwador
w meczach wyjazdowych w kwalifikacjach do mundialu w Brazylii uciułał okrągłe
trzy punkty. Poza własnym terytorium nie wygrał żadnego z pojedynków
eliminacyjnych. Gdyby nie spotkania u siebie, w których uzyskał pozostałe 22
punkty, jego awans na mistrzostwa nie mógłby dojść do skutku.
To
z położonego na wysokości 2850 metrów nad poziomem morza Quito, stolicy państwa,
uczynił fortecę nie do zdobycia, której główną broń stanowi rozrzedzone
powietrze. W kwalifikacjach do przyszłorocznego oraz do trzech poprzednich
mundiali - na 36 meczów tam rozegranych - przegrał zaledwie trzykrotnie.
Ostatni raz na arenie w Quito poniósł porażkę cztery lata temu.
Nawet
takie futbolowe supermocarstwa jak Argentyna bądź Brazylia cierpią katusze, gdy
tylko lecą w wysokie Andy. Mają problemy nie tyle, by wywieźć dobry rezultat,
co w ogóle pojedynek przetrwać. Pierwsi z Ekwadorem nie zwyciężyli od 2001,
drudzy od 2006 roku. Wysokogórskie trudy spowodowały również wiosnę cudów w
2008 roku. Wówczas LDU Quito, ku zaskoczeniu wszystkich, sięgnęło po Copa
Libertadores. Klub, który przez przeszło trzy dekady nie potrafił doczłapać się
do półfinału tego pucharu.
Tam
wysoko życie piłkarskie dla miejscowych jest najwidoczniej nieznośnie lekkie i
przyjemne. Kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, kiedy zespoły zstępują na
ziemię. Ekwador w ostatnich pięciu sezonach poza swoim krajem triumfował
jedynie sześć razy, z czego czterokrotnie w sparingach.
Jeszcze
gorzej na wyjazdach radzi sobie Boliwia, która na obcym stadionie po raz
ostatni wygrała w 2008 roku. A na zwycięstwo w spotkaniu eliminacyjnym czeka znacznie
dłużej - już dwadzieścia lat.
To
ekipa od dawien dawna pod względem futbolowym mizerna, która z własnego obiektu
w La Paz, ze zlokalizowanego na wysokości 3 tysięcy 600 metrów nad poziomem
morza Estadio Hernando Siles, uczyniła prawdziwe piekiełko. To tam zdobyła 53 z
58 punktów uzyskanych w kwalifikacjach do przyszłorocznych oraz do trzech ubiegłych
mistrzostw. To tam rozgromiła Brazylię, Argentynę, Urugwaj czy Kolumbię.
Potrafiła ponadto, będąc gospodarzem, wtargnąć do finału Copa América w 1997 roku i głównie
dzięki meczom u siebie awansować na mundial w 1994 roku.
Międzynarodowa chryja
Diego
Armando Maradona właśnie w La Paz przeżył jeden ze swoich najczarniejszych koszmarów.
To było czwarte spotkanie Argentyny pod dowództwem „Boskiego Diego” i jedna z najwyższych
porażek tej reprezentacji w historii. W 2009 roku dostała łomot od Boliwii 1-6,
a Maradona mógł wówczas zakwestionować boży plan. Mógł z pełną stanowczością
stwierdzić, że piekło znajduje się tam na górze, w chmurach, parę tysięcy metrów
nad poziomem morza.
A
jeszcze w 2008 wspierał protest państw leżących w Andach, które otrzymały zakaz
rozgrywania meczów na dużej wysokości. Zagrał godzinę w pokazowym spotkaniu na
Estadio Hernando Siles, udowodniając tym samym FIFA, że jeśli 47-letni wtedy
człowiek umiał wybiegać tyle minut na boisku, to młodsi i profesjonalni gracze
nie powinni mieć większych problemów, żeby wytrzymać trudy całego pojedynku.
Rok
wcześniej Sepp Blatter i spółka ogłosili, że to zdecydowanie za wysoko, aby
bezpiecznie grać w piłkę. Dwa i pół tysiąca metrów – tyle ich zdaniem wynosił
próg bezpieczeństwa. Rozporządzenia uderzyły w takie kraje jak Boliwia, Ekwador
i Kolumbia, które zostały pozbawione możliwości występów we własnych stolicach.
Najpierw
wielkie wzburzenie wybuchło w Boliwii. Do głosu doszedł prezydent państwa,
pasjonat tej dyscypliny, który nowe przepisy określił mianem futbolowego
apartheidu. „Ta kara uderza nie tylko w Boliwię, ale także w powszechność
sportu” – grzmiał przed kamerami lokalnych stacji telewizyjnych - „Nie możemy
pozwolić na dyskryminację. Nie możemy zezwolić na wykluczenie ze świata
sportu”.
Potem
gorączka rozlała się na inne kraje, doprowadzając do głośnego, międzynarodowego
sporu. Niemal wszystkie – prócz Brazylii, której kluby protestowały już
wcześniej i groziły wycofaniem się z Copa Libertadores, gdyż nie chciały występować
gdzieś w Andach - zgodziły się nie zwracać uwagi na restrykcje, jeżeli będą
miały tydzień czasu na aklimatyzację swoich zawodników.
W
czerwcu 2007 FIFA zwiększyła próg wysokości do trzech tysięcy metrów, a w maju 2008
zakaz cofnęła, na skutek listu protestacyjnego podpisanego przez wszystkie,
oprócz brazylijskiej, federacje należące do strefy CONMEBOL. Sepp Blatter, by
załagodzić chryję powiedział wtedy, że ograniczenie zostaje tymczasowo zdjęte,
ponieważ niezbędne są dalsze studia nad tym, jaki rzeczywiście wpływ na
organizmy graczy ma wysokość.
Wiedza to potęgi klucz?
Tego
roku oznajmił, że nie jest to już sprawą FIFA, bo naukowe badania nie dawały
jasnych i jednoznacznych odpowiedzi. Czysto teoretyczne rozważania nie
uwzględniały, bowiem poziomu rywalizujących ze sobą drużyn. A przecież dla o
wiele potężniejszych pod względem piłkarskim zespołów Argentyny i Brazylii,
które podróżowały do ekip po prostu mizerniejszych, nawet wysokość nie powinna
być większą przeszkodą w wygrywaniu.
Analiza
prawie tysiąca pięciuset meczów rozegranych w Ameryce Południowej na
przestrzeni stu lat, której dokonał Patrick McSharry, doktor z Uniwersytetu w
Oxfordzie, również nie doprowadziła do niczego poza zupełnie zdumiewającymi wnioskami.
Okazało się, że równie ciężka, co gra w wysokich rejonach dla reprezentacji do
tego nieprzyzwyczajonych, może być wyprawa i występy na terenach nizinnych dla drużyn
grywających przeważnie w wysokich górach.
Ogląd
sytuacji jeszcze bardziej gmatwają statystyki, które z jednej strony dowodzą,
że gra na dużej wysokości nie pozostaje bez znaczenia - Boliwia w La Paz uzyskała
o 45% więcej punktów niż na obiektach położonych nieco niżej, Ekwador w Quito wykazywał
się lepszą o 30% skutecznością zwyciężania. Z drugiej jednak strony nie każdej
reprezentacji wysokość i trudne warunki służą. Kolumbia w wysokogórskiej Bogocie
zdobyła do tej pory o 20% mniej punktów, a swoje spotkania woli rozgrywać w nizinnej
Baranquilli.
Podróż do piekła
Wiedza,
liczby, statystyki i naukowe analizy nie mają tu tak naprawdę nic do rzeczy, bo
tam wysoko anomalie dotyczą niemal wszystkiego, nawet tego jak się zachowuje
futbolówka. A ta porusza się szybciej, leci dalej i obraca się wolniej, tak, że
nie chce się słuchać samego Lionela Messiego. On w La Paz czy Quito nie strzelił
jeszcze gola i chyba nigdzie indziej za każdym razem nie wygląda na równie
bezradnego.
Argentyna
w obecnych eliminacjach z Boliwią zremisowała, ale gwiazdor Barcelony, co chwila
musiał przystawać i nabierać tchu. Angel di Maria z kolei potrzebował pomocy
lekarskiej i dodatkowej porcji tlenu. Po meczu Messi skwitował w wywiadzie dla
ESPN: „To straszne grać na takiej wysokości”. Na szczęście dla niego, to
piłkarskie piekło, leżące grubo ponad trzy tysiące na ziemią, odwiedza nie
częściej niż dwa razy do roku.
Bardzo dobry tekst, przyjemnie się czyta. Zapraszam również do mnie, www.antysezonowiec.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń