Mansour
bin Zayed bin Sultan Al Nahyan, Abdullah bin Nasser bin Abdullah Al Ahmed Al
Thani, Nasser Ghanim Al Kealifi – te trudne do spamiętania nazwiska w
dzisiejszym futbolu znaczą bardzo dużo, a w nieodległej przyszłości będą prawdopodobnie
dzielić i rządzić piłkarską Europą. Ostatnimi czasy jesteśmy, bowiem świadkami
nowej tendencji: oto paskudnie bogaci szejkowie masowo wykupują kluby.
Półwysep Arabski pępkiem świata
Jeżeli
Bliski Wschód w futbolu dopiero buduje swoją pozycję, to na kuli ziemskiej od
dobrych kilku lat sytuuje się wśród przebrzydle majętnych potentatów nadających
ton globalnej gospodarce. Arabskie portfele obejmują chińskie rafinerie,
francuskie domy mody, europejskie porty, lotniska, muzea, hotele. Arabowie
posiadają akcje najpotężniejszych koncernów motoryzacyjnych, przejmują sieci
stacji paliwowych. Zarządzają majątkiem o wartości około półtora biliarda
dolarów. Inwestują w niemalże każdej branży, od dawna sponsorują mnóstwo
sportowych imprez. Kilkanaście miesięcy temu rozpoczęli kolekcjonowanie
piłkarskich klubów.
Najpierw
przejęli Manchester City, potem dopadli Malagę i Getafe, niedawno swymi mackami
objęli Paris Saint Germain, teraz myślą o Palermo i Panathinaikosie. Opierając
się jedynie na prasowych przeciekach i enigmatycznych komunikatach, możemy być
pewni, że, kiedy do właściwych transakcji dojdzie, to Włosi i Grecy zaszaleją
na rynku transferowym w stopniu porównywalnym do dotychczasowych szaleństw
Anglików z Manchesteru, Hiszpanów z Malagi czy Francuzów z PSG.
A
mają czym hulać. Portfele nuworyszów z Półwyspu Arabskiego zdają się nie mieć
dna. Właściciel „The Citizens” w trakcie czterech sezonów ściągnął zawodników i
opłacił ich kontrakty za prawie miliard euro (szatnię niemal w pełni wypełniają
gracze sprowadzeni przez Mansoura – 23 z 24 w obecnej kadrze). Brytyjska ekipa
zanotowała największy w historii wyspiarskiego futbolu deficyt – 197 mln
funtów. Prezesi zespołów z Malagi oraz Paryża, póki co równać się nie mogą.
Rządzą od niespełna roku, niemniej zdążyli już zdominować letnie okienko
transferowe. Najbardziej nabałaganił boss drużyny z francuskiej stolicy. Nie
tylko wydał najwięcej – 106 mln euro, lecz namieszał również wygrywając wyścig
o Javiera Pastore, zatrudniając Leonardo jako dyrektora sportowego i kontraktując
Carlo Ancelottiego.
Walka o wpływy
Prawdziwych
sukcesów na razie jednak nie widać. Manchester City będzie musiał zapewne
znieść upokorzenie oddając rywalowi zza miedzy tytuł mistrzowski, PSG zostanie
znieważone przez biedaków z Montpellier, a Malaga nadal będzie śnić o
dogonieniu madrycko-barcelońskich hegemonów. Mimo to kwestią czasu pozostaje,
kiedy potentatów dogonią, ukąszą, zasmakują i połkną w całości. Mogą, bowiem
sobie pozwolić na szaleństwa o jakich przeciwnicy nie są w stanie nawet pomarzyć.
Gdy Arabowie zechcą to piłkarza zaleją wodospadem mamony. Reputacja i zaledwie
fontanna pieniążków obecnych hegemonów odgrywa coraz mniejszą rolę. Dominacja
dotychczasowych władców krain futbolowych w Europie musi w końcu upaść. Jeżeli
mury pod naporem kasy nie skruszeją, to szejkowie królestwa zatopią powodzią
szmalu.
Sędziwi
królowie z kolei główkują w jaki sposób władzę w swych rękach utrzymać. Najpierw
zwrócili się do Michela Platiniego, by ten zalew pieniędzy ograniczył. To m.
in. Massimo Moratti, Silvio Berlusconi oraz Roman Abramowicz zaproponowali
prezydentowi UEFA, by zniszczone przez nich środowisko zacząć uzdrawiać. Financial
Fair Play niby obowiązuje, restrykcje z biegiem lat będą się zwiększać, ale Arabowie
na ograniczenia godzić się nie zamierzają. Słowem, chcą zdusić nowe prawo siłą
własnego majątku.
Piłkarskie
potęgi Starego Kontynentu powoli kruszeją pod naciskiem nowobogackich, lecz ani
myślą, aby imperium opuścić. Mogą się jedynie, nim podzielić, toteż zacieśniają
więzi z szejkami. FC Barcelona skończyła z chlubną ideą nie umieszczania na
koszulkach reklam, na rzecz Qatar Foundation. Skuszeni milionowymi zyskami (171
milionów euro w ciągu pięciu sezonów), zerwali z wieloletnią tradycją. Nazwa
innej katarskiej firmy – Emirates – pojawiła się na strojach Arsenalu (pomogli także
w budowie stadionu), AC Milanu, HSV Hamburg, PSG oraz Olympiakosu. Finansowe
powiązania sięgają nawet takich instytucji jak UEFA czy FIFA (Emirates było
jedynym oficjalnym sponsorem Mistrzostw Świata w 2006 oraz 2010 roku). Wiele ekip
od dawna poszukuje dobroczyńców na Bliskim Wschodzie.
Znakiem
nowych czasów stanie się gigantyczna inwestycja Realu Madryt. „Królewscy” stworzą
sztuczną wyspę za miliard euro w rejonach Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Oprócz supernowoczesnego, futurystycznego, 10-tysięcznego, z jednej strony
otwartego na morze obiektu, znajdzie się ośrodek turystyczny i sportowy,
luksusowe pięciogwiazdowe hotele, port jachtowy, park rozrywki, kompleks
basenów oraz ekskluzywnych restauracji. Wszystko ma umocnić pozycję klubu oraz
przynieść kosmiczne zyski, gdyż jak przekonują dyrektorzy Realu w samej Azji
mieszka około trzystu milionów fanów drużyny.
Sport dźwignią globalnej inwazji
Bliskiego Wschodu
Półwysep
Arabski już niedługo zapewne będzie kojarzony jako centrum światowego sportu. Dziś
szejkowie fundują multum najistotniejszych imprez sportowych na globie. Jeden z
konkursów lekkoatletycznego mityngu Diamond League odbywa się w Katarze. Tam także
mają miejsce rozgrywki tenisowe, wyścigi Formuły 1, Klubowe Mistrzostwa Świata
w siatkówce. Katarczycy płacili futbolowym reprezentacjom (cztery miliony
dolarów dla każdej), by te rozgrywały pojedynki u nich: w 2009 spotkały się
Anglia i Brazylia, a w 2010 Brazylia zagrała z Argentyną. Qatar Airways jest
głównym sponsorem Tour de France. W Arabii Saudyjskiej toczą się turnieje regat
żeglarskich, wyścigi konne, turniej golfowy Ryader. Zjednoczone Emiraty
Arabskie finansowały Mistrzostwa Świata w rugby w 2011. Jednak najważniejsze
wydarzenie przed nimi – Katar w 2022 roku zorganizuje MŚ.
Jeśli
ktoś myślał, że piłka nożna została doszczętnie skomercjalizowana jest w dużym
błędzie. Komercjalizacja tej dyscypliny dopiero się zaczyna. Arabowie wystrzelą
ją w stratosferyczny poziom komerchy. Sami nie ukrywają, że inwestycje, m. in.
w sport, mają im dać spokojną przyszłość. Rozpoczęli, więc proces
dywersyfikacji, którego jeden z elementów stanowi futbol. By nie opierać
przychodów wyłącznie na ropie naftowej, uczynią z innych dziedzin dobry dla
siebie biznes.
Stary
Kontynent kuszą nieodpartym powabem niezliczonej ilości petrodolarów. Ich
inwestycje nie tylko obejmują zespoły, lecz również wspomagają rozwój krajów,
jak np. w Hiszpanii, gdzie wykupując Getafe zobowiązali się wspomóc energetykę
słoneczną oraz kompanie farmaceutyczne; przejmując zaś Malagę, obiecali rozkwit
turystyki. Tak oto, perspektywą lepszego, bezpieczniejszego oraz bogatszego
jutra, szejk podbija (nie tylko) piłkarską Europę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz