Pokonali
Anglię na Wembley, trochę wcześniej nie dali się Hiszpanii, która remis dzięki
bramce Jesúsa Navasa uratowała w doliczonym czasie gry. W fazie
kwalifikacyjnej do przyszłorocznego mundialu znaleźli się na pudle, tracąc do
drugiej Kolumbii jedynie dwa punkty, a do pierwszej Argentyny cztery. Jeszcze
przed losowaniem mistrzostw Chilijczycy celowali w podium, a ich trener
przekonywał, że jego podopiecznych stać na naprawdę wielkie rzeczy.
Szaleniec uczy sztuki piłkarskiej
Nie
pojechali na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii - w eliminacjach znaleźli
się na dnie grupy - oraz na turniej w Niemczech. Były obrońca Chile, Elías Figueroa
w wywiadzie dla BBC Sport tłumaczył wówczas, że podstawowym problemem
reprezentacji jest brak stałej tożsamości futbolowej. „Próbowaliśmy udawać
Argentynę, naśladować Brazylię, kopiować grę Hiszpanii lub Niemiec. Nie było w
tym żadnej ciągłości”. Do momentu, aż przybył „El Loco”.
Marcelo
Bielsa trafił na idealnie podatny dla własnych śmiałych, piłkarskich teorii
grunt. Przychodził do kraju bez konserwatywnych, zakorzenionych od dawna w
świadomości ogółu futbolowych przekonań. Dostał czyściuteńkie płótno, które
mógł zamalować piłkarską wizją szaleńca, na którym do woli mógł rozrysowywać
swoje nieco ekscentryczne posunięcia taktyczne. Wreszcie poczuł się spełniony,
bo nie wylądował w państwie, gdzie uporczywie zarzucali mu, że w pierwszym
składzie nie wystawia Juana Romána Riquelme.
Lokalni
fani nie wytykali mu, że niektóre z jego pomysłów były nad wyraz odważne.
Raczej rozmiłowali się w futbolu spod ręki Argentyńczyka. Zachwyciła ich
błyskawiczna, pełna werwy gra, nastawiona na zdecydowany atak. Otrzymał on zawodników
przede wszystkim szybkich, dynamicznych, o nienagannej technice. I z tych
atutów uczynił główną i bardzo niebezpieczną broń. Jego zespół stosował zatem
wysoki pressing, od samego początku narzucał obłędny rytm oraz nieustannie
szukał przewagi i sytuacji na skrzydłach.
Bielsa
od razu do kadry wprowadził wielu obiecujących graczy młodzieżówki U-20, która
sięgnęła w 2007 roku po brązowy medal mistrzostw globu. Ukształtował ich
piłkarsko, a dzisiaj ta grupa dojrzewa w zastraszającym tempie. Alexis Sánchez,
Arturo Vidal i spółka coraz bardziej
dochodzą do głosu w futbolowym świecie.
Stolica bielsizmu
Argentyńczyk
śmiałymi koncepcjami oraz sporymi sukcesami – awans na mundial w RPA i wyjście
z grupy - kupił sobie nie tylko wdzięczność Chilijczyków, ale także ich podziw.
Przysłonił im cały świat. To wtedy rozpoczął się prawdziwy boom na styl gry Bielsy
i jego metody pracy. Każdy klub w kraju chciał mieć szkoleniowca, który byłby
wiernym wyznawcą „bielsizmu”.
To
trwało nawet wtedy, gdy nie dowodził już Chile. Jego wpływ na tamtejszy futbol
był tak duży, tak bardzo zakorzenił się w umysłach reprezentantów, że kiedy
głównodowodzącym mianowano Claudio Borghiego, który wyraźnie odcinał się od
filozofii poprzednika, to drużyna zaczęła ponosić wstydliwe porażki.
Seria
nieszczęść rozpoczęła się na Copa America w 2011 roku, gdzie w ćwierćfinale uległa
Wenezueli, a potem ciągnęła się w kwalifikacjach do mundialu, w których przytrafiło
się jej, aż pięć przegranych w dziewięciu spotkaniach. I były to porażki
naprawdę bolesne, jak wyjazdowe 1-4 z Argentyną i 0-4 z Urugwajem czy domowe
1-3 z Kolumbią.
„Chciał
być mądrzejszy od Bielsy” – opowiadali miejscowi dziennikarze oraz kibice – i
przypłacił za to surową cenę. Borghi przekonywał buńczucznie, że przed erą
Argentyńczyka w Chile również grało się w piłkę, lecz za jego kadencji zespół
notował blamaż za blamażem. Przed kamerami lokalnej stacji telewizyjnej stwierdził:
„Styl Bielsy? A czym on jest? Trójka z tyłu i dwóch skrzydłowych. Bilardo
zapoczątkował to w 1986 roku. W futbolu wymyślono już wszystko”.
Ubiegłoroczna
dymisja na stanowisku selekcjonera nikogo nie zdziwiła. A podupadłe królestwo Argentyńczyka
postanowił ratować Jorge Sampaoli, wierny kontynuator myśli swojego
trenerskiego guru.
Bielsa dla ubogich
Prowadząc
Universidad de Chile i w zasadzie kopiując taktyczne założenia ”El Loco”,
sięgnął po trzy tytuły mistrzowskie z rzędu, zdobył puchar Copa Sudamericana
(pierwszy chilijski klub, który tego dokonał od dwudziestu lat), dotarł do
półfinału Copa Libertadores i ustanowił rekordowe 36-meczowe pasmo bez porażki.
Choć
początki były dla niego trudne. Pomimo doskonałego startu z Universidad, cztery
zwycięstwa i remis w pierwszych pięciu spotkaniach, nazywano go prześmiewczo
„El Bielsa de los pobres”, co znaczy -
Bielsa dla biedaków.
Mimo
to Sampaoli twardo obstawał przy swoim i sprawdzał w praktyce założenia
wyciągnięte z piłkarskiej biblii Argentyńczyka: ultraofensywne nastawienie,
wysoki i intensywny pressing, wymienność pozycji, gra wertykalna i akcje
oskrzydlające. Na jego wzór ponadto wprowadził do Universidad system 3-4-3,
nieraz przechodzący w 3-3-1-3 lub 3-1-4-2.
„Nie
możemy bać się gry. Zawsze atakujemy szóstką graczy i bronimy się czwórką. Ofensywna
szóstka stale wymienia się pozycjami, utrzymuje futbolówkę w ruchu i tworzy
okazje podbramkowe. Czwórka zaś czeka i zamyka wolną przestrzeń, by potem
łatwiej i skuteczniej odebrać rywalowi piłkę. Porządek czwórki z tyłu jest
równie fundamentalny, co nieład szóstki z przodu” – wyjaśniał pomocnik
Universidad, Matías Rodríguez. To wypowiedź, która - jak zauważył dziennikarz
BBC Sport, Tom Vickery - mogłaby zostać wyjęta wprost ze słownika „El Loco”.
Być jak Marcelo Bielsa
Nieustanne
porównania do Argentyńczyka zupełnie nie przeszkadzają obecnemu selekcjonerowi,
który często podkreślał, że prowadzone przez siebie drużyny zawsze ustawia zgodnie
z jego filozofią. Podobieństwa do Bielsy wykraczają jednak znacznie dalej. Sampaoli
to identyczny maniak futbolowy i perfekcjonista. W klubowych siedzibach
przesiaduje do godzin nocnych, nieprzerwanie analizuje, zmienia i wybiera
najlepsze możliwe rozwiązania. Podobnie zresztą na ławce trenerskiej.
Poza
boiskiem spokojny i zachowawczy, na murawie kipi porywczością, ciągłym tańcem
przy linii bocznej, bezustannymi uwagami w kierunku sędziego. Zdarzało się już,
że wylatywał w trakcie meczów na trybuny. Ale pojedynki piłkarskie to nie tylko
jego żywioł, on umie zachować zimną głowę, na chłodno analizując wydarzenia
boiskowe i wyciągając odpowiednie wnioski.
Wielokrotnie
pokazywał, że zmianami personalnymi bądź taktycznymi potrafił odmienić losy
spotkania. Jak chociażby w półfinałowym starciu Copa Sudamericana z Vasco da
Gama. Kiedy przegrywał bitwę o środek pola i stracił bramkę, natychmiast
dokonał korekty w ustawieniu. Defensywnie usposobionego pomocnika Lorenzettiego
zastąpił grający zdecydowanie wyżej Rodríguez, co przyniosło ekipie Sampaoliego
remis. Przed finałowym zaś bojem z LDU Quito nie bał się odejść od swojej sztandarowej
trójki z tyłu na rzecz czwórki i formacji 4-4-2.
Czarny koń mistrzostw
Reprezentację
przejął w grudniu 2012 roku, od tego czasu wygrał pięć, zremisował i przegrał
po jednym spotkaniu eliminacyjnym. W ogóle, w trzynastu dotychczasowych meczach
pokonany schodził jedynie dwukrotnie. Wziął drużynę, którą poprzednik zadusił
zupełnym odcięciem się od taktyki i ustawienia Bielsy. Pod jego okiem przeszła
jednak kontrolowaną metamorfozę, bo zgodnie z oczekiwaniami upodobniła się do
drużyny Argentyńczyka.
Pod
jego wodzą zespół Sáncheza, Vidala i spółki znowu urzeka i budzi postrach.
Jeśli jednym tchem jako czarnych koni przyszłorocznego turnieju wymienia się
Belgię, Bośnie czy Kolumbię, to tchu musi z pewnością starczyć jeszcze na
wymówienie Chile. A wielu jest takich, którzy wyliczankę zaczęłoby właśnie od
Chile. Zachwycili się ich występami, oni niewątpliwie przyklasnęliby
stwierdzeniu, że oto widzieli ekipę mogącą sporo namieszać na mundialu, lecz jednocześnie
przyznaliby, że to nie koniec możliwości tej reprezentacji, że zwyczajnie stać
ją na znacznie więcej.
„Z
tymi zawodnikami” – mówił przed kamerami BBC Jorge Sampaoli, po czwartym z
rzędu zwycięstwie w kwalifikacjach do MŚ 2014 – „możemy z entuzjazmem pomyśleć,
że stać nas na wielkie rzeczy”. Na razie obudzili w sobie zwierzę, ale, by osiągnąć
cokolwiek na mistrzostwach, szczególnie w jednej grupie z Hiszpanią i Holandią,
potrzebny będzie ogień.
W sumie ja bardzo lubię obstawiać mecze jak grają drużyny narodowe i niestety rzadko się to zdarza. Ja od zawsze praktycznie gram u bukmachera https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie i jestem zdania, ze jest to najlepszy wybór wśród bukmacherów.
OdpowiedzUsuń