Syndykaty
podbiły wszystkie kontynenty, lecz swoimi mackami oplotły nie tylko wszelkiego
rodzaju rozgrywki piłkarskie, ale także uskrzydlone rozwojem internetowych witryn
oplotły każdego rodzaju typy – liczbę strzelonych goli w pierwszej i drugiej
połowie, maksymalną ilość bramek czy nawet zakłady na żółte i czerwone kartki.
To superorganizacje nastawione na milionowe zyski, które nie lubią tracić
pieniędzy. Do tego stopnia, że gdy coś nie idzie po ich myśli, to potrafią
wyłączyć na stadionie światła.
„Tak
straciłem 3 miliony”- skwitował wydarzenia z meczu Fenerbahçe z Barceloną sprzed 12 lat Dan Tan Seet
Eng. W wywiadzie dla niemieckiego magazynu „Der Spiegel”, który przeprowadzono
za pomocą chatu, przyznał, że postawił grubą forsę na potyczkę w Stambule, na
to, że padną w nim mniej niż trzy bramki. Kiedy sprawy przybrały niepomyślny
dla niego obrót - hiszpańska drużyna wygrywała 3:0 – zlecił technikom
obsługującym obiekt i uprzednio przekupionym, aby wyłączyli na stadionie
oświetlenie. Światła zgasły w 70 minucie, usterkę jednak naprawiono w ciągu 20
minut i spotkanie ostatecznie dokończono.
Takie
rzeczy zdarzały się już wcześniej. W sezonie 1997/1998 angielską ligę nawiedziła
seria awarii reflektorów na obiektach sportowych. Wyszło na jaw, że zamieszany w
to był biznesmen połączony z przestępczym podziemiem Azji. Awarie nastąpiły w
trzech pojedynkach – pomiędzy Charltonem a Liverpoolem, West Hamem a Crystal
Palace oraz między Wimbledonem a Arsenalem – w momencie, gdy rezultaty były niekorzystne
dla syndykatu „Far East”.
Fałszerski matrix
Jeszcze
nikt nie połknął czerwonej tabletki, nie przeniósł się do mrocznego świata
ustawiania meczów i nie prześwietlił go w pełni. O przypadkowości działań służb
walczących z kryminalnymi szajkami, świadczy śledztwo w Bochum. Miejscowa
policja przez zupełny przypadek natknęła się na organizację manipulującą wynikami.
Zajmowała się sprawą prostytucji, kiedy natrafiła na trop prowadzący do chorwackiej
bandy.
Dowodzi
to, jak niewiele jeszcze wiadomo o tajemniczym światku handlowania meczami.
FIFA i inne instytucje są tak naprawdę bezradne. Co gorsza, nie znamy
rzeczywistej liczby wypaczonych do tej pory spotkań. A dwa miliony wykryte w
Bochum, które miały zostać przeznaczone na łapówki, to zdaniem lokalnego
prokuratora zaledwie „wierzchołek góry lodowej”. W samych Niemczech gangi na
nielegalne zakłady wyłożyły rzekomo czternaście milionów funtów i uzyskały
przychód w wysokości 7 milionów.
W
procederze fałszowania wyników swój udział ma również podobno rosyjska mafia,
która m. in. wywiera naciski na hiszpańskich futbolistów i tenisistów. Rob
Wainwright, dyrektor Europolu, przyznał przed kamerami BBC: „Proceder
ustawiania meczów nie jest związany wyłącznie z jedną organizacją przestępczą z
Azji. Mamy podejrzenia względem rosyjskiej mafii. Przyglądamy się temu. Spoglądamy
również na bałkańskie bandy”.
Kryminalne
szajki przejmują całe ekipy, z których nie tylko czerpią zyski na zakładach,
ale także, które służą im jako pralnie brudnych pieniędzy. WikiLeaks w lutym
informowało, że amerykańska ambasada w Bułgarii ostrzegała, iż niemal wszystkie
bułgarskie zespoły są powiązane lub kierowane przez gangi, a liga skorumpowana
i niszczona przez fałszerstwa.
W
lutym na lotnisku w Mediolanie policja zatrzymała Amira Suljicia, jednego z
szefów złodziejskiej siatki działającej we Włoszech. Wracał z Singapuru, gdzie
spędził sporo czasu, będąc w kontakcie z bossami tamtejszych syndykatów
bukmacherskich, m. in. z Dan Tan Seet Engiem, jego bliskim współpracownikiem.
Friedhelm
Altans, niemiecki oficer zajmujący się śledztwem, na łamach serwisu
internetowego BBC osoby manipulujące wynikami określił mianem gangsterów:
„Odkryliśmy, że wielu podejrzanych było wcześniej zamieszanych w międzynarodowy
handel narkotykowy, lecz zaczęli ustawiać pojedynki, bo dawało to łatwiejszą i
większą kasę, i nie było to dla nich tak ryzykowne”.
W
Chinach korupcja i handel meczami trwają w najlepsze, gdyż za wszystkim stoją
tam oficjele rządowi, którzy robią to ze względu na polityczne koneksje. „Mogą
poprosić prezesa klubu, by wyrzucił piłkarza, który się nie słucha” – opowiadał
dla „The Guardian” Ma Dexing, zastępca redaktora naczelnego w chińskim
magazynie „Titan Weekly”.
Przestępcza sieć
Chris
Eaton, dyrektor Międzynarodowego Centrum Ochrony Sportu, w rozmowie z
dziennikarzami BBC wyjaśniał, że jeśli kiedyś manipulowano rezultatami głównie
z powodów sportowych, np. awansu bądź spadku drużyny, tak obecnie spotkania
ustawiają ludzie chciwi, których głównym celem staje się robienie milionów na szemranym
interesie. Tłumaczył dalej, że, o ile hazard można dosyć dobrze kontrolować w
niektórych regionach świata jak Europa, o tyle potężny rynek azjatycki jest po
prostu niekontrolowalny.
Tamte
rynki bukmacherskie należą do największych i najbardziej wyrafinowanych, gdzie
obstawianie jest nie tylko biznesem czysto gotówkowym, ale zwłaszcza środkiem wykorzystywanym
przez strony internetowe oraz platformy mobilne i społeczne. Co powoduje, że problem
przybiera postać globalną. Syndykaty planują i finansują ustawianie meczów z
zupełnie różnych części kuli ziemskiej. Wszystko organizuje się w Singapurze, lecz
dotyczy np. starcia na Węgrzech, typy z kolei są przyjmowane w Australii, a
pieniądze idą w jeszcze inne miejsce.
O
samym procesie manipulowania pojedynkami na wyspach pisał korespondent sportowy
BBC, Dan Roan. Jego zdaniem organizacje wysyłają swoich ludzi do Anglii, żeby
szukali piłkarzy z niższych lig, którzy mogą być podatni na korupcję. Po
znalezieniu takiego futbolisty, otrzymuje on propozycję wypaczenia meczu za
kilka lub kilkadziesiąt tysięcy funtów – najczęściej chodzi o ilość goli i
żółte kartki. Zaufany człowiek ogląda następnie spotkanie z wysokości trybun i
czeka na sygnał. Jeżeli oszustwo ma zostać dokonane, przekupiony zawodnik dostaje
w pierwszych minutach żółty kartonik. Kanciarz dzwoni wówczas do szefów w Azji
i mówi, że wszystko jest gotowe. Zakłady są, więc umieszczane.
To
właśnie sposób funkcjonowania i sama struktura syndykatów nastręcza policji
ogromnych kłopotów. Jeśli ktoś wpadnie, to nie ma bladego pojęcia o swoich
pobratymcach piłkarskich zbrodni. Bukmacherzy odbierają jedynie zakłady. Ich rola
to zbieranie kasy od graczy i wykonywanie płatności. Od ludzi wyżej
postawionych otrzymują kursy i na podstawie nich przyjmują typy. Oni zaś
zarządzają paroma bukmacherami i działają w różnych miastach czy regionach. Dostają
informacje o kursach od całkiem innych osób, będących jeszcze wyżej w łańcuchu złodziejskiej
siatki. Nikt tam nie zna się nawzajem.
Osadzony
i przesłuchiwany na Węgrzech Wilson Raj Perumal - człowiek, który z Czarnego
Lądu uczynił swój przyczółek, gdzie władał dziesięcioma drużynami i
reprezentacjami - przez wiele lat pozostawał bezkarny i kompletnie nieosiągalny
dla służb. Po świecie podróżował podobno z walizką wypchaną forsą i fałszywymi
paszportami. Afrykańskich przekrętów dokonywał z mieszkania w Londynie,
położonego nieopodal stadionu Wembley. Rekrutował sędziów, korumpował oficjeli,
jego działalność obejmowała także pobicia i zastraszenia.
Cyrograf z przestępcą
Dzisiejsze
sposoby nakłaniania zawodników do ustawiania meczów, nie są już tak przyjemne,
jak kuszenie wielotysięcznymi łapówkami. Dzisiaj, według raportu FIFPro,
piłkarzom w niektórych zakątkach kuli ziemskiej nie płaci się przez miesiące, a
często są oni dodatkowo szantażowani. Zgodnie ze słowami Jonathana Mashingaidze,
niegdyś prezydenta federacji futbolowej w Zimbabwe, reprezentanci tego państwa
w 2009 roku zostali zastraszeni bronią palną. Pistolety w ich stronę wymierzyli
członkowie tamtejszego związku piłkarskiego.
Były
chorwacki gracz, Mario Čižmek, opowiadał, że zgodził się sprzedać mecz, po tym jak jemu i
jego kolegom z zespołu przez rok nie wypłacano pensji. Serbski futbolista,
Boban Dmitrović, zwierzał się, że wielokrotnie widział, jak serbskie kluby
ugadywały się i jeszcze przed pierwszym gwizdkiem ustalały wynik rywalizacji.
„Tuż przed potyczką przekazywano informacje zawodnikom. Musieli współpracować,
gdyż w przeciwnym wypadku ich kariery byłyby poważnie zagrożone” – tłumaczył na
łamach serwisu FIFPro.org.
W
ubiegłym roku pracownicy FIFPro przepytali łącznie 3 tysiące 357
profesjonalnych graczy, występujących w Europie Wschodniej i odkryli, że 41% z
nich nie otrzymuje wynagrodzenia w czasie, a 12% wyjawiło, że dostało
propozycję sprzedania spotkania.
Dwa
lata temu włoski obrońca, Simone Farina, stał się bohaterem narodowym swojego
kraju, kiedy media ogłosiły, że nie przyjął on 250 tysięcy euro łapówki. Cesare
Prandelli w ramach podziękowania za jego uczciwość zaprosił go na treningi
reprezentacji. To postawa zupełnie niespotykana w futbolowym światku drugiego
planu. A to tam najczęściej dochodzi do przekrętów i to tam wypacza się
najwięcej pojedynków.
Liczby nie kłamią
Oświadczenie
Interpolu, jakoby w Europie od 2008 roku ustawiono 380 spotkań, uznano w
niektórych środowiskach za kiepski żart. Wielu stwierdziło, że to statystyki
zdecydowanie zaniżone. Sportradar, kompania z Londynu, która monitoruje rynek
bukmacherski, kontroluje około 55 tysięcy meczów w ciągu roku, obserwuje 350 ogólnoświatowych
firm bukmacherskich, oszacowała, że na Starym Kontynencie każdego roku fałszuje
się prawie 300 starć. Każdego tygodnia w Europie manipuluje się przy jednym
procencie meczów, co daje liczbę dziesięciu na siedem dni.
FIFA
na dochodzenie i walkę z syndykatami przeznaczy 27 milionów euro. Ale czymże to
jest, jak tylko jedną czystą kroplą w skażonym oceanie. „Obecne szacunki, które
zawierają w sobie zarówno legalny jak i nielegalny rynek bukmacherski,
sugerują, że ten cały przemysł wart jest od około 700 miliardów do biliarda
dolarów” – oznajmił na łamach serwisu BBC Sport Darren Small, jeden z
dyrektorów firmy Sportradar.
Interpol
w trakcie operacji „Soga” przeprowadził prawie dwa tysiące nalotów, zarekwirował
27 milionów dolarów w gotówce i zamknął placówki zajmujące się nielegalnym
obstawianiem warte łącznie 2 miliardy. Jednak i to stanowi raptem jeden mały trybik
przeciw potężnej, korupcyjnej machinie. W samych Włoszech ustawianie pojedynków
wygenerowało dla mafii i syndykatów przychód w wysokości 2,6 miliarda dolarów.
Takiego zysku nie przyniosła nawet sprzedaż praw do transmisji mistrzostw z
2010 roku – 2,4 miliarda. Takiego dochodu nie przyniosą również prawda do
transmisji z mundialu w Rosji – 2,3 miliarda.
Bez nadziei i bez szans?
Ralf
Mutschke, szef działu ochrony FIFA, wyjawił, że zlekceważono zakres zakazanego
procederu. Amerykańskiej agencji prasowej „Associated Press” powiedział: „Nie
ma realnej szansy, by FIFA mogła walczyć z tą zorganizowaną przestępczością
samemu”. Następnie dodał, że potrzebna będzie większa pomoc od krajowych
organów ścigania. Wtórował mu komisarz ds. sportu Unii Europejskiej, który
stwierdził dobitnie: „Skala procederu stała się taka, że żadne państwo nie
poradzi sobie z tym problemem, działając na własną rękę”.
Chris
Eaton w rozmowie z reporterami BBC zauważył: „Każdy poszukuje srebrnej kuli,
jednej rzeczy, która rozwiązałaby wszelkie kłopoty, lecz nie ma czegoś takiego.
Ustawianie meczów i oszustwa hazardowe są ogromne, globalne i zorganizowane.
Możemy im przeciwdziałać jedynie będąc równie wielkimi, globalnymi i zorganizowanymi”.
Na koniec dodał: „Futbol jest w naprawdę katastrofalnym stanie”.
To
wszystko na myśl może przywodzić finałowe sceny filmu „Traffic”. Bo, tak jak
nie ma szans, by wygrać walkę z narkotykami, tak raczej nie ma co liczyć na
zwycięstwo z przestępczymi organizacjami ustawiającymi mecze.